BIOTOXIC WARFARE - Lobotomized
(2015 Slaney Records)
Autor: Aleksander „Sterviss” Trojanowski
Tracklist:
1. Mors Indecepta
2. Proclaim The Gospel Of Lies
3. Baptized In Blood And Greed
4. Dsyphoric Reality
5. Lobotomized
6. Lust For Hate
7. Parastic Life
8. As We Rot (Promises of Heaven)
2. Proclaim The Gospel Of Lies
3. Baptized In Blood And Greed
4. Dsyphoric Reality
5. Lobotomized
6. Lust For Hate
7. Parastic Life
8. As We Rot (Promises of Heaven)
Lineup:
Mike Kavalos - Vocals
George “Dimator” Dimitrakakis - Lead Guitar, Backup Vocals
Stellos Sfendilakis - Rhythm Guitar
Panagotis Polioudakis - Bass
Orestis Drapaniotis – Drums
George “Dimator” Dimitrakakis - Lead Guitar, Backup Vocals
Stellos Sfendilakis - Rhythm Guitar
Panagotis Polioudakis - Bass
Orestis Drapaniotis – Drums
Zapewne niewielu z was słyszało, przynajmniej na tę chwilę, o Biotoxic Warfare. Nic dziwnego, w końcu zespół powstał raptem trzy lata temu i dopiero teraz mamy możliwość posłuchania ich debiutanckiego albumu. Chłopaki pochodzą z Krety, jednak mimo wyspiarskich korzeni, ich thrash metal ma wszelkie znamiona Nowej Fali Thrashu pochodzącej z Grecji kontynentalnej. Mianowicie - jest nudny i średni. Spokojnie można go postawić obok Chronosphere, Exarsis, Suicidal Angels i Bio-Cancer (z czego akurat studyjnie Bio-Cancer w tym zestawieniu wypada najlepiej). Innymi słowy, kwintesencja mało ciekawego grania, które choć zawiera wszystko to, co powinien zawierać thrash metal, plus dobry warsztat instrumentalny, to jednak nie jara tak jak powinno, jawiąc się jako sztuczna breja robiona "na siłę". "Lobotomized" to album niezwykle nudny. Zadziwiające swoją drogą - gdyż skill muzyczny muzyków, zwłaszcza perkusisty, stoi na bardzo wysokim poziomie. I co z tego, jak dostajemy nudne wymęczone wokale na nudnych i mało kreatywnych riffach gitarowych, połączone w nudnych kompozycjach. Same utwory, nawet te bardzo szybkie, mają irytującą tendencje do zwalniania w sposób tak bardzo wypierający je z energii i ciężaru, że aż szok. Jest po prostu straszliwie nijako i bezbarwnie. Swoją drogą, ciekawym jest fakt jak na początek wita nas "Freezing Moon" połączony z perkusją z "Criminally Insane". Trzeba być nie lada odważnym albo aroganckim, by wstawiać coś takiego na początek albumu. W każdym razie, choć potem Biotoxic Warfare już tak nie przedstawia otwarcie swych inspiracji, to i tak nie jest lepiej. Zwłaszcza ze sposobu w jaki są pisane riffy. Albo są skomplikowane albo prostackie do bólu, a najczęściej mają irytującą tendencje tego metalcore'owego skakania z pustej grubej struny w jakiś wysoki dźwięk na strunie A lub D. I to wszystko jest połączone z wokalami, które brzmią jakby ktoś defekował podczas anginy. Grecki thrash ostatnimi laty nie jest miejscem, w którym należy szukać ciekawej muzyki - nieważne czy chodzi nam o pionierskie i świeże podejście do zagadnienia czy też fajne odtworzenie stylistyki dawnych lat. To nie są czasy takich zespołów jak Flames czy Crucifix. Biotoxic Warfare zdaje się to tylko potwierdzać swoim przeciętnym startem. Szkoda, bo ewidentnie słychać, że z tego dałoby się ukręcić o wiele lepszy materiał...
2,5/6
Aleksander „Sterviss” Trojanowski