GEORDIE - Save The World
(1976/2008 7T's)
Autor: \m/\m/
Po dwóch latach przerwy Geordie wydaje swój trzeci studyjny album. Rozpoczynający "Mama's Gonna Take You Home", który jakby był skrystalizowaniem dotychczasowego stylu tego zespołu tj. dynamicznego glam rocka rodem z lat siedemdziesiątych z lekką domieszką hard rocka, nie zapowiada tego co następuje później. Niby ciągle jesteśmy w stylistyce glam rocka ale zespół muzycznie bardziej ucieka od rocka, nie mówiąc o hard rocku. Geordie robi różne wycieczki do modnych stylów np. reggae ("I Cried Today") czy też urabia kawałek sekcją dętą ("She's A Teaser"). Ogólnie jest zdecydowanie bardziej melodyjnie, utwory starają się bardziej w paść w ucho. Jest to świadomy krok. Geordie i ludzie "wspierający" zespół wymyślili, że muszą mieć koniecznie przebój. W tym celu wyprodukowano ten album, zapraszając różnej maści kompozytorów. Niestety rezultaty są żenujące. Takie "I Cried Today" czy wręcz dancingowy "Light In Ny Window", to najzwyczajniej kompromitacja. Nie trafione są też melodyjne kawałki oparte na rock'n'rollu "She's A Lady", "Ride On Baby" czy "We're All Right Now". Bardziej pasują do takiego bardziej popowego Bay City Rollers niż do Geordie. Jedynie w pełni autorski, czaderski, "Fire Queen" próbuje ratować twarz zespołu. Usilne wypromowanie przeboju nie wypaliło. A mocne odejście od muzycznej tożsamości spowodowało, że odchodzi Brian Johnson. W tym czasie Johnson próbuje kariery solowej, ale też ma pomysły na ponowne postawienie na nogi kariery kapeli. Co i tak kończy jego przejściem do AC/DC. Inni muzycy pod szyldem Geordie nagrywają jeszcze dwa albumy. Następny "No Good Woman" (1978) zawiera kilka kawałków z Brian'em Johnson'em, zapewne z jakiejś zapomnianej szuflady, reszta to już nowe wcielenie tej kapeli. Po kilku długich latach wychodzi jeszcze "No Sweat" (1983). To jednak nie koniec historii tego bandu. Na gruzach Geordie powstaje Powerhouse, który działa w latach 1985 -1988 i wydaje jedynie debiut "Powerhouse" (1986). Jeszcze w 2001 roku Brian Johnson okazjonalnie ożywia Geordie i jak na razie jest to ostatnia rzecz, związana z tą kapelą. Niestety po tym co usłyszałem na "Save The World" zupełnie straciłem zainteresowanie końcowymi dokonaniami Brytyjczyków. Bardzo mocno rozczarowałem się tym albumem. Wszystko wskazuje, że podobne emocje towarzyszyły albumowi w chwili wydania - i jak widać - nic pod tym względem się nie zmieniło.
\m/\m/