GTR - GTR
(1986 Arista; 2015 Remaster Esoteric Recordings/ Cherry Red Records)
Autor: Włodek Kucharek
Tracklist:
CD 1
When the Hurt Rules the Mind
2. The Hunter
3. Here I Wait
4. Sketches in the Sun
5. Jekyll and Hyde
6. You Can Still Get Through
7. Reach Out (Never Say No)
8. Toe the Line
9. Hackett to Bits
10. Imagining
2. The Hunter
3. Here I Wait
4. Sketches in the Sun
5. Jekyll and Hyde
6. You Can Still Get Through
7. Reach Out (Never Say No)
8. Toe the Line
9. Hackett to Bits
10. Imagining
Bonus Tracks:
11. The Hunter (Special Gtr Mix)
12. When the Hurt Rules the Mind (Single Version)
13. The Hunter (Single Version)
11. The Hunter (Special Gtr Mix)
12. When the Hurt Rules the Mind (Single Version)
13. The Hunter (Single Version)
CD 2: Live At The Wiltern Theater, Los Angeles in July 1986
1. Jekyll and Hyde
2. Here I Wait
3. Prizefighters
4. Imagining
5. Hackett to Bits
6. Spectral Mornings
7. I Know What I Like (in Your Wardrobe)
8. Sketches in the Sun
9. Pennants
10. Roundabout
11. The Hunter
12. You Can Still Get Through
13. Reach Out (Never Say No)
14. When the Heart Rules the Mind
1. Jekyll and Hyde
2. Here I Wait
3. Prizefighters
4. Imagining
5. Hackett to Bits
6. Spectral Mornings
7. I Know What I Like (in Your Wardrobe)
8. Sketches in the Sun
9. Pennants
10. Roundabout
11. The Hunter
12. You Can Still Get Through
13. Reach Out (Never Say No)
14. When the Heart Rules the Mind
SKŁAD:
Max Bacon (wokal)
Phil Spalding (bas/ wokal)
Jonathan Mover (perkusja)
Steve Hackett (gitara/ bas/ wokal)
Steve Howe (gitara/ wokal)
Niewiarygodne ale prawdziwe. Impulsem do powołania super grupy, bo tak ją „ochrzczono” ze względu na skład doskonałych muzyków, GTR była….frustracja. W roku 1984 były już wtedy gitarzysta Genesis, Steve Hackett, sfrustrowany faktem, że gitara jako instrument muzyczny spychana była w owym czasie- jego zdaniem- na absolutny margines brytyjskiej sceny rockowej, sporządził plan zniweczenia tych podłych zamiarów i aktywizowania wszystkich chętnych do tworzenia muzyki silnie ukierunkowanej na gitarowe brzmienie. To jego żona „podrzuciła” myśl założenia zespołu, w którym główne role instrumentalne odgrywać powinni, On czyli Steve Hackett i drugi wytypowany przez artystę gitarzysta. Pomysł spodobał się Brianowi Lane, dawnemu managerowi takich zespołów jak Yes i Asia, który był wielkim sympatykiem muzyki lat 60- tych i 70- tych, w której rockowe zespoły silnie eksponowały brzmienie gitar. B.Lane należał do wielkich fanów m.in. Yardbirds i Wishbone Ash.
Prawie w analogicznym okresie, pod koniec roku 1984 gitarzysta legendarnej dla prog fanów formacji Yes, Steve Howe opuścił inną super grupę, Asia. Powodem takiej decyzji, jak głosił oficjalny komunikat, stały się rosnące różnice w kwestiach artystycznych oraz niezgodność charakterów pomiędzy Stevem Howe a wokalistą i basistą Johnem Wettonem. Howe, tymczasowo bez zajęcia, został naturalnym kandydatem do posady nominalnie drugiego gitarzysty w projektowanym przez Hacketta składzie. Panowie nawiązali kontakt, szybko doszli do porozumienia i postanowili założyć wspólnymi siłami rockowy band, który promowałby muzykę opartą na gitarowym „filarze”. Jako wiadomo wymienieni rockmani wywodzą się ze środowiska rocka progresywnego i idąc „pod prąd” takiego klasyfikowania, wyrazili wolę zerwania z dotychczasowymi ograniczeniami stylistycznymi, postanawiając wkroczyć na szerszy rynek muzyczny, poprzez promowanie muzyki bardziej przystępnej i przebojowej. Panowie wymyślili także nazwę GTR, która stanowi powszechny w angielskim obszarze językowym skrót od słowa „guitar”. Po wstępnych ustaleniach rozpoczęto poszukiwania wokalisty. Jako potencjalnych kandydatów wytypowano Johna Wettona, skonfliktowanego z S. Howe, oraz Paula Carracka. Po tym jak upadły obie propozycje Hackett podsunął nominowanie do funkcji wokalisty Maxa Bacona, którego głos przypadł mu do gustu przy okazji słuchania heavy metalowego bandu Nightwing. Oferta spotkała się z akceptacją. Kolejny krok to selekcja na stanowisko basisty osoby Phila Spaldinga, posiadającego spore doświadczenie z wcześniejszych występów w ekipie Mike’a Oldfielda. Ostatnia decyzja dotyczyła perkusisty Jonathana Movera, który był do dyspozycji po niedawnym epizodzie z Marillion. Nie ulegało wątpliwości, że grupa posiadać będzie dwóch liderów, Hacketta i Howe’a. Dzięki biznesowym koneksjom Briana Lane’a nowo utworzonemu zespołowi udało się podpisać kontrakt z wytwórnią płytową Arista Records, która znajdowała się właśnie na etapie transformacji swojej polityki wydawniczej skłaniając się ku wykonawcom stricte rockowym, a porzucając swoją dotychczasową dziedzinę zainteresowań czyli pop/ dance i rhythm & blues.
Tak sformowany kwintet przystąpił do komponowania repertuaru na debiutancki longplay. Przy okazji Howe zatrudnił znanego sobie z pracy w zespole Asia, producenta Geoffa Downesa, który zniechęcony brakiem zapowiadanego sukcesu albumu „Astra” postanowił zmienić środowisko zawodowe i zaangażował się w pracę nad nowym projektem GTR. Sam wniósł do programu debiutu fonograficznego jeden song zatytułowany „The Hunter”. Nowy skład w rockowej konstelacji gwiazd, według wielu obserwatorów sceny rockowej, skazany był na sukces, zarówno artystyczny, jak też komercyjny. Płyta, w której tytule widnieje logo grupy, „wdrapała” się błyskawicznie na miejsce 11 listy Billboardu w USA, osiągając status „Złotej Płyty”. A singiel „When The Heart Rules The Mind” znalazł się na szczycie pierwszej dwudziestki amerykańskiej listy przebojów. Ale po kilku tygodniach, gdy opadły emocje i gwar wokół nowego zespołu, pojawiły się także głosy krytyczne i rozczarowania. Głównie ze strony fanów obu gitarzystów pamiętających bogate i owocne ich kariery w Yes i Genesis podniosło się larum, że muzyka GTR „zjechała” niebezpiecznie blisko komercji, oferując sporą dawkę banalnych melodii i piosenek, podążając tym samym zdecydowanie w stronę mainstreamu, porzucając jednocześnie elementy, które akcentowane były w założeniach programowych grupy, głównie chodziło o wyraziste partie gitar. Trudno nie przyznać racji wszystkim opozycjonistom, że zmarnowano zarówno indywidualne umiejętności gitarzystów, jak też ich kreatywność, a to co grają brzmi raczej jak sztampa i praca odtwórcza. Ciężkie do przełknięcia opinie, ale szczere i prawdziwe. Bo mało w muzyce GTR rockowego ognia, wyrafinowania partii instrumentalnych, a za dużo przeciętności i przebojowego „słodziku”. Jednym słowem, cała para poszła w gwizdek! Zupełnie niewykorzystany potencjał muzyków, nie tylko gitarzystów, także pozostałych wykonawców, którzy bezkrytycznie poddali się „sezonowo- ogórkowemu” klimatowi płyty. Wprawdzie lata 80- te nie zaznaczyły się w historii rocka jakimiś szczególnie wybitnymi osiągnięciami, poza wyjątkami potwierdzającymi regułę, ale dostosowanie się do panującej mizerii nie należało chyba do priorytetów Hacketta i Howe’a?! Na palcach jednej ręki policzyć można te fragmenty, które wyróżniają się jakąś cechą, bądź to bardziej złożoną rytmiką, lub chwytliwą melodią, czy stawianą za wzór partią solową (a obaj panowie o imieniu Steve posiadają na swoim koncie mnóstwo partii solowych wykorzystywanych w szkołach muzycznych w celach szkoleniowych). Wśród tych kompozycji, które kojarzą się z albumem „GTR” pozytywnie, wymienić można „Imagining”, utwór najsilniej nawiązujący do progrockowego grania. Obok niego przyzwoite wrażenie robią obie miniatury solowe panów „H”, „Sketches In The Sun”, „Hackett To Bits”. Reszta jest wtórna i bardzo do siebie podobna. Nie wiem, czy to czasem nie robota producenta, Geoffa Downesa, który od zawsze wykazuje skłonności do uproszczeń. Naturalnie gros pracy w opracowanie songów włożyli Hackett i Howe, początkowo motory napędowe procesu twórczego. Dopiero później do pisania utworów przystąpili pozostali członkowie GTR. Gdy program albumu był już prawie gotowy, duet Hackett- Howe postanowił, że każdy z nich dostarczy do programu płyty po jednym rozdziale solowym, stanowiącymi jaśniejsze punkty wydawnictwa. Wyżej wspomniany kawałek instrumentalny „Sketches In The Sun”, znalazł się kilka lat wcześniej, w roku 1979 w gronie kandydatów do albumu Yes „Tormato”, trafił jednak ostatecznie do szuflady. Natomiast instrumentalna miniatura „Hackett To Bits” znalazła się w pozycji nr 9 albumu. Howe firmuje jeszcze jako autor fragmenty dwóch innych kompozycji, „You Can Still Get Through” i „Imagining”, których części opublikowane zostały na albumie archiwalnym „Homebrew 3” z roku 2005.
Jednoznaczna odpowiedź na pytanie, czy album „GTR” odniósł sukces, nie jest wcale taka prosta. Z jednej strony przyciągnął zwolenników łatwiejszej muzy, skłaniając ich do zakupu longplaya, z drugiej zaś strony odstręczył dawnych fanów gitarzystów i ich macierzystych zespołów, nie spełniając ich oczekiwań. Na pewno komercyjny sukces podkreślały prezentacje radiowe, ale nie wiem, czy marzeniem tak szacownych artystów było znalezienie się między frytkami i hamburgerem. Myślę, że twórcy muzyki na płytę „GTR” zdawali sobie sprawę z rozlicznych jej defektów, dlatego, gdy zespół wyruszył na torunee, Hackett i Howe do koncertowej setlisty dobrali sobie klasyki Yes „Roundabout” (album „Fragile”) i Genesis „I Know What I Like (In Your Wardrobe)” (album „Selling England By The Pound”). Ten manewr o charakterze marketingowym „zwabił” publiczność do hal koncertowych USA i Europy, w nagrodę zebrani otrzymali bonus w postaci „świeżynki” „Prizefigters”, utworu planowanego na drugi album GTR, który nigdy nie został wydany. 19 lipca 1986 zarejestrowano koncert w Los Angeles, który każdy może prześledzić, ponieważ Esoteric Recordings/ Cherry Red Records przygotowując w roku 2015 remaster debiutu studyjnego GTR załączył materiał z w/w koncertu na dysku bonusowym. Słuchając dobrze technicznie opracowanego materiału w wersji „live” trudno oprzeć się wrażeniu, że najmocniejszymi punktami występu zarejestrowanego na dysku bonusowym są dwa fragmenty z bogatej twórczości Yes i Genesis, których tytuły podałem wyżej. To tak znakomite kompozycje, że wywołują zachwyt słuchaczy w każdej kompilacji rockowej, stanowiąc jednocześnie świadectwo, że muzyka obu bandów ta klasyczna z lat 70- tych to prawdziwa potęga.
Przystępując do słuchania kompozycji z albumu „GTR” musimy zdawać sobie sprawę, że cały materiał studyjny posiada niewiele wspólnych cech z rockiem progresywnym, dryfując raczej w kierunku tzw. „rocka stadionowego”, w którym najważniejsze role odgrywają nośny rytm, rozpoznawalna melodia, najczęściej dosyć stereotypowy schemat piosenki zwrotka- refren, zaś detale, niuanse brzmieniowe czy wyrafinowane przejścia nie należą do składników ekstra eksponowanych, choćby z powodu warunków zewnętrznych, dalekich od jakościowych parametrów studia nagraniowego. Jednak mając na myśli główne argumenty, które towarzyszyły założeniu zespołu, przede wszystkim silna ekspozycja roli gitar, to należy stwierdzić, że cele autorów rozminęły się z rzeczywistością. Owszem gitarowe riffy słychać niekiedy dosadnie, ale nadużyciem byłoby wskazywanie tych akapitów, w których stanowią one zdecydowanie dominującą koalicję instrumentalną. Proporcje brzmieniowe mają raczej charakter zrównoważony. Głos Maxa Bacona to także nie szczyt marzeń rockowego słuchacza. Obraz uzupełnia poprawna praca sekcji rytmicznej. Wprawdzie w składzie instrumentarium nie uświadczymy baterii instrumentów klawiszowych, ale brzmienie wzbogacono korzystając obficie z syntezatorów gitarowych i urządzeń generujących różne efekty. Także poziom dziesięciu songów wydaje się być bardzo zróżnicowany. Jest „The Hunter”, kompozycja Downesa, utrzymana w stylu grupy Asia, motoryczna, z prostym podziałem rytmicznym. Posłuchać można, ale kapcie z nóg nie spadają! Ale krytyczne stanowisko niżej podpisanego może nie być obiektywne, ponieważ od zawsze dystansowałem się od dla mnie irytującego stylu Downesa, który wykazuje tendencję do tworzenia kawałków biesiadnych. W tłumie entuzjastycznie nastawionych odbiorców, może to robi wrażenie, ale z wybitnym dokonaniem niewiele ma wspólnego. W zestawieniu znajdziemy także średnie kawałki, „skrojone” na modłę radiową, niezbyt długie, żywiołowe, z wyraźnym, wiodącym tematem melodycznym. Do tej grupy zaliczam „When The Heart Rules The Mind”, “Here I Wait” albo “Jekyll And Hyde”. Na drugim biegunie słabiusieńki „You Can Still Get Through”. Taki banał, że bólu zębów można dostać. Mnie najbardziej rajcuje wymieniony już z tytułu solowy przyczynek „Hackett To Bits”, dwie minuty z sekundami, a ile się dzieje. Doskonała konfrontacja agresji gitary, która „jazgocze” na cały regulator, z efektowną sygnaturą rytmiczną autora, z akcentami lirycznymi, wyrażonymi gitarową akustyką.
Powodzenie komercyjne albumu „GTR” było oczekiwane, dlatego nie można mówić o zaskoczeniu. Magia nazwisk zadziałała. Jednak generalnie szału nie ma. Posłuchać można, ale w pamięci pozostają tylko ślady. Gdyby wybrać pojedyncze rodzynki, to pozostanie resztka ciasta z wyczuwalnym zakalcem. Trasa koncertowa potwierdziła, że utwory z debiutu GTR nie są tymi najbardziej nośnymi i oczekiwanymi na koncertach. Reakcja na nie była raczej grzecznościowa. Jak to się ma do szaleństwa publiczności identyfikującej pierwsze akordy klasyków Yes czy Genesis, oceni każdy samodzielnie po wysłuchaniu dysku dodatkowego. Już w trakcie tych występów architekci projektu GTR podjęli prace nad nowym repertuarem. Swoich muzycznych „posłańców” zaczęli skromnie przedstawiać kawałek po kawałku w czasie koncertów. Reakcja publiczności była wstrzemięźliwa. To był także sygnał dla duetu Hackett- Howe, że coś „zgrzyta” i „maszyna” powinna trafić do warsztatu. A dodatkowo pojawił się „piasek” rzucony w tryby GTR w postaci nieporozumień pomiędzy panami „H”, sporów o finanse, które w sumie doprowadziły do sytuacji, że Steve Hackett opuścił szeregi GTR, koncentrując się na swojej karierze solowej. Próba kontynuowania życia GTR po reanimacji spotkała się z oporem szefostwa Aristy Records, które słusznie twierdziło, że swoją pieczęć na umowie przystawili dla zespołu z dwoma uznanymi gitarzystami, a po odejściu Hacketta warunek ten legł w gruzach. W takiej sytuacji Steve Howe podjął wysiłki utworzenia nowej formacji o roboczej nazwie Steve Howe & Friends, jednak jej status był niejasny. Nowi współpracownicy, perkusista Nigel Glockler, wokalista i gitarzysta Robert Berry zaczęli już pisać nowe utwory, które zarejestrowano do marca 1987 roku. Ale drugi album GTR nigdy się nie ukazał, a materiał pozostał w archiwach, pojawiając się sporadycznie na różnych płytach członków nowego składu GTR, między innymi na bootlegach, płytach w dyskografii Roberta Berry, na regularnych publikacjach fonograficznych Steve’a Howe, kwartetu Anderson, Bruford, Wakeman, Howe, także w repertuarze bandu Asia. Do tej pory osiem kawałków ze zbioru przeznaczonego na drugi album GTR nigdy nie zostało wydanych. I w najbliższym czasie do tego nie dojdzie, gdyż nie istnieje jasna interpretacja prawna dająca odpowiedź na pytanie, do kogo należą taśmy z zarejestrowanym materiałem.
GTR pozostał wspomnieniem.
W sumie dobrze się stało, że Esoteric Recordings/ Cherry Red Records podjęło trud odkurzenia tych ścieżek z dorobku efemerycznej formacji GTR. Dla badaczy historii rocka to dokument rzetelny, ale jednocześnie potwierdzający, że muzycznie zestarzał się poważnie. Niekiedy płytowi „emeryci” starzeją się z dystynkcją, wyróżniając się rześkością i klasą. Niestety takich ciepłych słów nie da się wypowiedzieć wobec longplaya super grupy GTR. Ze względu na szacunek dla starszych poniższa ocena jest po delikatnym liftingu.
Ocena 3/ 6
Włodek Kucharek