Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

ABBATH - Abbath

 

(2015 Seasons of Mist)
Autor: Wojciech Chamryk
abbath abbath m
Tracklist:
To War!;
Winterbane;
Ashes Of The Damned;
Ocean Of Wounds;
Count The Dead;
Fenrir Hunts;
Root Of The Mountain;
Endless;
Riding On The Wind;
Nebular Ravens Winter
 
Line-up:
Abbath - wokal, gitara, gitara basowa;
Creature - instrumenty perkusyjne;
King - gitara basowa
 
Po tym, jak nieodwołalnie rozeszły się drogi Demonaza, Horgha i Abbatha to właśnie były frontman Immortal musiał odczuwać sporą presję i chęć udowodnienia czegoś byłym kolegom, stąd szybka premiera jeszcze w grudniu ubiegłego roku singla „Count The Dead” oraz w lutym albumu „Abbath”. I wygląda na to, że nie dość, że piłka jest po stronie Olve Eikemo, to właśnie on zdaje się mieć więcej do powiedzenia, mimo tego, że – zapewne z rozmysłem, by nie rzec z premedytacją – nie mamy tu za wiele odniesień do stylistyki zespołu, w którym spędził ponad 20 lat. Nie znaczy to oczywiście, że Abbath poszedł w kierunku death metalu, tradycyjnego heavy czy ambient/ electro, ale black w jego wydaniu jest znacznie bardziej surowy i bezkompromisowy, taki bardziej w stylu Satyricon. Nie ma tu więc długich, rozbudowanych kompozycji, przeważa za to 4-5 minutowy konkret. Dobrze brzmiący, motoryczny i przebojowy („Count The Dead”), ekstremalny z wściekłym skrzekiem i blastami („To War!”) oraz z majestatycznymi zwolnieniami („Ashes Of The Damned”). W „Fenrir Hunts” robi się z kolei bardziej intensywnie, „Ashes Of The Damned” sporo zyskuje dzięki wejściom mrocznych syntezatorów, a monumentalny „Root Of The Mountain” ma w sobie sporo z epickiego klimatu Bathory. Dlatego, mimo momentami humorystycznych jak dla mnie zachowań czy specyficznego image, Abbath popełnił - z zauważalnym  i wartym podkreślenia udziałem Kinga ov Hell i Ole André Farstada - naprawdę udany album.
(5/6)
Wojciech Chamryk

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5049757
DzisiajDzisiaj371
WczorajWczoraj1225
Ten tydzieńTen tydzień3236
Ten miesiącTen miesiąc53408
WszystkieWszystkie5049757
3.131.110.169