Helstar, Solicitor, Hellhaim - Warszawa - 12.04.2023
Helstar, Solicitor, Hellhaim - Riviera Remont, Warszawa - 12 kwetnia 2023
Jeszcze serduszko mocniej bije, jest lekkie niedospanie, a gardło, ręce i szyja będą dochodzić do siebie przez następnych paręnaście godzin. No ale to nic, bo gdybym dziś obudził się ze świadomością opuszczenia wczorajszego koncertu w stołecznym klubie Riviera Remont, to autentycznie siedziałbym w bezruchu ze spuszczoną głową i mruczał pod nosem jak mantrę, że jestem głupi. Legendarna formacja US heavy/power, Helstar, po dwunastu latach ponownie pojawiła się w Polsce, tym razem w towarzystwie zjawiskowego Solicitor oraz rodzimego Hellhaim. Jak się okazało, dali garstce maniaków powody do absolutnego zadowolenia!
Szukanie miejsca parkingowego w śródmieściu Warszawy to sport ekstremalny. Kiedy w końcu udało się znaleźć lukę, w której można było umieścić nasz pojazd kołowy, zegar wskazywał, że Hellhaim jest gdzieś w połowie setu. Udało się jednak wejść do klubu i zobaczyć jeszcze końcówkę tej lokalnej kapeli, która z powodzeniem toczy swój wózek od 2009 roku. Przyznam się, że nigdy jakoś wybitnie nie wpadli do głowy, ale na żywo spisują się całkiem nieźle. Noga sama zaczęła tupać jak tylko dopadłem barierki. Image to trochę pomieszany Accept z W.A.S.P., muzycznie natomiast agresywny heavy metal bez zbędnych ceregieli. Muzycy na scenie żwawi, często zmieniający pozycje, zachęcający do zabawy. Widać, że granie gęstych, szybkich i szorstkich utworów sprawia im frajdę w każdych warunkach – nawet wtedy, kiedy machających głowami nie ma zbyt wielu.
No ale żałować mogą jedynie ci, którzy nie wybrali tego wydarzenia, bo dla tych, co stawili się pod sceną wieczór się rozkręcał. Po chwili przerwy na scenie zainstalował się amerykański Solicitor. Grupa istnieje od 2018 roku i pochodzi z Seattle, jednak nie mają nawet cala wspólnego z grunge. Uszy zebranych zaatakowali dzikim heavy/speed metalem od razu wchodząc na wysokie obroty. Riffy Matta Vogana i Patricka Fry’a szatkowały powietrze. Solówki uderzały idealnie w punkt. Sekcja Johann Waymire (perkusja) / Damon Cleary-Erickson (bas) dudniła po łbach, trzymając przy okazji numery w ryzach. Wokalistka Amy Lee Carlson zwracała uwagę nie tylko ostrymi jak brzytwa partiami, ale i strojem oddającym klimat dźwięków. Wszystko się zgadzało. Nie było mowy o przesadnych zwolnieniach – grupa pruła naprzód wkręcając się coraz mocniej. Zagrali naprawdę absorbujący set oparty na pełnym albumie „Spectral Devastation” (2020). Krótko, intensywnie i na temat, bez zbędnego marnowania cennych minut. Polecam łapać – prostu cymes!
Jednak chyba każdy był świadom, że jakkolwiek dobry przedskoczek by nie był, to za chwilę zblednie przy rażącym świetle Helstar! Można mówić wiele, narzekać, że to już nie to, mlaskać z dezaprobatą, a teksański zespół wychodzi na scenę i odpala się na pełną moc, kasując obiekty. Porwał od początku ten koncert. Naprawdę chwycili od pierwszych minut i nawet nie zwracałem uwagi na mankamenty z nagłośnieniem, które zresztą w każdym miejscu klubu odbierać można inaczej. Nieważne w sumie – to co działo się na scenie było prawdziwym świętem dla fanów solidnego US power/heavy! Set oparty na klasykach (m.in. „Baptized In Blood”, „Burning Star”, „King Is Dead”, „Abandon Ship”) pomieszanych z nowszymi kompozycjami („Black Cathedral”), nie dający nawet minimum niedosytu. Muzycy w świetnej formie. Słychać było, że są zgrani i czerpią z tego czystą przyjemność. Gitarzyści Andrew Atwood i Larry Barragan sadzili konkretne riffy przeplatane solówkami wwiercającymi się w głowę swego rodzaju nieokiełznaniem. Bardzo pysznie również prezentowała się sekcja w postaci basisty Garricka Smitha i perkusisty Alexa Erhardta, który czarował dynamiką i precyzją uderzenia. Każdy numer żarł niesamowicie. No i on – James Rivera! Z lekkością wyśpiewujący połamane partie, rażący siłą skali i będący w znakomitym humorze. Dużo mówił, dyrygował publicznością, zachowywał się naturalnie i szczerze – w pewnym momencie nawet się wzruszył. Nie grali może jakoś ultra długo, ale przyłożyli konkretnie. W zupełności zestaw kompozycji wystarczył do dewastacji organizmów zebranych tego wieczoru w Remoncie. Pozostaje tylko liczyć, że zgodnie z obietnicą Jamesa, grupa wróci do Polski z nowym materiałem znacznie szybciej…
Po koncercie bez problemu muzycy każdego zespołu byli do dyspozycji fanów. Nie stanowiło kłopotu zrobienie zdjęcia, rozmowy, podpisania dowolnej ilości krążków. Rivera to strasznie serdeczny człowiek – żaden muzyk nie ściskał mnie „na misia”! Amy Lee Carlsen też okazała się wesołą i komunikatywną osobą. Pojawiło się też kilku znajomych, których widok zawsze napawa dobrym fluidem, także środowy wieczór w kategoriach muzyczno-towarzyskich zaliczam do niezmiernie udanych!
Adam Widełka