Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

FM – Transformation

 

(2015 Esoteric Recordings/ Cherry Red Records)
Autor: Włodek Kucharek
fm-transformationm
Tracklist:
1.Brave New Worlds
2.Cosmic Blue
3.Re-Boot, Reawaken
4.Children Of Eve
5.Safe And Sound
6.Tour Of Duty
7.The Lobe Bomb (Universal Love)
8.Value Change For Survival
9.Heaven On Earth
 
Skład:
Cameron Hawkins (syntezatory/ instr. klawiszowe/ bas/ wokal)
Paul Delong (perkusja)
Aaron Solomon (skrzypce/ wokal)
Edward Bernard (skrzypce/ altówka/ mandolina/ wokal)
 
Chociaż FM nie należy do zespołów rockowych z pierwszych stron branżowych czasopism, to istnieje w Polsce spora rzesza słuchaczy, którzy od wielu lat interesują się karierą Kanadyjczyków. Przyznać trzeba, że ta muzyczna aktywność „Klonowych Liści” przeżywa okresowe wzloty i potknięcia, naznaczone bądź to intensyfikacją działalności twórczej i wydawaniem regularnych publikacji fonograficznych, bądź brakiem jakiegokolwiek ruchu na tym polu czyli postawy skłaniającej do głoszenia opinii, że grupa uległa rozwiązaniu. Wierzyć się nie chce, że przez tyle lat- od daty założenia bandu w Toronto minęło prawie 40 lat- a artyści z Kanady mają tak skromne konto z płytowymi aktywami, zamykające się obecnie bilansem siedmiu longplayów, licząc łącznie z płytą „Transformation”. Obiektywnie przyznać należy, że szału pod tym względem nie odnotowujemy. Jednak istnieje to „coś’, co nakazuje się zastanowić, czym FM pozyskał sobie stosunkowo nieliczne, ale wierne  grono słuchaczy, zarówno w Europie, jak też na kontynencie amerykańskim, aspirując w pewnym okresie do miana formacji kultowej, wymienianej jednym tchem obok takich sław z Kanady jak Rush, Saga czy Neil Young. Dla porządku i rzetelności należy wspomnieć, że FM przeżywał  w swojej 40- letniej historii stany artystycznej hibernacji, „wygaszając” kompletnie swoją działalność. Pierwsza pięcioletnia „drzemka” przydarzyła się w latach 1989- 1994, a w głęboki, „niedźwiedzi” letarg wpadli w czasie 1996- 2006, a kolejny, dotychczas ostatni okres bierności „rozciągnął” się na lata 2006- 2011. Jak z tego pobieżnego przeglądu wynika, dwadzieścia lat ze swojego muzycznego życia Kanadyjczycy „przespali”. Ale skończmy z żartami, powiązanymi jednak z realiami biografii FM i powróćmy do postawionego pytania, co przyciągnęło fanów rocka do „ukrytej” gdzieś w kanadyjskich lasach kapeli, która niekiedy nazywana jest nawet legendą rocka progresywnego. Pamiętać należy, że startowali w roku 1976 i mieli się na kim wzorować w dziedzinie space rocka, ponieważ swoje odlotowe albumy nagrali już wcześniej „kosmici” z Hawkwind, a później hard rockowy UFO opatrzył swój drugi album „Flying” podtytułem „One Hour Space Rock”. Jednak pisząc o wzorcach stylistycznych należy do ich definicji podchodzić z pewną dozą ostrożności, gdyż łatwo popaść przy ich ocenie w stereotypy. Pomimo teoretycznie jednej kategorii stylistycznej, poszczególne zespoły wykazywały istotne różnice zawartości swoich kreacji rockowych. FM na przykład zupełnie innymi środkami tworzył swój kosmiczny klimat, aniżeli pozostali reprezentanci gatunku. Zasadniczą różnicę tworzyła wiodąca w spektrum brzmieniowym, rozbudowana sekcja instrumentów smyczkowych, z wiodącymi skrzypcami, także elektrycznymi oraz w licznych partiach altówką. To one ukształtowały specyficzne, rozpoznawalne brzmienie FM, a sposób gry na wymienionych instrumentach powodował, że kompozycje FM nie tylko mieściły się w szerokim polu oddziaływania rocka progresywnego, ale zahaczały wyraźnie o stylistyczne atrybuty jazz rocka, przechodząc przy tym także na terytorium muzyki określanej jako fusion. Na tym polegała między innymi inność bandu, który potrafił stworzyć dla siebie interesującą niszę stylistyczną, „zagospodarowaną” także w warstwie słownej tekstami o tematyce science fiction. To był drugi aspekt, który wpłynął na popularność zespołu.
Motorem napędowym poczynań kwartetu był i jest aktualnie Cameron Hawkins. Na nowym albumie „Transformation” nastąpił także come back innych byłych członków FM, wirtuoza skrzypiec Aarona Solomona oraz innego skrzypka Edwarda Bernarda. Do realizacji nowego projektu udało się także pozyskać niezwykle wszechstronnego perkusistę Paula Delonga, kojarzonego głównie z takimi nurtami muzycznymi jak fusion, funk i elektryczny jazz.
„Transformation” to pierwszy album FM od 28 lat. Biorąc pod uwagę zmiany w świecie muzyki, od kwestii czysto technicznych w zakresie zapisu dźwięku, po tak zwane biznesowe, związane między innymi z prawami autorskimi, trudno nie zgodzić się z opinią autorów, że dla nich, muzyków w składzie FM to rzeczywiście „Transformacja”, totalna (Niedociągnięcia prawne są głównym powodem braku wznowień nagrań na dyskach kompaktowych). Uważam, że najnowsze wydawnictwo FM „sponsorowane” przez Esoteric Recordings przy odrobinie tolerancji potraktować można w kategorii drugiego debiutu, a pisząc o tolerancji mam na myśli przede wszystkim niekonsekwencję językoznawczą, ponieważ „debiut” to z definicji „pierwsze dzieło”. Niepełne 50 minut muzyki podzielono na dziewięć tytułów, utworów o umiarkowanej długości. Zresztą w tym punkcie panuje zgoda, gdyż FM nigdy nie tworzył kompozycji dwucyfrowych, choć znane są inklinacje artystów do solidnych, złożonych partii solowych, wielokrotnie improwizowanych. Dlatego czas trwania nie idzie tutaj w parze ze stopniem skomplikowania struktury utworów, które oferują bogate brzmienie, zawierają wiele „poskręcanych” figur rytmicznych, zmiennego tempa, przejść od łatwej melodii do iście instrumentalno „wariacyjnych” fragmentów. A ponieważ mamy do czynienia z wirtuozami w swojej  branży, to zrozumiała staje się tendencja do poruszania się po różnorodnych polach i granicach muzyki rozrywkowej, od tradycyjnego rocka progresywnego, także tego z etykietką „retro”, przez melodyjny rock, jazz, kończąc na fuzji kilku gatunków. Nigdy do tej pory kompozycje FM nie należały do łatwych w odbiorze, choć premierowy materiał zawiera gros rozwiązań, które dosyć łatwo można intelektualnie okiełznać.
Główne założenia receptury FM na przemyślaną, różnorodną muzykę rockową nie uległy istotnym zmianom od lat. Sporo ścieżek wokalnych, melodyjnych, na każdym kroku wspieranych przez partie wielogłosowe, szczególnie w refrenach. Zresztą strona wokalna to mocny punkt warsztatu wykonawczego. Śpiewają wszyscy- wyjątek stanowi tylko perkusista- , na silnie wyeksponowanym podkładzie skrzypcowym, miejscami z domieszką dźwięków klawiszowych. Konfrontując materiał skomponowany współcześnie z tym z przeszłości zauważalna stała się większa dbałość autorów o kompleksowe aranżacje songów oraz komponenty melodyczne. Nikt przy zdrowych zmysłach nie eliminuje zalet swojego stylu, dlatego constans pozostały wielowymiarowe partie skrzypcowe, zarówno te akustyczne, jak też elektryczne. Skojarzenia z brzmieniem i manierą wykonawczą jazz rockowego artysty z Francji, Jean Luc Ponty’ego nie są chyba pomyłką. On także dosyć często flirtował z rockiem, a fakt, ten potwierdza przygotowywana płyta z wokalistą Yes, Jonem Andersonem. Wyrafinowane partie smyczkowe to swoisty identyfikator kapeli, z czego doskonale zdają sobie sprawę Hawkins i koledzy, dlatego kompozycja bez choćby zaakcentowanej obecności skrzypiec bądź altówki w przypadku FM nie wchodzi w rachubę. Należy cały czas pamiętać, że w instrumentarium zespołu ani śladu gitar, tę rolę przejęły właśnie smyki. Zapewne niektórym ortodoksyjnym fanom rocka nie mieści się to w głowie, ale ten kwartet doskonale funkcjonuje bez gitar i to dla nich artystyczna rzeczywistość. Często w spektrum brzmieniowym formacji pojawiają się tony elektrycznej mandoliny pod kierownictwem Bernarda. Zresztą ten Pan obowiązków ma bez liku, bo obok tych wymienionych, wspomaga we frazach skrzypcowych mistrza Solomona, dodaje partie altówki, która w odróżnieniu do skrzypiec ma niższy, głębszy i nieco łagodniejszy ton. Także sam szef, czyli C.Hawkins na brak zadań narzekać nie może. Z jednej strony ściśle współpracuje z DeLongo dyktując basowym pulsem rytm, po drugie występuje w roli wokalisty, a po trzecie ma pieczę nad partiami instrumentów klawiszowych, wśród nich często wykorzystywanych syntezatorów. Często spotykamy w muzyce FM takie odcinki, w których rockowa energia i dynamika pracy basu, bębnów i skrzypiec nie pozostawiają złudzeń, co do rasowych, rockowych korzeni stylu. Gdyby szukać pewnych podobieństw, to zdarzają się momenty „karmazynowe” z ery Davida Crossa, bywa też łatwiej, bardziej melodyjnie w stylu Eddie Jobsona w okresie działalności w UK. Słuchając kolejnych pozycji z programu płyty, można wskazać kawałki słabsze, ale w przewadze występują te bardziej wyszukane, przemyślane, o solidnej jakości. Poziom jest wyrównany, ale brakuje fragmentów, o których każdy słuchacz mówiłby z błyskiem w oku i ekscytacją. Sam byłem ciekaw, co FM ma do zaoferowania po tylu latach i nie mogę mówić o rozczarowaniu, ale daleki jestem od peanów ku czci. Jest jeden taki utwór, przy słuchaniu którego czułem niezadowolenie, ponieważ wkurzył mnie banałem, a mowa o „Re- Boot, Reawaken”. Jego główne grzechy polegają na dosyć trywialnej partii wokalnej, prostackiej melodii, aż zanadto popowej, bez błysku, tak jakby artyści szukali poklasku komercyjnych salonów. A na wstępie wydawało się, po perkusyjnym, ciężkim intro, że całość rozwinie się w innym kierunku. Na pociechę pozostaje informacja, że według mojej opinii, to jedyna, ewidentna „wpadka” kwartetu. O pozostałych składnikach albumu można bez większego ryzyka mówić w pozytywnym kontekście. „Cosmic Blue” zdominowany dźwiękami skrzypiec, z regulowanym umiejętnie tempem, fajnymi harmoniami wokalnymi robi bardzo dobre wrażenie. Zwarty, konkretny, spójny, dynamiczny. Same plusy. Dużo dobrego można także opowiadać o najdłuższej na płycie kompozycji „Tour Of Duty”, blisko siedem i pół minuty, w której odkryjemy relatywnie najwięcej pierwiastków jazzowych. Gęste, swobodne „bębnienie” przypomina free jazzowe improwizacje, a na ich tle „zasuwają” elektryczne skrzypce. Krótko przed trzecią minutą wokal intonuje świetną melodię, od której trudno się uwolnić, w szczególności od motywu w refrenie. Rywalizujący intensywnie duet skrzypcowy wprowadza bardzo zmienne „gitarowe” brzmienie, raz tonuje i łagodzi atmosferę, innym razem dodaje partiom skoczności i agresywności. O efektowny początek dba „Brave New Worlds”, motoryczny, melodyjny, z pięknie ułożonymi harmoniami wokalnymi i „plumkającą” mandoliną. Charakter utworu demonstruje sporą dozę żywiołowości i zaskakujących przejść. Wyróżniłbym także „Safe And Sound”, trochę beatlesowską piosenkę, z klasycyzującymi smyczkami oraz chórkami w tle, doskonale uzupełniającymi głos prowadzący. Chwytliwy temat melodyczny powoduje wrażenie lekkości i zwiewności. Ta kompozycja należy do sporadycznych sytuacji, w których pierwszoplanowych ról nie odgrywają skrzypce, które dopiero w okolicy 5:40 wprowadzają śliczne solo. Podobać może się także akapit o tytule „Children Of Eve” podniosłym intro, po którym syntezator tworzy gęste tło dla występu skrzypiec. Ten utwór śledzić należy z dużą uwagą, gdyż w trakcie przeobraża się jak kameleon. Udanym zwieńczeniem wydawnictwa FM są cztery minuty zatytułowane „Heaven And Earth”, z urokliwym motywem melodycznym i kapitalnym popisem skrzypcowym. W strukturze utworu zaakcentowano także dźwiękowe ślady mandoliny, stanowiące echa muzyki country.
W podsumowaniu można dywagować, czy weterani z FM powracając po 28 latach z nowym albumem „Transformation” potrafili dostosować się do wymagań nowych czasów. Zapewne tylko oni umieją udzielić odpowiedzi, o jakiej „Transformacji” myśleli tytułując nową płytę. Jeśli chodzi o najważniejsze czynniki decydujące o stylu, to autorzy nie dokonali większych przeobrażeń, pozostając konsekwentnie w sferze oddziaływania rocka progresywnego sprzed lat z jazzowymi dodatkami. Wiernie skopiowali najlepsze cechy swojego autorskiego wizerunku, z biegłością wykonawczą skrzypków, nienaganną pracą sekcji rytmicznej i niepoślednią rolą instrumentów klawiszowych z wiodącymi syntezatorami. Łączenie innych wpływów stylistycznych w spójny organizm było także mocną stroną FM w przeszłości. Ale, czy pomysły kompozycyjne kwartetu posiadają taki potencjał, że przyciągną uwagę rzeszy słuchaczy? Na to pytanie każdy powinien odpowiedzieć sobie sam. Według mojej oceny, wzmocnionej porównaniem ich wcześniejszych dokonań fonograficznych, FM rewolucji nie wywołał, ewolucji także trudno się dopatrzyć, a kompozycje straciły magię, pierwiastek dosyć ulotny, który bardziej bazuje na emocjach i poczuciu estetyki odbiorcy, aniżeli na przesłankach merytorycznych. Ale dziewięć dosyć spokojnych nagrań, utrzymanych w konwencji retro, łatwiejszych i bardziej przejrzystych, z mniej „zakręconymi” brzmieniem i rytmiką i bez tych kosmicznych odlotów, może przysporzyć Kanadyjczykom nowych fanów.
Ocena 3,5/ 6
Włodek Kucharek

rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4987201
DzisiajDzisiaj1821
WczorajWczoraj2630
Ten tydzieńTen tydzień9835
Ten miesiącTen miesiąc70034
WszystkieWszystkie4987201
18.212.102.174