Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Wewnętrzny kosmos” (Gallileous)

Wcześniej płytą "Stereotrip", teraz "Moonsoon" muzycy Gallileous anonsują nam, że są najpoważniejszym rodzimym przedstawicielem tzw. retro rocka. Moim zdaniem niczego im nie brakuje i śmiało mogą rywalizować z takimi Blues Pills, Kadavar czy Avatarium. Jeżeli ktoś mieni się fanem tego nurtu, a nie zna powyżej wymienionych płyt, to powinien jak najszybciej uzupełnić tę lukę. Jednak zanim to uczyni zapraszam do przeczytania poniższego wywiadu. Warto!

                    

HMP: Chyba zgodzicie się, że "Moonsoon" to w prostej linii kontynuacja tego co zaproponowaliście na "Stereotrip"?

Tomasz Stoński: Tak, to kolejna nasza płyta i raczej nie mieliśmy zamiaru zrywać z kierunku obranego na „Stereotrip”. Wówczas to dołączyła do nas Ania i jej wokal nadał naszej muzyce bardziej piosenkowego, ale też zadziornego i bardziej energetycznego charakteru. Czujemy w tym duży potencjał. Praktycznie nie zmieniliśmy też brzmienia i instrumentarium poza dodaniem skromnych partii syntezatora.

Wtedy skupiliście się na krótkich, piosenkowych utworach, tym razem kompozycje są znacznie dłuższe, taki "Boom Boom Disco Doom (Kill The Alarm Clock)" trwa prawie osiem minut...

Tomasz Stoński: Tak, to rzeczywiście był przemyślany zabieg, by „Stereotrip” skupiał się na krótkich i zwięzłych kompozycjach opartych często na jednym riffie bądź układzie zwrotka – refren, itd. Byliśmy zafascynowani tym, jak we wczesnym etapie twórczości The Beatles potrafili w kilku minutach zawrzeć tak wiele emocji. Na „Moonsoon” rzeczywiście utwory nieco się rozciągnęły w czasie, a kompozycje lekko rozbudowały. Czasem wynika to

z charakteru utworu, jak to ma właśnie miejsce w przytoczonym przez ciebie "Boom Boom Disco Doom (Kill The Alarm Clock)", gdzie trudno tak naprawdę ten space rockowy odlot skończyć. Być może wpływ na to miał również Michał, nasz nowy perkusista, który swoją grą, zainteresowaniami muzycznymi bardziej skłania się ku progresywnemu rockowi i który także, jak każdy inny członek zespołu ma wpływ na proces twórczy.

"Stereotrip" był stricte gitarowy, na "Moonsoon" śmielej sięgnęliście po klawisze. Przyniosło to wyśmienity efekt, dla przykładu, w dopiero co wymienionym "Boom Boom Disco Doom (Kill The Alarm Clock)" dzięki użytym syntezatorom podkreślono jego kosmiczny space-progowy charakter...

Michał Szendzielorz: Jak widać numer ten budzi duże zainteresowanie – kolejny już raz wymieniamy jego nazwę – a pewnie też sporo kontrowersji, a to z uwagi na dotychczas przypisywane Gallileous łatki. Niektórzy starzy fani grupy, słuchając "Boom Boom Disco Doom", mogą poczuć niezłą konsternację. Utwór powstał tak naprawdę zanim jeszcze dołączyłem do zespołu w 2016 roku, chociaż w tamtym czasie Ania nie obsługiwała syntezatora, po moim przyjściu zmieniła się też nieco rytmika tego numeru. Wyszła z tego naprawdę niezła kosmiczna mieszanka, której taką wisienką na torcie jest fenomenalne solo naszego przyjaciela, Boogiego, w końcowej części utworu. Ostatecznie byliśmy na tyle zadowoleni z efektu, że wybraliśmy "Boom Boom Disco Doom" na drugi singiel promujący album.

Czy przy kolejnym albumie jeszcze bardziej wydłużycie kompozycje i jeszcze śmielej użyjecie klawiszy czy raczej będziecie starali się o wyważenie proporcji między długimi a krótkimi kawałkami?

Ania Pawlus: Na pewno śmielej użyjemy klawiszy. Dzięki nim kompozycje są pełniejsze i zyskują więcej przestrzeni. Melodie syntezatora dosyć łatwo zapadają w pamięć. Co do wydłużenia kawałków, nigdy nie wiadomo. Tworzymy jak nam w duszy zagra, więc jeśli będziemy mieli ochotę na dłuższy lot, to jak najbardziej polecimy. Póki co skupiamy się na produkcji dobrze brzmiących hitów. Jaka będzie kolejna płyta okaże się w przyszłości.

Od płyty "Stereotrip" muzyka Gallileous jest bardzo witalna, a wręcz przebojowa, to znaczna metamorfoza od funeral doom metalu. Jaka była wasza droga do takiej przemiany?

Paweł Cebula: Nie przypominam sobie abyśmy zakładali jaki ma być nasz styl na kolejnych płytach. To co słychać jest naturalną konsekwencją rozwoju zespołu a nie wpływu mody w danym okresie. Słuchamy różnych stylistycznie zespołów od ambientu przez rock and roll po black metal i to uważny słuchacz wychwyci. A poza tym życie jest zbyt piękne i zbyt krótkie aby tkwić w smutku, trzeba się zmieniać aby móc trwać - Panta rhei!

Jak dla mnie, głównym przebojem nowej płyty jest utwór "With The Bliss To Abyss", choć takie "From Me To You", "Dance With The Planet Caravan" czy "Moonsoon" również mogą ubiegać się o ten tytuł. Jaki kawałek jest waszym faworytem?

Michał Szendzielorz: Faktem jest, że płyta jest dosyć różnorodna pod względem rytmiki, tempa, użytych stylów i harmonii. Z tego powodu słyszeliśmy już naprawdę przeróżne opinie na temat nie tylko najmocniejszych, ale też najsłabszych punktów albumu, i tak naprawdę trudno wytypować jednego faworyta. Na pierwszy ogień, czyli singiel promujący płytę, poszedł tytułowy numer, chociaż wybór ten podyktowany był raczej tym, że dźwięki „Moonsoon” oddają chyba taką najbardziej znaną do tej pory stronę Gallileous. Jest energicznie, gitarowo, z mocno osadzonym rytmem, trochę jak na „Stereotrip”, dlatego słuchacz nie jest zdezorientowany. Zaskoczenie pojawia się trochę później, wspomniany drugi singiel "Boom Boom Disco Doom" powoduje małe zamieszanie, ale to nie koniec niespodzianek! Tak, „From Me To You” to murowany kandydat na kolejnego singla. Dla mnie osobiście mocnym punktem płyty jest też „Wasteland” z klimatycznym solo Daniela Arendarskiego. Z ciekawostek mogę ujawnić, że wspominany przez ciebie „Dance Wih The Planet Caravan” o mało co nie pojawiłby się na płycie, gdyż nie mieliśmy za bardzo pomysłu na jego aranż. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na pomysł z gitarą akustyczną, który – daleki od dotychczasowych muzycznych dokonań Gallileous – okazał się jednak strzałem w dziesiątkę, przynajmniej według nas.

Niemniej charakter nowej płycie nadają te długie kompozycje, które mimo bardziej wyrafinowanej i wielowątkowej muzyki ciągle zachowują witalność, co daje komfort słuchaczowi w odsłuchaniu całej płyty, ba, wręcz taki "Boom Boom Disco Doom (Kill The Alarm Clock)" też bardzo łatwo może stać się hitem…

Ania Pawlus: To prawda. To nie długość decyduje o „hitowatości”, tylko melodie zawarte w utworze i jego klimat. W "Boom Boom Disco Doom" bardzo dużo się dzieje, są różne rodzaje wokali, szerokie spektrum użycia klawisza, włączając w to oczywiście znakomite solo Boogiego, które jest przesoczystym smaczkiem. Co więcej pojawia się disco beat, chwytliwe partie basu i melodyjno-metalowa gitara. Czego więcej chcieć? Nogi same rwą się do tańca.

Dokooptowanie Anny Pawlus to też duży przełom w waszej karierze. W jakich okolicznościach poznaliście Annę i co zdecydowało, że zaprosiliście ją do zespołu?

Paweł Cebula: To było tak dawno, że nie pamiętam jakie były okoliczności pojawienia się Ani w zespole, wydaje się jakby śpiewała z nami od zawsze. A tak na poważnie to stanęliśmy przed znaczącym, przełomowym problemem i były nawet pomysły żeby grać instrumentalnie ale na szczęście do tego nie doszło. Obserwowaliśmy Anie i jej dokonania w Internecie i oprócz tego, że ma niesamowitą barwę głosu to ma jeszcze inne atuty (śmiech), które zadecydowały o obsadzeniu jej na najważniejszym stanowisku w zespole. Z trwogą czekaliśmy na pierwszą próbę bo przecież ona tez musiała chcieć z nami grać.

Przesłuchując "Moonsoon" odniosłem wrażenie, że bardzo dobrze czujecie się ze sobą. Jak dla mnie jest to niebagatelny składnik do tworzenia znakomitej muzyki. Czy taką atmosferę jakoś wypracowaliście czy raczej to coś w rodzaju magii, która po prostu zaistniała miedzy wami?

Ania Pawlus: To chemia. Już od drugiej próby w salce czuć było porozumienie i chęć tworzenia. Wzajemna otwartość umożliwiła nam wspólny lot. Ja sama dla siebie mogłabym to nazwać magią. Pomysły pojawiały się znikąd, a teksty same się pisały. Budziłam się i chodziłam spać z melodiami z ostatniej próby w głowie. Ogromna łatwość bycia razem i radość tworzenia dawała poczucie spełnienia. Myślę że każdy z nas czuje się w Gallileous jak ryba w wodzie.

Wasza obecna muza to kocioł z wieloma składnikami, od doom metalu po przez stoner i sludge metal, hard rock, space rock po psychodelic i progressive rock, itd., a wszystko w duchu lat 70. W uproszczeniu można ją nazwać modnymi ostatnio określeniami retro rockiem lub jak kto woli vintage rockiem. Jak myślisz co się wydarzyło, że taka muzyka na nowo jest popularna i to akurat teraz?

Tomasz Stoński: Może taka muzyka jest po prostu dobra? Może dlatego, że jesteśmy zalani falą kiczu, pop kulturą produkowaną przez programy telewizyjne wyłaniające „artystów” niemających, poza nielicznymi wyjątkami, tak naprawdę nic do powiedzenia? Poza tym to chyba jest tak, jak z każdą dziedziną sztuki, że zatacza się takie wielkie koło niekończących się powrotów do przeszłości. Teraz są to lata 70-80 za dekadę będą 90-te, itd.

"Moonsoon" brzmi znakomicie, czy to ciągle efekt waszej współpracy z Danielem Arendarskim i Arkadiuszem Dzierżawą?

Michał Szendzielorz: Dzięki! Nie zapominajmy także o Grześku Czechu, ale po kolei. Partie basu i perkusji nagrane zostały pod okiem Arka, następnie weszliśmy do wodzisławskiego GoRecords, gdzie Grzesiek Czech pomógł nam zarejestrować partie gitar, klawiszy i wokale. Na sam koniec całość trafiła do Daniela, który w dalekiej Islandii, gdzie obecnie mieszka, nadał płycie ostateczne brzmienie. Jak wspominałem wcześniej, Daniel nagrał też solo do „Wasteland” i – tutaj kolejna ciekawostka – w dwóch lub trzech miejscach na płycie zaproponował nam dodatkowe partie klawiszy, m.in. hammond, który pojawia się w „A Castle In The Purple Fog”. Zespół pracował z Danielem i Arkiem już przy realizacji „Stereotrip”, więc ten wybór był niejako naturalny. Jeżeli twierdzisz, że płyta brzmi znakomicie, to tak, z całą pewnością wielka w tym zasługa tych właśnie Panów.

Waszą nową muzykę bardzo dobrze obrazuje grafika waszej płyty, jest ona również kolorowa, wręcz krzykliwa, pełna różnych motywów ale przyciąga wzrok i wzbudza zainteresowanie. Kto tym razem zajął się tą częścią wydawnictwa? Czy za tymi obrazami idzie jakiś przekaz oraz czy nawiązują do tekstów? A przy okazji, o czym są wasze teksty?

Paweł Cebula: Kiedy odkryliśmy malarstwo Ludwika Holesza był dla nas artystą nieznanym, mimo że mieszkał i tworzył w miejscowości o kilka kilometrów oddalonej od naszej. Było to zrządzenie losu bo akurat wtedy kiedy szukaliśmy pomysłu na okładkę w galerii malarstwa nieprofesjonalnego natrafiliśmy na kilka dzieł tego artysty, jak się później okazało znanego i cenionego w świecie. Udało się nawiązać kontakt ze spadkobiercami i uzyskać pozwolenie na wykorzystanie fragmentów dzieł Pana Ludwika na okładce płyty.

Ania Pawlus: Warstwa liryczna na kilku ostatnich płytach osadzona była w przestrzeni kosmicznej, dotykała fizyki kwantowej i sekretnej geometrii. Dzisiaj koncentruje się raczej na człowieku i jego własnym, wewnętrznym kosmosie. Tematem naszych tekstów jest przestrzeń umysłu gdzie wszystko bierze swój początek i wszystko trwa, rozwija się a wybrany obraz również przedstawia przestrzeń i zawiłość. Na głębszej płaszczyźnie świadomości istnieje zakodowana nasza osobowość. Na płaszczyźnie świadomości możemy zauważać. W tekstach dominuje rozważanie nad swoim własnym życiem i jego sensem. Jest to obraz codziennych zmagań z własną psychiką.

Od "Stereotrip" współpracujecie z firmą Musicom, ich działania sprawiają, że ma się wrażenie, że dość dobrze dbają o wasze interesy...

Michał Szendzielorz: Tak, bardzo się cieszymy, że Musicom zdecydował się na dalszą współpracę z Gallileous. Ela i Beata już przy „Stereotrip” odwaliły kawał świetnej roboty. Obecnie to dzięki nim możemy chociażby oglądać lyrics video do dwóch singli promujących album, a sama płyta dostępna jest w bardzo szerokiej dystrybucji, praktycznie na wszystkich czołowych muzycznych platformach streamingowych. Nasza ostatnia wizyta w Antyradiu u Makaka to również efekt działań Musicom. Wsparcie wydawnictwa odczuwamy bardzo mocno, co z jednej strony bardzo nas cieszy, a z drugiej – wobec tego, że Musicom ma u siebie kilku artystów z naprawdę górnej półki – jest też bardzo nobilitujące i motywujące.

Polskę odwiedza coraz więcej zespołów z wspominanego prze zemnie nurtu nazywanego retro rockiem, to wiąże się z popularnością tego stylu w Polsce? Jak według was jest z jego popularnością w naszym kraju i jaki jest odbiór polskich zespołów grających taką muzykę przez polskich fanów?

Tomasz Stoński: W Polsce obecnie mamy chyba apogeum popularności tzw. retro rocka. Wystarczy spojrzeć ilu fanów zjeżdża na takie festiwale jak Red Smoke Festival do Pleszewa czy Soulstone Gathering do Krakowa, i jak szybko sprzedają się bilety na tego rodzaju wydarzenia. Oczywiście ta fala trochę już trwa. Kilka lat temu grywaliśmy już w Polsce z takimi zespołami jak Kadavar czy Bluess Pils jednak było to swego rodzaju przecieranie szlaków. Teraz są to można powiedzieć gwiazdy z list przebojów. Co do polskich zespołów to, poza sceną stonerową, mało jest typowych grup nawiązujących wprost do tej złotej epoki rocka. Była przez chwilę Ania Rusowicz ze swoim bandem, coś tam próbuje się przebić Katedra, dobrze wypada ostatnio krakowski Taraban, ale to tak naprawdę garstka ludzi, jednakże silnie wspierana przez swoich fanów.

Nie jestem wielkim wielbicielem retro rocka ale mam swoich kilku faworytów. Jednak dzięki "Stereotrip" i "Moonsoon" uważam, że wasza gwiazda świeci coraz jaśniej na tej scenie. Jak myślisz macie jakiekolwiek szanse aby stanąć w szranki z takimi kapelami, jak Blues Pills, Kadavar czy Avatarium?

Tomasz Stoński: Za wymienionymi zespołami stoją duże wytwórnie i wielkie pieniądze a wiadomo, że to one mają w dzisiejszych czasach największy wpływ zarówno na to jak ostatecznie zabrzmi zarejestrowany materiał, jak i na to jaka będzie jego promocja, co można usłyszeć w radio, o kim można przeczytać w magazynach muzycznych i kogo się zaprasza na koncerty. Jednakże nie czujemy się wykluczeni. Od czasów „Stereotrip”, na ile może wspiera nas Musicom. Jesteśmy zadowoleni z „Moonsoon”, z odbioru naszej muzyki przez fanów, udawało się nam już dzielić scenę z wieloma światowej klasy zespołami, napić z nimi piwa na backstage’u, zatem czego chcieć więcej?

Michał Mazur

rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5039455
DzisiajDzisiaj3515
WczorajWczoraj3656
Ten tydzieńTen tydzień14878
Ten miesiącTen miesiąc43106
WszystkieWszystkie5039455
3.141.202.187