„Cholernie zmotywowani” (Snowblind)
- Nie chcemy być kolejną „po prostu metalową” kapelą. Nie ma w tym absolutnie nic złego, ale my lubimy eksperymentować, wbijać kij w mrowisko, sprawdzać jak daleko można przesunąć granicę, wrzucając do mieszanki różne patenty, instrumenty i brzmienia z totalnie innych, nieoczywistych światów - deklaruje Adrian Klimasz. I wszystko to słuchać na długogrającym debiucie Snowblind, który nosi tytuł „Słaby” chyba tylko przez przekorę jego autorów.
HMP: Naczekaliście się na ten album, bo wydaliście go po dziewięciu latach istnienia. Kolejne zmiany składu, szczególnie ta za mikrofonem, spowodowały, że w końcu udał się wam zrealizować to marzenie o długogrającym materiale?
Adrian Klimasz: Tak, chwilę to trwało, ale koniec końców trzymamy już w rękach nasz pierwszy album! Przymiarki do tej płyty robiliśmy już wcześniej, ale za każdym razem losowe sytuacje wpływały na to, że musieliśmy korygować nasze plany. Po drugim mini albumie „Retrospekcje” już z Gumisiem w składzie chcieliśmy pójść za ciosem, ale zderzyliśmy się z pandemią. Następnie doszło do przetasowań w składzie. W 2022 roku dołączył do nas Tomek (gitara/elektro), a na początku 2023 Bartek (perkusja) zastąpił dotychczasowego bębniarza. Wtedy też stwierdziliśmy, że to odpowiedni moment na nagranie longplaya (chyba CC, longplay to płyta winylowa - przyp. red.) i pokazania wszystkim nowego oblicza Snowblind.
Nie zdołały wam przeszkodzić ani pandemia, ani poważne problemy zdrowotne - musieliście być nielicho zmotywowani, żeby sfinalizować nagranie i wydanie tego albumu?
Nielicho? Byliśmy cholernie zmotywowani! Doskonale wiedzieliśmy, co i w jaki sposób chcemy osiągnąć. Oczywiście to byłoby zbyt łatwe i również tym razem los postanowił wystawić nas na próbę charakteru. Prawdopodobnie tą najcięższą. U Bartka dosłownie kilka miesięcy po dołączeniu do naszego składu zdiagnozowano poważny nowotwór, a niedługo później Gumiś wylądował w szpitalu z krytyczną niewydolnością serca. Obaj otarli się o śmierć (dosłownie!) i jeszcze do niedawna nie było wiadomo, czy i jak to wszystko się zakończy. Nasze zespołowe plany zeszły rzecz jasna na drugi plan mimo, że nie przestawaliśmy wierzyć, że wszystko zakończy się dla nas happy endem. Płyta „Słaby” powstawała w bólu, pomiędzy wizytami w gabinetach lekarskich oraz sesjami chemioterapii. Dzięki temu, co nas spotkało nasz materiał stał się bardziej szczery i dojrzały. Był to bardzo trudny czas, ale na szczęście wszystko potoczyło się w sposób, który umożliwił nam wspólne przeżywanie premiery albumu.
Sami jesteście sobie żeglarzem, sterem i okrętem, bo wydaliście CD „Słaby” własnym sumptem. Wydawca w takiej klasycznej postaci to już obecnie przeżytek, wystarczy dobry promotor?
Owszem, w tym momencie jesteśmy sami sobie żeglarzem, sterem i okrętem. Mimo to staramy się, aby nasza muzyka, image oraz wszystko co jest poniekąd związane ze Snowblind było serwowane na jak najwyższym poziomie. Założyliśmy sobie pewien plan i krok po kroku go realizujemy. Pierwszym punktem na naszej liście było nagranie płyty i to właśnie zrobiliśmy. W tym miejscu należy jednak zaznaczyć, że „Słaby“ nie powstałby bez ogromnego wsparcia, które otrzymaliśmy od miasta Mikołów i tutejszego Biura Promocji oraz naszych fanów. Czy płyta w werji fizycznej to przeżytek? W tej sytuacji nie miało to najmniejszego znaczenia. Nie patrzeliśmy na to w takich kategoriach. Zrobiliśmy to dla siebie oraz przede wszystkim dla naszych fanów, którym ten album się po prostu należał! W miejscu, w którym obecnie jesteśmy sami musimy zadbać o jak najlepszą promocję samych siebie oraz naszej muzyki, ale pozostajemy otwarci na wszelkiego rodzaju współpracę. Może ty znasz kogoś takiego?
Potrzebny też jest, poza tak oczywistymi kwestiami jak warsztat i brzmienie, pomysł na siebie. Dobrze odbieram, że nie byłoby Snowblind, gdyby nie inspirująca was amerykańska scena rockowa, z takimi zespołami jak System Of A Down na czele?
Ba! Myślę, że śmiało i z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że gdyby nie System Of A Down to nie rozmawialibyśmy dzisiaj, a co za tym idzie nie byłoby Snowblind. Zapragnąłem być gitarzystą, gdy po raz pierwszy w 2001 roku usłyszałem album SOAD pt. „Toxicity”. Do tej pory jest to moim zdaniem jedna z najlepszych i najważniejszych płyt w muzyce rockowej na świecie. Następnie naturalnie chłonąłem cały nu metal z Korn, Limp Bizkit, Deftones, Slipknot czy Linkin Park na czele, a następnie eksplorowałem coraz to nowsze gatunki muzyczne. Zawsze było mi bliżej do zagranicznej, aniżeli polskiej sceny. Dopiero od niedawna nadrabiam zaległości i muszę przyznać, że jestem bardzo, ale to bardzo pozytywnie zaskoczony.
Ale poza nowoczesnym metalem nie zamykacie się też na inne dźwięki, bo mamy tu też nawiązania do industrialu, metalcore, a nawet popu - to działanie celowe, zależało wam na tym, żeby zawartość tej płyty była jak najbardziej urozmaicona?
Oczywiście! Myślę, że cała magia i urok muzyki polega na możliwości łączenia ze sobą często nieoczywistych styli i dźwięków. Muzyka, którą tworzymy powstaje naturalnie, a miks, o którym wspominasz, jest wypadkową tego czego na co dzień słucha każdy z nas. Mimo wielu wspólnych idoli, wywodzimy się z trochę innego „podwórka” i otoczenia. Gdyby wrzucić wszystko to, czego słucha nasza piątka, na jedną playlistę, to byłaby to naprawdę eklektyczna mieszanka. Znalazłyby się tam pełen przekrój gatunków, począwszy od mainstreamowego popu i muzyki elektronicznej, przez alternatywę, rap, trap, rock i rożne odmiany metalu, zahaczające aż po techniczny deathcore i black metal. Wydaje mi się jednak, że łączy nas fascynacja współczesnymi odmianami metalu – chyba wszyscy lubimy ostatnie poczynania takich kapel jak Architects, Bring Me The Horizon, Spiritbox, Bad Omens czy Sleep Token.
Skąd więc w promocyjnej notce słowa, że ten album jest niezły, jak na Polskę? To chyba przekora i zarazem nawiązanie do jego tytułu, bo sprzed 20-40 lat pamiętam, że określenie „Dobrzy, jak na nasze realia, ale w porównaniu z zachodnimi kapelami...”, wcale nie było czymś pozytywnym, a wręcz przeciwnie, teksty „Słaby, ale jak na Polskę..” też miały zdecydowanie pejoratywny wydźwięk?
Jesteś kolejną osobą, która o to pyta, a więc poniekąd osiągnęliśmy swój zamierzony cel. Jest to nic innego jak gra słów. Tak samo jak sam tytuł płyty, również ten zwrot miał za zadanie intrygować i skłaniać do przemyśleń. (śmiech)
Do kogo adresujecie swoją muzykę? Macie jakąś grupę docelową, czy też nie ma to większego znaczenia, kto was słucha, zwolennik mocnego rocka/metalu, czy przeciwnie, mainstreamu?
Do wszystkich! Uważamy, że muzyka powinna łączyć! Nie odwrotnie! Skoro my w naszej muzyce przemycamy elementy popu, alternatywy czy industrialu, jak wcześniej zauważyłeś, to dlaczego mielibyśmy się ograniczać? Stawiamy przede wszystkim na szczerość i prawdę. Mimo wszystko zdajemy sobie sprawę, że nie gramy muzyki popularnej, a nasze teksty i brzmienie na pewno nie trafiają do każdego. To jednak całkiem normalne i zrozumiałe.
Ta otwartość i wychodzenie z gatunkowego getta wydają mi się teraz niezwykle ważne, szczególnie przy ogromnej konkurencji panującej na rynku?
Tak, zgadzam się, aczkolwiek u nas nie chodzi tylko o próbę wyróżnienia się na rynku - chociaż oczywiście to dla nas również niezwykle ważne. Tak jak już wspominałem wyżej, każdy z nas wywodzi się z trochę innego muzycznego „podwórka”, część z nas na co dzień słucha kompletnie innych gatunków niż metal. To wszystko się ze sobą dość naturalnie przenika. Nie chcemy być kolejną „po prostu metalową” kapelą. Nie ma w tym absolutnie nic złego, ale my lubimy eksperymentować, wbijać kij w mrowisko, sprawdzać jak daleko można przesunąć granicę, wrzucając do mieszanki różne patenty, instrumenty i brzmienia z totalnie innych, nieoczywistych światów.
Stąd ten remix „Zwierza”? Coś, co kiedyś było zjawiskiem dość powszechnym, teraz niezbyt częstym?
Myśląc nad gośćmi, których chcemy zaprosić do współpracy, mieliśmy w głowie dość konkretną wizję barw, które chcieliśmy „pozyskać”. Były to nie tylko wypatrzone wcześniej osoby, do których odezwaliśmy się od razu, ale ważne dla nas było też to, aby mówiąc kolokwialnie, wymieszać konkretne style muzyczne. Wiedzieliśmy, że potrzebujemy reprezentacji ze świata rapu i popu, chcieliśmy wirtuoza instrumentalnego i kilka osób „z własnego podwórka”. Od początku myśleliśmy też o czymś bardziej szalonym, czego nikt się po nas nie będzie spodziewał. Tak się złożyło, że Tomek zna się z Maksem B, który zajmuje się muzyką drum and bass. Po kilku rozmowach udało się, a Maks przygotował dla nas remiks. My jesteśmy z niego megazadowoleni, Maks gra go na swoich sztukach i podobno jest bardzo dobrze odbierany. Musi coś w tym być, ponieważ jego remiks poleciał na antenie radiowej Czwórki!
Na pewno wyróżniają was osobiste, życiowe teksty. Pisanie o niczym nie ma sensu, poza tym słuchacze bardziej się z takimi słowami utożsamiają, mogą też odnaleźć w nich echa swoich przeżyć czy problemów?
Dzięki, cieszymy się, że ktoś to dostrzega i docenia! My generalnie nie lubimy pisać o niczym, dla większości z nas teksty to bardzo ważna, jeżeli nie najważniejsza część przekazu w muzyce, szczególnie kiedy pisze się po polsku. W trakcie powstawania płyty „Słaby” sporo przeszliśmy, wszyscy mamy swoje - czasem trudne - historie, a Gumiś, jeszcze zanim weszliśmy do studia, wiedział, że chce opowiedzieć o tym, jak różne wydarzenia i przeżywane emocje wpływają na to kim się stajemy, nawet jeżeli nie widać tego po nas na pierwszy rzut oka.
Był to więc świadomy wybór, że teksty będą po polsku, chociaż jednocześnie można powiedzieć, że zamknęliście sobie drogę do zachodnich słuchaczy, nastawionych na język angielski, ograniczyliście sobie w ten sposób krąg potencjalnych odbiorców?
Wybór był jak najbardziej w pełni świadomą decyzją. Wiemy, że może to zamykać niektóre drzwi, z drugiej strony w muzyce alternatywnej i mainstreamowej największe gwiazdy w Polsce działają tylko w ojczystym języku i na brak odbiorców raczej nie narzekają. Sukcesy Dawida Podsiadło, Sanah, Taco czy Zalewskiego tylko to potwierdzają. Uważamy, że w naszych przypadku również jest sporo do zrobienia, konkurencja jest mniejsza, a publiczność na koncertach świetnie reaguje na polskie teksty.
Dużo na tej płycie gości, od osób bardzo znanych, jak Łukasz Łyczkowski, czy muzycy Transgresji i Gorgonzolli, aż do wręcz anonimowych, przynajmniej dla mnie. Jest to potwierdzenie tego, że nie podchodziliście do tego z czysto komercyjnego punktu widzenia, chodziło o jak najpełniejsze wzbogacenie danego utworu?
Tak, zgadza się. Chcieliśmy aby płyta była ciekawa, kolorowa, i żeby nie nudziła się po pierwszym przesłuchaniu. Mamy w miarę wyrobiony styl, wydaje nam się, że piszemy dość charakterystyczne riffy. Gdyby na płycie nie działo się nic poza nimi, utwory mogłyby być dość monotonne, a my chcemy zaskakiwać i eksperymentować. Ważne było dla nas żeby na płycie pojawiła się reprezentacja różnych światów, w postaci osób, które znamy, szanujemy, a do tego są świetnymi muzykami. Dzięki temu współpraca we wszystkich przypadkach przebiegała w świetnej atmosferze, a utwory - mamy nadzieję - zabrzmiały bardzo naturalnie.
Wasza praca przyniosła efekty, zdołaliście przebić się na fale radiowych programów, zaistnieć w stacjach internetowych czy w jakiejś innej formie?
Zdecydowanie tak. Mógłbym wymieniać i wymieniać, ale pokrótce mówiąc udało się nam dostać do kilku mniej lub bardziej rozpoznawalnych rozgłośni i programów. Do tego udzieliliśmy wielu wywiadów w tym dla was, za co bardzo dziękujemy! Niestety media w formie sprzed 10 lat, w zasadzie już nie istnieją. Mało kto jeszcze kupuje gazetę w kiosku czy czeka na ulubioną audycję lub program w radio bądź telewizji. W tej chwili wszystko przeniosło się do Internetu.
Od czego to więc zależy? Nie jest czasem tak, że w tym oceanie muzyki nawet co bardziej wytrawni poszukiwacze ciekawszych dźwięków mają problem z oddzieleniem przysłowiowego ziarna od plew?
Na pewno nie jest łatwo utrzymać się na powierzchni w tym muzycznym oceanie. W przeciągu kilku ostatnich lat powstało wiele platform, które oferują praktycznie nieograniczony dostęp do muzyki z całego świata. Czytałem ostatnio, że codziennie na platformy streamingowe trafia około 120 000 nowych utworów! Część twórców, świadomie rezygnuje z publikowania w czołowych serwisach streamingowych, więc trzeba się trochę napocić, żeby ich znaleźć. Na szczęście, nas znajdziecie totalnie wszędzie (niektórzy twierdzą, ze nawet w ich lodówkach).
Staracie się ułatwić im to zadanie, wypuszczając kolejne single i teledyski. To, poza koncertami, obecnie najefektywniejsza forma promocji dla rockowego zespołu?
Przede wszystkim staramy się docierać z naszą muzyką jak najdalej. Robimy to również dla naszych fanów. Mamy ten komfort, że dzięki umiejętnościom i wiedzy Tomka oraz jego cudownej żony Agi, którą mianowaliśmy dyrektor kreatywną Snowblind (śmiech) mamy możliwość realizowania teledysków samodzielnie. W zasadzie praktycznie wszystkie klipy Snowblind to dzieło tej fantastycznej pary. Wracając do pytania, zauważyliśmy ten trend u takich zespołów jak Bring Me The Horizon czy Architects. Od jakiegoś czasu, album jest w zasadzie tylko dodatkiem i zaskakuje słuchacza dosłownie kilkoma, wcześniej niepublikowanymi, utworami. Uznaliśmy więc, że spróbujemy pójść tą ścieżką.
Można powiedzieć, że osiągnęliście właśnie pewien etap, ale nie przypuszczam, że spoczniecie na laurach, „Słaby” to dopiero wstęp, swoisty początek drugiego etapu istnienia Snowblind?
Przede wszystkim mam nadzieję, że wyczerpaliśmy już limit pecha i nieszczęść! Przez okoliczności w jakich przyszło nam tworzyć ten album, to swoiste otwarcie nowego rozdziału. Dla części z nas dosłownie, dla innych w przenośni. Dopiero się rozkręcamy i nie zamierzamy się zatrzymywać! Bądźcie czujni!
Wojciech Chamryk