„Z entuzjazmem przez życie” (Victory)
Herman Frank od wielunastu lat nosił się z zamiarem wydania płyty z motywem przewodnim zegara symbolizującego życie. Stwierdził, że lepsza ku temu okazja może się już nie nadarzyć, dlatego ziścił swój plan teraz, na drugiej po powrocie płycie Victory pt. “Circle of Life”. Podczas naszej rozmowy dużo opowiadał o sprawach bieżących, planach koncertowych i wydawniczych, przyjaźni, miłości, a także zdradził nam, jakie pozamuzyczne marzenie spełnia właśnie tego lata.
HMP: Pierwszy utwór na debiutanckiej płycie nowego zespołu Petera Baltesa (basisty Accept - przyp. red.) Ashrain “Requiem Reloaded” (2023) został zatytułowany “Are You Ready for Rock?” ze znakiem zapytania. Wspominam o tym dlatego, że Ty rozpoczynasz najnowszy album Victory “Circle of Life” utworem “Tonight we Rock”.
Herman Frank: (śmiech) Oczywiście, to powszechnie stosowane frazy w muzyce rockowej. My zawsze jesteśmy gotowi, żeby dać rockowego czadu. Nie ma potrzeby stawiania takiego pytania.
Aczkolwiek założycielami Victory byli: basista Peter Knorn i gitarzysta Tommy Newton. Obaj nie wchodzą już w skład Waszego zespołu. Czy poparli Ciebie w roli nowego lidera Victory?
Ano, racja. Gdy wznawiałem Victory trzy lata temu, zadzwoniłem do nich. Tommy jest również bardzo utalentowanym wokalistą. Zapytałem: “Jesteś ze mną na pokładzie tej samej łodzi? Chcesz wybrać się na kolejną wspólną wyprawę?”. Tommy odpowiedział: “Nie, postarzałem się, nie czuję już rock’n’rolla”. Koniec rozmowy. Tak samo odpowiedział Peter. Nie każdego serca biją w rytmie rock’n’rolla w starszym wieku. Nie chcieli brać udziału w dalszych przygodach Victory. Postanowiłem zrobić to bez nich. Cieszę się, że podjąłem się wyzwania i nie czuję do nich żalu.
Pozwolili Ci robić pod szyldem Victory co zechcesz?
Nie wiem. Rozmawialiśmy krótko (śmiech). Skoro ktoś mi mówi, że nie chce już więcej zajmować się muzyką, to w porządku, temat skończony.
Z całkowicie nowym składem wydałeś dwa nowe longplay’e Victory: “Gods of Tomorrow” (2021) oraz “Circle of Life”, które mocno różnią się od siebie. Brzmią zupełnie inaczej. Jak porównałbyś prace nad jednym i nad drugim krążkiem?
Prace nad obiema płytami dzieli dwuletnia przerwa a każde nagranie odzwierciedla okres życia muzyków od momentu rozpoczęcia pracy do jej zakończenia. Nie chciałbym robić dwa razy takiego samego albumu, więc nie było takiej opcji, żeby one wzajemnie były do siebie podobne. Czuliśmy, że nagrywaliśmy “Circle of Life” w idealnym momencie, bo doskonale zgraliśmy się na wielu poprzedzających sesję koncertach. Wszyscy wiedzieli, czego od nich oczekuję w studiu. W związku z tym naturalne jest, że “Circle of Life” brzmi inaczej niż “Gods of Tomorrow”. Same kompozycje też są inne.
Jesteś pewien, że “Circle of Life” powinno ukazać się pod szyldem Victory, czy brałeś pod uwagę opcję wykorzystania niektórych utworów np. w zespole solowym lub w Iron Allies?
“Circle of Life” to album Victory.
A czy powinniśmy spodziewać się w przyszłości drugiej płyty Iron Allies?
Może tak, a może nie. Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że zawsze mam sporo kreatywnych pomysłów i piszę mnóstwo nowych utworów. A skoro tak, to istnieje szansa na drugi album Iron Allies. Niemniej, choć przy pracy nad “Circle of Life” panowały inne nastroje niż przy “Gods of Tomorrow” (2021), jest to zdecydowanie album Victory.
Na teledysku “Count on Me” ukazujecie atmosferę panującą w Waszym studio. Przepełniała Was ekscytacja i nieźle się bawiliście.
Oto dlaczego “Circle of Life” różni się od “Gods of Tomorrow” (2021). Poprzedni album Victory spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem ze strony fanów i krytyków, ale najnowszy uważam za zagrany z jeszcze większym entuzjazmem. Zaproponowałem taką a nie inną formę teledysku “Count on Me”, ponieważ chciałem pokazać ten entuzjazm. Nieźle się bawiliśmy, chociaż przyznam, że kamery nie złapały wszystkich ekscesów (śmiech).
Czy przez całą długość sesji utrzymywaliście identyczny poziom energii?
Tak. Jasne, że zdarzały się pojedyncze dni, kiedy ktoś czuł się zmęczony. Jednak nagrywanie “Circle of Life” było jednym z najlepszych okresów pracy studyjnej w całej mojej karierze muzycznej. W efekcie, powstał bardzo świeżo, żywo brzmiący album. Czuliśmy się tak, jakbyśmy nagrywali na scenie.
Niestety teraz musisz czekać ileś miesięcy na kolejne koncerty Victory.
Nie aż tak długo, bo w przyszłym miesiącu zagramy show w Balingen (13 lipca 2024 - przyp. red.), a już wykonywaliśmy na żywo dwie lub trzy nowe kompozycje. Nie zezwolono nam na granie nowych utworów, wytwórnia tego nie chce, “bla-bla-bla", z kilku różnych względów. Ukończyliśmy nagrywanie w marcu 2024, premiera odbędzie się 13 września 2024 i dopiero we wrześniu pojedziemy na właściwą trasę promocyjną. Niektóre ścieżki gitar zarejestrowałem rok wcześniej, na etapie komponowania używałem często wersji demo. Ale hej, to część całej zabawy. Mamy kilka miesięcy na próby. Muszę zapamiętać wszystkie partie.
Część całej zabawy? Zawsze tak było? Podejrzewam, że jak w latach osiemdziesiątych ukazywał się album, to już następnego dnia był pierwszy koncert?
Praktycznie dawniej było tak samo, bo “Circle of Life” wyjdzie tydzień lub dwa przed trasą. Jeśli wydasz album jednego dnia a na kolejny dzień jest zabukowany koncert, to od razu ruszasz w drogę. Obecnie mnóstwo rozmaitych zespołów ma trasy koncertowe, więc to nie działa w ten sposób: “och wydałem płytę, chciałbym pojechać sobie na trzytygodniową trasę”. Kluby odpowiadają: “okej, ale mamy już pełen kalendarz na cały rok do przodu”.
Patrzysz na inne zespoły jak na konkurencję?
Każdy chciałby występować na każdym festiwalu, więc w pewnym sensie patrzenie na inne zespoły jak na konkurencję jest nieuniknione. Jeśli ktoś Ci powie, że jest inaczej, kłamie.
Wiele zespołów mi to mówi.
Cóż, na Wacken zgłasza się pięć tysięcy chętnych kapel. Aby się zaklasyfikować, trzeba pokonać konkurencję. Tak samo jest z konkurowaniem o możliwość prezentacji w czasopismach muzycznych. Trzeba planować z wyprzedzeniem. Nasza trasa była zaplanowana już we wrześniu 2023.
Z nadzieją, że za rok wciąż będzie rozpierać Was taka sama energia i zapał. A jak wyobrażasz sobie to, że zespół Grave Digger utrzyma szał, jaki wywołacie grając przed nimi?
Jeśli muzyka przestaje kogoś bawić, powinien całkiem zejść ze sceny. Granie w studiu to kompletnie inna sytuacja niż granie na żywo. Dopiero po nagrywaniu słyszysz utwór po raz pierwszy. Nigdy nie zdarzyło mi się, żebym nie cieszył się sesją w studiu lub własnym koncertem. Uwielbiam grać na gitarze, więc z niecierpliwością czekam na każdą kolejną okazję. W międzyczasie pojawimy się na kilku festiwalach, co skróci odczucie oczekiwania.
Na plakatach wygląda to tak, jakby Victory grało w pierwszej kolejności, a Grave Digger w drugiej.
Ale to dopiero w styczniu 2025 roku. Nie nazwałbym tego oficjalnie koncertami z dwoma headlinerami, bo na papierze jesteśmy wymienieni jako gość specjalny. Grave Digger zaproponował nam połączenie sił, to oni wyszli z inicjatywą i dlatego będą grać jako ostatni. Victory wyjdzie o godzinie dwudziestej lub o dwudziestej pierwszej, co jak dla mnie jest najlepszą porą. Zostanie mi jeszcze trochę czasu wieczorem na kolację, oglądanie telewizji, cokolwiek zechcę (śmiech).
Wejdziesz w tłum, żeby zobaczyć występ Grave Digger wśród publiki?
Pewnie, że tak. Ale wpierw koncentruję się na letnich festiwalach, następnie na jedenastodniowej trasie wrześniowo - październikowej, a dopiero później na trasie z Grave Digger. Na pewno zaprezentujemy różne setlisty. Wiele będzie się działo. Oczywiście przy okazji zobaczę show zespołów towarzyszących. Zwykłem zawsze oglądać supporty, ciekawią mnie, bo przecież uwielbiam muzykę. Nudne byłoby siedzenie na backstage’u. Chętnie wychodzę pogadać z ludźmi.
Uwzględniacie wyłącznie Niemcy, czy również inne kraje?
Choćby ostatniego weekendu graliśmy we Francji. No dobra, tuż przy niemieckiej granicy (śmiech), ale czeka nas jedno show w Hiszpanii, nie pamiętam czy w Austrii, na pewno w Szwajcarii, nie wiem jeszcze czy w Skandynawii. To zależy od rynku. Z pewnością najlepszy jest w tej chwili w Niemczech. Nie widzę sensu w obieraniu kierunku na Skandynawię, żeby grać dla czterdziestu osób. Jasne, że chciałbym przemierzyć całą Europę od Islandii przez Hiszpanię, aż po Grecję, ale kasa musi się zgadzać. Ostatni raz byłem w Grecji jakieś dziesięć lat temu z Accept. Mają tam mocną scenę metalową.
Grecka scena to temat na inną dyskusję. Herman, jeszcze nigdy Ci tego nie powiedziałem, ale uwielbiam w Twojej grze to, że choć bardzo ciężko grasz dosadne i siermiężne riffy, to wokół Twoich partii sekcja rytmiczna swinguje. Kiedy Ty grasz prosto i ścinasz zakręty, pozostali dbają o bujający groove.
W rzeczywistości jest na odwrót. Fakt, że sam nie gram luźno, ale zwracam uwagę, żeby cały zespół swingował. Nie analizowałem efektów pod tym kątem po fakcie, ale zabierając się do nagrywania prosiłem pozostałych o wprowadzenie do naszej muzyki odpowiedniego swingu. Podejrzewam, że największą różnicę odegrał tutaj perkusista Michael Stein.
Prawdopodobnie najbardziej swingującą kompozycją z “Circle of Life” jest “Unbelievable World”.
Zrobiliśmy w niej to samo, co zawsze. Komponuję specyficzne kawałki i nie wymyśliłem niczego nowego na “Unbelievable World”. Wpadłem na pewien pomysł, spodobał mi się, to go zrealizowałem. Który utwór Victory najbardziej się wyróżnia? Nie potrafiłbym wymienić jednego tytułu. Wiele naszych numerów ma w sobie coś specjalnego. Niektóre są szybsze, inne wolniejsze, zdarzają nam się ballady, inne mają więcej groove’u. Nie mierzę takich rzeczy. Muzyka to dźwiękowa postać matematyki, ale uważam, że muzyk nie powinien o niej w ten sposób myśleć. Mam ponad sześćdziesiąt lat, biorę gitarę do ręki i tworzę zamiast rozmyślać. Podoba Ci się “Circle of Life”?
Podoba mi się.
Widzisz? Podoba Ci się i tyle.
Jednak trudno byłoby mi wskazać, który bardziej: “Gods of Tomorrow” (2021) czy “Circle of Life”. Musiałbym bliżej się przyjrzeć, by odpowiedzieć na takie pytanie.
Ale po co? Jeden jest fajny i drugi też jest fajny. Tylko na tym mi zależało. Ja nigdy nie porównuję albumów między sobą. Dziennikarze to robią, a ja nigdy.
Czasami fajnie wyłapywać w muzyce ciekawe niuanse. Lubię na przykład, gdy stosujesz układ: gra – stop – wyskok. Robisz tak na początku “Surrender My Heart” oraz tuż przed pierwszym wejściem śpiewu Gianniego Pontillo w “Moonlit Sky”, ale nie tylko tam. To bardzo efektywne momenty.
O mój Boże, sam już nawet tego nie pamiętam. Przypominam sobie główne motywy i refreny, ale nie wiem, o czym dokładnie teraz mówisz. Niewykluczone, że jest to część mojego stylu. Kiedy komponuję muzykę, nie myślę o tym, co, kto i gdzie będą grać pozostali, tylko koncentruję się nad całokształtem jednego utworu. W międzyczasie mogą dziać się różne rzeczy, których sobie nawet nie uświadamiam. Czasami wykorzystuję ten sam patent dwa razy, a dopiero producent to zauważa. Nie przejmuję się tym.
A czy Tobie podoba się nowy kierunek artystyczny Davida Reece solo? Słyszałeś jego nowoczesną płytę “Baptized by Fire” (2024)?
Na pewno słyszałem jeden, dwa a może trzy utwory (Herman ciężko wzdycha i wierci się, nie wiedząc, co odpowiedzieć - przyp. red.). Kiedy nagrywam nowe albumy, nie kreślę precyzyjnych planów i nie wyznaczam założeń, jakie one mają być. Czasy się zmieniają, muzyka siłą rzeczy na ogół staje się nowocześniejsza. Gdybyśmy cofnęli się w czasie do lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych czy do początku obecnego stulecia, też zauważylibyśmy, że brzmienia ewoluują. Niech tak będzie, nie mam nic przeciwko temu. Nie dałbym rady zrobić albumu brzmiącego jak za dawnych lat. Nie wyszedłby mi. Brzmienie płyt odzwierciedla okres dwóch - trzech lat, kiedy płyta powstaje, a następny krążek brzmi już zdecydowanie inaczej.
Skoro singiel promujący “Circle of Life” nazywa się “Count On Me”, powiedz proszę, jak rozpoznajesz, że możesz na kimś polegać lub nie?
Odpowiem z własnej perspektywy. Jestem bardzo bezpośrednią osobą. Jeśli dam komuś szansę i widzę, że ten ktoś robi to, co powiedział i to, co ustaliliśmy, to uznaję, że mogę na niego oraz na efekty jego pracy liczyć. Zawsze możesz liczyć na Victory, że ten zespół da Ci udane show, dobre numery i świetne wibracje. Przesłaniem “Count On Me” jest wezwanie kierowane do słuchaczy, by byli bardziej ufnymi ludźmi. Każdy powinien starać się dążyć do takiej sytuacji, że może śmiało powiedzieć: “możesz na mnie liczyć, jestem po Twojej stronie”. Na tym polega dobra przyjaźń.
Istnieją powody do przyjaźni, jak również powody do tego, by zostać u kogoś na noc, jak dowiadujemy się w utworze “Reason to Love”.
Rock’n’roll! Całe życie sprowadza się do tego: “zostań na noc”, “możesz na mnie liczyć” (śmiech).
Możemy pójść z tym jeszcze dalej i zastanowić się, jakie powody są wystarczająco dobre, by zawrzeć z kimś związek małżeński.
To się czuje. Jeśli komuś dopisze szczęście, jeden raz w życiu wyraźnie poczuje, że chce wziąć z kimś ślub. Zdarzyło mi się to dwadzieścia lat temu. Byłem w przedziale wiekowym czterdzieści - czterdzieści pięć lat i od pierwszej sekundy byłem przekonany, że ożenię się właśnie z tą kobietą. Eros (według mitów greckich - przyp. red.) lub Cupid (według mitów rzymskich - przyp. red.) trafił mnie strzałą w serce.
Jednak zdarza się często, że z praktycznych względów do małżeństwa nie dochodzi. Tak się zastanawiam, że zapewne nieprzypadkowo przed “Reason to Love” umieściłeś utwór “Money”. Czyżby pieniądze stały w pierwszej kolejności przed przyczyną miłości?
Możliwe. Odniosę się w tym miejscu do liryków. Teksty utworów nie czyta się jak rozdziały książek, dlatego że ze względu na swą formę zazwyczaj nie opowiadają całej historii, a jedynie sygnalizują wybrane jej fragmenty. Każdy wyczyta w nich to, co chce wyczytać. Słowa utworów to metafory.
A zatem, pozwólmy innym wyczytać w Waszych tekstach to, co sami zechcą. Zapytam natomiast o okładkę “Circle of Life”. Wygląda jak okładka Axel Rudi Pell “Sign Of The Times” (2020) i zawiera pewną zagadkę matematyczną.
Tarcza zegara symbolizuje okrąg życia. Obok cyfr odpowiadających godzinom znajdują się na niej działania arytmetyczne. W życiu zaczynasz od zera, dodajesz jeden, później coś takiego się dzieje, że musisz odjąć jeden, przemnożyć, podzielić itd. Kiedy znajdujesz się tuż przed dwunastką i zanim umrzesz masz liczbę jeden, to oznacza, że zrobiłeś coś dobrego ze swoim życiem. Ale jeśli zaczynasz od zera i kończysz na zerze, to zmarnowałeś życie. Odnajduję w tym koncepcie metaforę mojego życia. Podążałem w górę, w dół, w górę, w dół, w lewo i w prawo. Życie jest w kształcie koła. Uświadomiłem to sobie kilkanaście lat temu, patrząc na prace mojej teściowej, uznanej malarki. Postanowiłem, że jeśli kiedykolwiek nagram płytę zatytułowaną “Circle of Life”, wykorzystam ten koncept. Zapytałem teściową o zgodę, a ona ucieszyła się i doceniła, że chciałbym rozwinąć jej pomysł. Nie mam pojęcia, czy Axel Rudi Pell natknął się kiedyś na obrazy mojej teściowej, ale użyte na okładce “Circle of Life” barwy pojawiają się często na jego okładkach.
Jak to jest, że kilkanaście lat temu nie zdecydowałeś się zatytułować żadnej płyty “Circle of Life”, ale tym razem czułeś, że nadarzyła się ku temu idealna okazja?
Kiedy patrzę na całą swoją dyskografię, zadaję sobie pytanie, czy ten album będzie moim ostatnim. Nikt tego nie wie. Stwierdziłem więc, że nie ma na co czekać i trzeba to w końcu zrobić.
Jaki kąt wyznaczają Twoje wskazówki na tej tarczy?
Mam nadzieję, że nie są skierowane w stronę jedenastki (śmiech). Nikt tego nie wie, gdzie one dokładnie są, podejrzewam, że gdzieś między piątką a dwunastką. Intuicja podpowiada mi, że moje wskazówki są skierowane w stronę ósemki...
...
Tak, wiem, to niedobrze (śmiech). To tak, jakby zapytać sześćdziesięciolatka, ile lat życia mu pozostało. Dlatego zawsze życzę każdemu wchodzącemu do studia, żeby nieźle się bawił. Myśmy się przy tej sesji cieszyli graniem, jak już widziałeś na teledysku “Count On Me”. Doceniamy dany nam czas i dajemy z siebie wszystko, co najlepsze.
Jestem przekonany, że na Twojej liście marzeń do zrealizowania znajduje się co najmniej jedna niespełniona rzecz.
Na mojej liście marzeń jest coś niezwiązanego z muzyką, a mianowicie skok ze spadochronem. Zrobię to tego lata. Nigdy nie skakałem ze spadochronem, a chcę to zrobić choć jeden raz w życiu.
A Twoje marzenia muzyczne? Widziałem, jak kiedyś mówiłeś o tym w innym wywiadzie. Accept jest teraz na trasie po Ameryce Północnej z K.K. Priest. Może w przyszłym roku Ty objechałbyś Europę wraz z K.K. Priest? Widziałeś ich już na żywo?
Byłoby super, bo wychowałem się na Judas Priest. Ale nie zrobiłbym tego z Victory, dlatego że to inny gatunek muzyczny; prędzej z Iron Allies.
Na zakończenie rozmowy powiedz proszę, dla którego zespołu tworzysz następne utwory.
Herman Frank. Planuję już działania na 2025 rok, ponieważ muszę uwzględnić szaloną aktywność na całej scenie rockowej i metalowej. Odbędzie się seria specjalnych koncertów podsumowujących całą moją czterdziestoletnią karierę muzyczną. Zagram utwory wszystkich zespołów, w których składzie kiedykolwiek byłem. Zaśpiewa dwóch wokalistów: jedna kobieta i jeden mężczyzna. Jeden festiwal z tej serii jest już ustalony: Metal Fest w maju 2025 obok Berlina. Nie wiem, czy uda mi się do tego czasu ukończyć cały album pod szyldem Herman Frank, ale zamierzam wydać przy tej okazji kilka premierowych utworów.
Wow! Nie wiedziałem o tych jubileuszowych występach. Muszę koniecznie śledzić informacje na Twoim facebookowym profilu.
Są szanse, że zamieszczę na Facebook-u więcej informacji za cztery albo za sześć tygodni. Najchętniej wykonałbym po pięć kawałków z każdego mojego zespołu, ale żaden promotor nie zgodziłby się na czterogodzinne show. Muszę więc zmieścić się w półtorej godzinnym secie. Mam sporo planów i odbywa się obecnie mnóstwo rozmów z promotorami oraz z organizatorami koncertów. Gdyby to zależało wyłącznie ode mnie, dopiąłbym wszystko na ostatni guzik w ciągu dwóch dni. Nienawidzę czekać. Nie znoszę siedzieć bezczynnie na krześle. Na pewno niejedno jeszcze wymyślę. Coś skomponuję i zobaczę, do którego zespołu pasuje. Jedno, czego na pewno nie zrobię, to obiecuję, że nie będę sam śpiewać (śmiech).
Sam O’Black