Satan, Haunt, Hellfire - Warszawa - 21.09.2024
SATAN, Haunt, Hellfire - Odessa, Warszawa - 21 września 2024
21 Września 2024 był bardzo okrutny dla miłośników heavy metalowego grania. W różnych miejscach naszego kraju odbywały się koncerty tej szlachetnej odmiany, także jej miłośnicy musieli zdecydować się w którą stronę skierować swoje kroki. Moje serce najmocniej zabiło dla przedstawiciela brytyjskiej odmiany także zaplanowałem weekend w Warszawie by móc uczestniczyć w koncercie Satan. Czy było warto? O tym można przeczytać w poniższych słowach.
To już trzecie wydarzenie na które wybierałem się do stołecznej Odessy, także miałem dość określoną wizję czego mogę oczekiwać. Zlokalizowana w starych magazynach przy torowisku nie sprawia by przypadkowe osoby mogły tam trafić. Wnętrze zaskakuje natomiast sporą przestrzenią. Brak słupów, wysoki strop oraz szeroka scena budzą nadzieję zarówno na możliwość oglądania show bez przeszkód jak i niezłą akustykę.
Obie moje poprzednie wizyty kończyły się jednak mieszanymi uczuciami. Nawet w trakcie jednego wieczoru bardzo dobre nagłośnienie potrafiło zniknąć. Czasem wysiadała jedna gitara czy innym razem brzmienie odbierało moc muzykom osłabiając doznania. Dodatkowo lokal ma sporo zróżnicowanego światła, które nie zawsze jest dobrze ustawione. Oczywiście oświetlenie nie jest najważniejsze na koncercie metalowym, ale odpowiednio wysterowane potrafi wzmocnić przekaz pełniąc uzupełniającą rolę.
Robiąc fotorelację podczas marcowego Heliconu byłym niepocieszony ascetycznym światłem na pierwszych zespołach. Na całe szczęście każdy kolejny otrzymywał dodatkowe reflektory tworząc udany spektakl podczas finału. Podczas całego koncertu Satan światło było dość statyczne. Nudne, nierównomierne, białe, od frontu na twarz uzupełniane przez kilka prostych efektów i telebim za plecami było wszystkim na co mogliśmy liczyć. W połączeniu z brakiem miejsca na fosę znacznie utrudniało to robienie ciekawych zdjęć.
Brzmieniowo byłem bardzo zaskoczony nad wyraz czytelną sekcją rytmiczną. O ile perkusję stosunkowo łatwo nagłośnić, tak gitary basowe były pięknie zarysowane podczas całego wieczoru, co nie jest oczywiste. Niestety gorzej wypadały gitary elektryczne. Wszystkie zespoły grały w konfiguracji dwóch gitarzystów, ale miałem olbrzymie trudności by ze słuchu wyłapać obu muzyków. Dopiero wsłuchiwanie się w połączeniu z obserwacją rąk pozwalało mi rozróżnić poszczególnie partie. Te niedoskonałości nie zaburzyły na szczęście pozytywnego odbioru różnorodnej muzyki. O ile każdy z trzech zespołów grał heavy metal, tak każdy cechował się zróżnicowanym wyrazem.
Pierwszy, pochodzący z USA Hellfire, dał krótki i intensywny koncert. Lider zespołu sam stwierdził, że lubią grać szybko i głośno. Pomimo sieczki nagłośnieniowej podczas pierwszych dwóch utworów udało im się zachęcić do wspólnej zabawy całkiem sporą grupą. Czwórka muzyków w żadnym wypadku nie sprawiała wrażenia suportu. Gdyby mieli lepiej zorganizowaną dystrybucję płyt pewnie sami mogliby być gwiazdą mniejszego koncertu. Chociaż tylko część osób znała ich wcześniej nie można było tego odczuć. Reakcja publiczności wprawiła w zdumienie artystów oraz zmotywowała ich do świetnego występu.
Jako druga na scenie zameldowała się kolejna czwórka amerykanów z Haunt. Serwujący znacznie spokojniejszą odmianę muzyki, lekko podszytą hard rockiem, zespół zgromadził w klubie więcej swoich fanów niż poprzednicy. Wydając 10 płyt przez 7 lat swojej działalności dorobili się całkiem niezłej rozpoznawalności o czym mogło świadczyć sporo osób ubranych w koszulki z ich logo. Z całego koncertu najbardziej wpadły mi w pamięć dwa elementy. Ze wszystkich muzyków aż biła niesamowita radość z grania i przebywania na scenie. Pełne życzliwości uśmiechy były tak dalekie od wszechobecnej nienawiści jak to tylko możliwe. Siłą rzeczą ich muzyka nie ma takiej siły rażenia jak Hellfire, ma za to znacznie więcej kojącego ciepła. W kontraście do spokojniejszego grania tryskała z nich nieprzerwanie sceniczna energia. Zamiany pozycji, wskakiwanie na odsłuchy nie sprawiały wrażenia wyreżyserowanych, ale prawdziwie wynikające z potrzeby serca. Lider zespołu zostawił na scenie wielką plamę potu, a każdy z utworów musiał być poprzedzony wycieraniem rąk. Dodatkowo odniosłem wrażenie w drugiej części występu, że to publiczność wybierała utwory do zagrania.
Z niewielkim opóźnieniem na scenie ustawił się jedyny tego wieczoru kwintet. Satan jest w Polsce zespołem zarówno wielbionym jak i pogardzanym. Często słyszę, że nie ma lepszego zespołu w stylistyce heavy na świecie. Dla odmiany równie często, że to nudna kapela z co najwyżej miernym wokalistą. Jak zaprezentował się na deskach Odessy? Nie licząc kilku problemów technicznych muzycznie występ był bez zarzutów. Dojrzały, czysty stylistycznie wyspiarski metal sprzed 40 lat w nowoczesnym sosie. Wizualnie całość była na tyle statyczna, że największą ruchliwość przejawiał perkusista. Niestety zabrakło kilku z moich ulubionych utworów, ale ich styl jest na tyle charakterystyczny, że nie idzie tego braku mocno odczuć. Poprzez swoją powtarzalność jakości sprawili, że zostałem zaspokojony w muzycznej wycieczce. Zagrane w skupieniu wszystkie partie nie raziły spontanicznością czy energią, ale cechowały się dużym doświadczeniem i obyciem.
W trakcie występu pojawiło się jednak bardzo kontrowersyjny aspekt. Brian Ross często przerywał występ by zaprezentować coś w stylu brytyjskiego stand up. Sam przyznawał, że jako były nauczyciel uwielbia rozmawiać z ludźmi. Natomiast nienawidzi i nie toleruje żadnego moshu. Jakikolwiek przejaw przepychania wywoływał u niego gniew, doprowadzając nawet do przerwania jednego z utworów i ucieczki na zaplecze. Pozostali muzycy musieli sami dokończyć granie i dopiero wtedy przyprowadzili wokalistę z powrotem na scenę. Liczne i długie przerwy w końcu skłoniły kilka osób do opuszczenia klubu, a reszcie pozostało słuchanie bez nadmiernego szaleństwa ku zadowoleniu Rossa. Przyznam, że początkowo te rozmowy były mi na rękę umożliwiając bezproblemową wymianę obiektywów w ścisku. Dodatkowo dwa razy przedłużał swój monolog aby technicy mogli poprawić na scenie problemy gitarzystów. Niemniej zbyt długie przerwy osłabiały dynamikę koncertu. Zamiast nabrać momentum występ tracił ciągłość. Widać było po reakcjach publiczności, że mocny zatopiony w wyspiarskim humorze roast nie trafiał do każdego. Już pod koniec wydarzenia Brian przybił niezliczoną ilość piątek, a przedstawicielki płci piękne mogły liczyć na szarmancki pocałunek złożony na ich dłoniach. Po występie słaniając się ze zmęczenia pozostał wśród fanów podpisując każdy podsunięty materiał oraz pozował do wielu zdjęć.
Warto jeszcze by wspomnieć o demografii wydarzenia. Młodszy kuzyn śmiał się, że podczas Heliconu mocno zaniżałem średnią wieku. Natomiast na Satan było zupełnie odwrotnie i zdecydowana większość była młodsza ode mnie. Serce moje radowało się widząc tak dużo osób wykazujących zainteresowanie klasycznymi odmianami heavy metalu. Mam nadzieję, że organizatorom takim jak Michał z Black Silesia Promotion dalej będzie się chciało pracować sprowadzając do Polski artystów w takim zestawieniu. Pomimo licznych niedoskonałości spędziłem świetny czas podczas tego ciepłego wieczoru. Różnorodne odcienie muzyki zaprezentowane przez wszystkie zespoły dały mi naprawdę dużo radości i satysfakcji.
Łukasz Ragnus