CRUENTA LACRYMIS - Sweetness And Blasphemy
(2015 Metal Scrap)
Autor: Wojciech Chamryk
Tracklist:
1. Intro - The Era of Cruenta LaСrymis 02:11
BLASPHEMY SIDE
2. The Steersman's Course 05:35
3. Mother of Sigh 05:32
4. Burning Spirit 06:10
5. Sicarius 06:27
6. The Ghost of the Jew 04:30
7. Downward 06:11
SWEETNESS SIDE
8. Circle of Damnation 05:56
9. Bloody Revenge 04:11
10. Luxury 04:06
11. False History 04:16
12. Sound of Soul 04:38
Total playing time: 60:12
1. Intro - The Era of Cruenta LaСrymis 02:11
BLASPHEMY SIDE
2. The Steersman's Course 05:35
3. Mother of Sigh 05:32
4. Burning Spirit 06:10
5. Sicarius 06:27
6. The Ghost of the Jew 04:30
7. Downward 06:11
SWEETNESS SIDE
8. Circle of Damnation 05:56
9. Bloody Revenge 04:11
10. Luxury 04:06
11. False History 04:16
12. Sound of Soul 04:38
Total playing time: 60:12
Lineup:
Erika – Bass
Daniele – Guitar & Programming
Elena – Vocals
Teo - Drums
Daniele – Guitar & Programming
Elena – Vocals
Teo - Drums
Widniejąca powyżej okładka nie zachęcała jakoś szczególnie do kontaktu z ozdobioną nią płytą, informacje, że ta włoska grupa w 3/5 składa się z kobiet i gra symfoniczny black metal, też bardziej odrzucała niż zachęcała do włączenia „Sweetness And Blasphemy“. Okazało się jednak, że nie taka ta zjawa z okładki straszna jak ją malują, a debiutancki album Cruenta Lacrymis trzyma poziom.
Oczywiście trudno było uniknąć młodym muzykom nawiązań czy nawet czerpania z twórczości choćby Dimmu Borgir, Cradle of Filth, Moonspell czy pobratymców z Graveworm, ale trzeba im przyznać, że nie przesadzają, próbując też z powodzeniem dodać to i owo od siebie. Dlatego też poza obowiązkowymi symfonicznymi pasażami, chórami czy partiami fortepianu pojawiają się też klasycyzujące partie, jak choćby w balladowymz wolnieniu „Burning Spirit“ oraz deathowe uderzenia z blastami i mocnym riffowaniem w stylu Arch Enemy, dodające agresji „Sicarius“ i „False History“. Elena też w żadnym razie nie przypomina nawiedzonych sopranistek z innych zespołów tego typu, lokując się ze swym mocarnym growlem i demonicznym skrzekiem bardziej obok Angeli Gossow niż Tarji Turunen. Jest więc w tych 12. utworach zarówno metalowe uderzenie jak i specyficzny klimat, szkoda tylko, że zespół poszedł na całość i nie skrócił nieco tego materiału – blisko godzina muzyki wydaje się zbyt dużą dawką, a odrzucenie jednego czy dwóch słabszych utworów, choćby „Downward“ wyszłoby tylko temu albumowi na zdrowie. Ale i tak jest nieźle, fani wyżej wymienionych kapel mogą bez cienia obaw sprawdzić „Sweetness And Blasphemy“.
(4/6)
Wojciech Chamryk