Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

KETHA - Wendigo

 

(2022 Moans Music)
Autor: Wojciech Chamryk
 
ketha-wendigo s 
Tracklist:
01. Stoneclad
02. Kanati
03. Seventhunders
04. Coyotes
05. Waterbabies
06. Maneto
07. Wets the bed
                    
Wydawało się, że cztery lata temu Ketha stanęła pod ścianą i koniec tego bardzo oryginalnego zespołu stał się smutnym faktem. Na szczęście muzycy już w roku 2020 dali sobie kolejną szansę, czego efektem jest nowy, czwarty w dorobku Kethy, album „Wendigo”. Powstał on w nieco zmienionym składzie, bowiem gitarzystę Bartosza Kaliszczaka zastąpił Łukasz Kursa (Moanaa), ale reszta to starzy, dobrzy znajomi: Mr Trip, Michał Bartosik i Maciej Dzik. Do tego zespół nie poszedł na łatwiznę, znajdując dla siebie kolejne, dotąd nie eksplorowane rejony. O kontynuacji pomysłów z poprzednich płyt nie ma więc mowy, chociaż stylistycznie to wciąż alternatywny/post-metal, bo Ketha jest już obecnie na zupełnie innym etapie muzycznych poszukiwań. Dużo więc w tych siedmiu, zwykle długich i rozbudowanych utworach, aranżacyjnej swobody oraz niczym nie skrępowanej zabawy nieoczywistymi dźwiękami, momentami nawet poza percepcją przeciętnego fana ciężkiej muzyki. Na pozór może to wydawać się wręcz ekstrawaganckie, jeśli jednak poświęcimy utworom Kethy wystarczająco dużo czasu i uwagi okaże się, że wszystko jest w nich nad wyraz spójne i zazębia się z godną podziwu logiką. Do tego żaden z elementów tej muzycznej układanki nie dominuje nad innymi: riffy i sample koegzystują nader zgodnie, bas jest prawdziwym monolitem, zaś wiążą to wszystko partie perkusji, gdzie o palmę pierwszeństwa walczą osadzony, rytmiczny puls z zakręconą transowością – „Coyotes” i „Wetsthebed” to bodaj najlepsze przykłady. Trudno też nie dostrzec swego rodzaju chwytliwości poszczególnych motywów, nie tylko w singlowym, mającym też coś z jazzu, openerze „Stoneclad”, co tylko dodaje temu materiałowi jeszcze większej atrakcyjności. Na tę chwilę trudno mi powiedzieć czy to najlepszy album Kethy, ale na pewno najbardziej dojrzały i dopracowany, do tego robiący ogromne wrażenie.
(6/6)
Wojciech Chamryk
rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5051985
DzisiajDzisiaj2599
WczorajWczoraj1225
Ten tydzieńTen tydzień5464
Ten miesiącTen miesiąc55636
WszystkieWszystkie5051985
3.134.104.173