Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 91sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

1349, Kampfar, Afsky - Warszawa - 10.10.2024

1349, Kampfar, Afsky - Proxima, Warszawa - 10 października 2024

Tym razem nigdzie nie goniłem, byłem elegancko dużo wcześniej. Zdążyłem popatrzeć sobie na tworzący się black metalowy klimat przed wejściem i w samym warszawskim klubie Proxima. Ludzi na początku znów nie dopisało, ale na zespół Apsik, przepraszam Afsky, to chyba nie przyszła jednak większość tego wieczoru. Zespół dość szybko zameldował się na scenie i poleciał takim black metalem, który jednak najlepiej wchodzi ze słuchawek na spacerze lub w domowym mrocznym zaciszu. Bardzo melancholijna, smutna muzyka, do której zupełnie nie pasowało udawanie Steve Harris’a, oczywiście że basisty… Strzelał gitarą, próbował robić z nią jakieś cuda, no generalnie psuł atmosferę. Zamiast pogrzebu i zadumy, były urodziny w klubie dziecięcym. No ale to moje wrażenie, może ktoś ma inne zdanie i jemu wchodziło. Ogólnie zespół jest muzycznie bardzo w porządku, nie ma tam oczywiście czegoś, czego nie zrobił by Pan Vikernes wcześniej w swoim Burzum, ale zespół z muzyką w sam raz na aktualna prognozę pogody. Potem zaś, stało się coś takiego, że zostałem porwany na jakąś ponad godzinę i wróciłem nie wiedząc co się wydarzyło. Miałem jednak silne odczucie, że bardzo mi się to podobało i chcę jeszcze raz. Ale do rzeczy: na scenie po krótkiej przerwie po Apsik, kurna Afsky, pojawił się zespół Kampfar. Zespół mi znany, lubiany z płyt, ale na żywca nigdy nie widziany. No i to był mój kardynalny błąd moi mili. To co Ci kolesie zrobili, to była czyściutka perfekcja. Czysta jak świeżo spadły śnieg. Czarowali, oszałamiali, brzmieli, kopali po pyskach umiarkowanie, ale jednak z pompą i majestatem. Na scenie dymiło, kadziło, świeciło, a do tego wszyscy muzycy byli jak dobrze grający aktorzy, każdy znał swoją rolę i co najlepsze, nie było w tym grama sztuczności. Widać było jak ogromną im to również sprawia radość. Było picie jakiegoś zapewne soczku z kielicha samego Odyna, chodzenie z płonącymi pochodniami, odwrócone krzyże z flag Norwegii, a nawet rozbieranie się (serio). Przez chwilę dwóch tuczników pod sceną oblało się piwem i coś tam próbowali do siebie skakać, ale na szczęście nawet ten incydent nie zniszczył magii tego show. Zagrali przekrojowo sporo kawałków z całej dyskografii, a mają ją dość obfitą, kończąc (chyba?) utworem z EPki z 1995 roku. Po wszystkim jak już chłopcy (Jakie to chude patyki, tam chyba jakaś bieda w tej Norwegii? Te nasze dwa grubaski co się tam szarpały pod sceną połknęły by ich ze sprzętem włącznie) się ładnie pożegnali, podziękowali, obudził mnie mój kumpel Artur, waląc mnie w karczycho i mówiąc: ”A nie mówiłem? Je@any Kampfar…”. Prawda, Je@any Kampfar… Po jakiejś tam przerwie znów zainstalowałem się pod sceną, żeby posłuchać sobie Pana Frosta jak gra na perkusji w kapeli 1349. Zawsze miałem do jego gry słabość i chciałem na żywo zobaczyć, co on tam jeszcze mieli oprócz oklepanych kartofli w postaci Satyricon. Frost z wokalistą Ravn’em wyszli i buchnęli ogniem, jak za starych dobrych blackowych czasów – fajne to jest, trzeba przyznać – no i zaraz zaczęło grać 1349. No i wiecie, rozumiecie, to nie był Kampfar… Nie wiem, kto to ustawiał w takiej kolejności, te grające zespoły, ale po Kampfar, nie powinien już raczej nikt wychodzić, taka jest przykra prawda. Nie powiem, dobry był ten ich black metal, raczej czysty gatunkowo, czyli Frost na perkusji nudy nie miał, ciepał tam równo to zboże na młóckę, basista się też sporo wysilał, bo jak na black metal dużo fajnych melodyjkowych pasaży wycinał, wokalista bardzo na nas pokrzykiwał, ale to nadal nie był Kampfar… Grali krócej od mojej wymienianej tutaj w kółko gwiazdy, choć osobom (ludzi po Afsky pojawiło się więcej) raczej się podobało. Wychodząc i przybijając piątkę z Arturem skomentowaliśmy chórem znów: „Je@any Kampfar…”. Powiem Wam tak, jak chcecie popatrzeć na black metal, a nie jesteście jakoś wielkimi fanami tegoż, polecam Wam, zaskoczeni? A tak, Kampfar! Black metal na scenie to nie jest prosta rzecz. Muzyka ta, jest w głównej mierze oparta na klimacie i atmosferze, którą łatwo jest zaburzyć (patrz – Afsky) lub po prostu nie przebić show poprzednika (patrz - 1349), nawet jakby się grało technicznie 666 razy lepiej. Ja sobie powiedziałem, że na każdy koncert w mieście tej kapeli idę, nie ma takiej choroby, która by mnie od tego odwiodła. Was również do tego zachęcam, nie wyjdziecie zawiedzeni, nawet jak nie jesteście fanami gatunku. Tidiiit, to Artur wysłał mi w nocy wiadomość o treści: „ Je@any Kampfar…”.

Bartłomiej Łękarski

rightslider_002.png rightslider_004.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5528049
DzisiajDzisiaj589
WczorajWczoraj5040
Ten tydzieńTen tydzień8749
Ten miesiącTen miesiąc13730
WszystkieWszystkie5528049
18.97.9.174