Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

THEE IMAGE - Thee Image/ Inside The Triangle

 
(1975 Manticore Records; 2014 Cherry Red Records)
Autor: Włodek Kucharek

theeimage-theeimageinsidethetriangle

LP “Thee Image” 1974
1.Good Things
2.For Another Day
3.Drift Off Endessly
4.Love Is Here
5.So Hard To Say
6.It Happens All The Time
7.Come To You
8.Temptation
9.Show Your Love
 
LP “Inside The Triangle” 1975
10.Fly Away
11.Far Away Places
12.High Time Feeling
13.I.O.U.s
14.All Night Long
15.Good To You
16.Alone With You
17.Rapture Of The Deep
18.Nobody Wins Till The Game Is Over
 
SKŁAD:
Mike Pinera (wokal/ gitara)
Duane Hitchings (bas/ instr. klawiszowe/ wokal)
Donny Vosburgh (perkusja)
 
            Thee Image, zespół dwóch albumów, tak szybko jak zaistniał, tak szybko zniknął z rockowej sceny, ale wystarczył rok, żeby trójka muzyków tworzących skład zdążyła wprowadzić do archiwów rocka dwa pełnowymiarowe albumy. Współzałożycielami tego, jak go określano power trio, był w roku 1973 gitarzysta Mike Pinera oraz klawiszowiec Duane Hitchings. W krótkim czasie dokooptowali utalentowanego perkusistę Donny Vosburgha i przystąpili do komponowania repertuaru. Ich zainteresowania stylistyczne zdefiniowały częściowo wcześniejsze przygody z kilkoma mniej i bardziej popularnymi rockowymi ekipami, obracającymi się w kręgu hard rocka, heavy rocka, ale w twórczości Thee Image widoczne są także ślady bluesa, muzyki funk, amerykańskiego pop, a nawet rocka progresywnego i space.
Najbardziej rozpoznawalną postacią w tej formacji był niewątpliwie Mike Pinera, który u schyłku lat 60-tych i w pierwszej połowie lat 70- tych należał do grona najbardziej aktywnych i kreatywnych na polu twórczości muzycznej gitarzystów. Na przestrzeni niecałej dekady zdążył pozostawić rezultaty swojego talentu i umiejętności wokalno- instrumentalnych w kilku rockowych składach. Pierwszym krokiem na drodze do kariery była dla niego kapela Blues Image, grająca muzykę na pograniczu rocka i gatunku zdefiniowanego w nazwie grupy, czyli bluesa. Następnym krokiem rozwoju i awansem w hierarchii zawodowej stała się działalność w składzie rockowej legendy Iron Butterfly, z okresu edycji albumu „Metamorphosis” (1970), wydanego niespełna dwa lata po znakomitym longplayu „In-A-Gadda-Da-Vida”. Pinera nie zagrzał tam miejsca na dłużej i wyruszył na dalsze poszukiwania „kotwicząc” w kolejnym rockowym „porcie” The New Cactus Band, założonym przez Duane Hitchingsa zanim na trzy lata nie związał się z artystycznym towarzystwem Alice Coopera. Łatwo na podstawie tych zdarzeń wywnioskować, że Pinera miał w swoim charakterze niepokój Jasia Wędrowniczka (nie chodzi w tym miejscu oczywiście o procentowy napój z kraju kobzy i kiltu). Jednak uruchamiając projekt power trio Thee Image zachował w pamięci współpracę z Hitchingsem, który potrafił „obsługiwać” gitarę basową i keyboardy, czyli w tamtej epoce głównie organy i fortepian, a gdy była taka potrzeba radził sobie także śpiewając przed mikrofonem, raczej w chórkach, chociaż trudno sztukę wokalną zaliczyć do jego artystycznych priorytetów. W każdym bądź razie słowo „wokal” drukowano przy jego nazwisku małymi literami.
Duane Hitchings miał podobną cechę, co Pinera, mianowicie należał do kolektywu artystów, o których mówi się czasami „niespokojne dusze”. W swojej karierze w niedługim czasie zanotował kilka przystanków, między innymi Badfinger, Cactus, Rod Stewart, Jan Akkerman (Focus), Jeff Beck, Buddy Miles i jeszcze kilka innych ekip. Popularność zdobył jako autor piosenki „Do You Think I’m Sexy” napisanej dla Roda Stewarta.
Tym trzecim w grze został zasiadający za zestawem bębnów Donny Vosburgh, szanowany za swoje umiejętności w szerokich kręgach twórców rockowych, który zaznaczył swoją obecność w dyskografii m.in. Mothers Finest, Fortress, James Brown, Alice Cooper. Być może młodszym Czytelnikom wydawać się może, że uprawiam coś w rodzaju żonglerki nazwami, ale wówczas działały setki rockowych teamów, których skład zmieniał się permanentnie, ewoluował, powstawały ciągle nowe konfiguracje personalne, a te gwarantowały rozwój i niezwykłą różnorodność muzyki, w dziedzinie której wyodrębniać można było kolejne subgatunki muzyczne. Także tempo pracy nad materiałem przygotowywanym do rejestracji na winylach, częściowo ze względu na koszty wynajmu studia, było iście szalone. Proszę sobie uświadomić, że żywot Thee Image zakończył się po dziewięciu miesiącach, a w tym przedziale czasowym trio zdążyło nagrać dwa pełnowymiarowe longplaye, wydane przez Manticore Records, wytwórnię założoną przez Emerson, Lake And Palmer. Gdyby szukać kategorii stylistycznych, w których poruszała się omawiana grupa, to należałoby wziąć pod uwagę melodyjny hard rock, elementy heavy rocka, akcenty bluesa, amerykański rock, i spore dawki muzyki funk. Debiut Thee Image nie wyróżnia się specjalnie poziomem, lokalizując się w strefie stanów średnich, a wśród dziewięciu kompozycji znaczną część stanowią melodyjne piosenki, które po tylu latach, nie ma co tego ukrywać, sprawiają wrażenie „lekko” przestarzałych, z wyjątkiem pozycji ostatniej „Show Your Love”, rozbudowanej, z efektami dźwiękowymi, ostrymi gitarami i dynamiczną motoryką. Słychać, że panowie pokombinowali przy brzmieniu, porzucili schemat zwrotka- refren, wprowadzili pewną dozę space rocka i wyszedł im bardzo dobry utwór. Natomiast płyta druga „Inside The Triangle” znacznie częściej od swojej poprzedniczki intryguje rozwiązaniami harmonicznymi, udanymi partiami solowymi, złożonością struktury, budząc zainteresowanie odbiorcy. Znacznie mniej tutaj piosenkowego banału, więcej heavy i blues rockowgo ognia, chropowatej gitary, ale także łagodnie bujających organów i bluesowego fortepianu oraz coraz odważniej eksponowanego syntezatora. Pomimo swoich zalet, szczególnie wydawnictwa fonograficznego numer dwa, Thee Image nie odnieśli większych sukcesów, zasadniczo będąc skazanym na niepowodzenie. Dlaczego? Ponieważ trio miało w pewnym sensie pecha, gdyż okres ich działalności przypadł na lata, w których jak króliki mnożyły się kapele hard rockowe z dodatkiem heavy, a ich wyśmienite płyty stawały się konkurencją, spychając dwie płyty Thee Image na zupełny margines. Trio musiało przecież „pójść w zawody” z takimi tuzami rocka jak Uriah Heep, Deep Purple czy Led Zeppelin, a w konfrontacji z nimi argumenty artystyczne zespołu były zbyt słabe, tym bardziej, że brzmienie Thee Image przegrywało już na starcie z potencjałem dynamiki wymienionych konkurentów. Fachowcy od techniki nagraniowej zwracają uwagę na jeszcze jeden aspekt czysto techniczny, mianowicie produkcja Manticore Records pozostawiała sporo do życzenia, a brzmienie było dziwnie płaskie, dźwięki mało wyraziste, brakowało im mocy i energii w porównaniu do innych ówczesnych płyt. Dlatego obie publikacje nie spotkały się z nadmiernym odzewem słuchaczy, a brak sukcesu doprowadził do rozwiązania zespołu.
            Premierowy materiał Thee Image składa się z dziewięciu nagrań, które ze względu na swój charakter podzieliłbym na trzy dźwiękowe „strefy”. Zakres o największym zasięgu wytyczyły, no właśnie co?. Bo mam pewne trudności z klasyfikacją tych fragmentów. Sądzę, jednak, że najbliżej im do rockowych i popowych piosenek, wykonanych w manierze schyłkowych lat 60-tych, z „dotykiem” amerykańskiego bluesa, chociaż słuchając ich uruchomiłem skojarzenia z kilkoma wykonawcami tamtych lat. I tak, jeśli chodzi o brzmienie klawiszy, szczególnie organów Hammonda to dostrzegam pewne podobieństwa z warsztatem Raya Manzarka z The Doors, z jednym zastrzeżeniem, partie Manzarka były bardziej progresywne, wyrafinowane, aniżeli to, co prezentuje Duane Hitchings, a co nazwałbym stylem trochę naiwnym, beztroskim, bardziej piosenkowym. Bardzo proszę pamiętać, że pisząc te słowa, kieruję się wyłącznie swoimi subiektywnymi- a okazję do zapoznania się z muzyką Thee Image otrzymałem po raz pierwszy- odczuciami. W ocenie właściwości takich tytułów jak „Good Things”, „So Hard To Say” czy „Come To You” zaryzykowałbym tezę, że wokalnie słychać w nich dziedzictwo Raya Charlesa czy nawet momentami ikony kultury USA Franka Sinatry. Ten nurt piosenkowy na omawianym albumie otacza bardzo intymna, kameralna atmosfera, łagodna melodia i spokojny, wycofany trochę na drugi plan podkład melodyczny z wykorzystaniem organów Hammonda, odrobiny syntezatora, fortepianu i spokojnej gitary. Druga, wydzielona przeze mnie dziedzina to rockowe piosenki o bluesowym posmaku. Tutaj głowa także podpowiada pewne analogie, z twórczością świetnego Free z charakterystycznym głosem Paula Rodgersa, które odnalazłem przykładowo w „For Another Day”, z motorycznym riffem gitary, bluesowym feelingiem, chórkami w refrenie i „knajpianym” fortepianem w końcowej fazie. Z kolei w „It Happens All The Time”, fajnej, melodyjnej piosence rockowej, mój słuch zarejestrował subtelne odniesienia do wokalistyki autorstwa śp. Joe Cockera. Jest jeszcze trzeci punkt, który poruszyłem już nieco wyżej, mianowicie chodzi o finałową kompozycję „Show Your Love”, która przybyła jakby z innej bajki. Już wstęp wskazuje, że autorzy zwrócili się w innym kierunku niż we wcześniejszych utworach, a odgłosy gwaru ludzkiego towarzystwa zebranego w jakimś miejscu, odgłosy burzy, głębokie brzmienie organów a’la Lordowski prolog ze „Speed King” Deep Purple, użycie syntezatora budującego w pewnej chwili dialogi z gitarą elektryczną, partia gitary „wycięta” jakby z elektrycznego bluesa, no i zakończenie, ostatnie półtorej minuty, czyli dosyć awangardowa wariacja na temat space rocka z udziałem klawiszy, gitary, bębnów, tworzących kosmiczny klimat. Autorstwo epilogu mogłoby śmiało zostać przypisane legendzie Hawkwind. Ostatni akt płyty „Show Your Love” to także coś w rodzaju zapowiedzi ambitniejszego programu płyty „Inside The Triangle”, zajmującej drugą część wydawnictwa Cherry Red Records, choć na awangardowe niespodzianki raczej nie ma co liczyć.
Opisując zawartość publikacji Esoteric obejmującej na jednym kompakcie dwie, jedyne opublikowane płyty trio Thee Image, posłużyłem się kilkoma porównaniami do znanych fragmentów muzyki rockowej, a to The Doors, Free, Cockera czy Deep Purple, a z nurtu mainstreamowego do Sinatry i Charlesa, ale to wcale nie znaczy, że autorzy kompozycji świadomie sięgnęli do dorobku uznanych artystów, aby ich bezczelnie powielić. Zapewne takie zdarzenie nie miało miejsca, tym bardziej, że te odnośniki dotyczą niejednego wykonawcy a licznej grupy dosyć przypadkowo przywołanych z mojej pamięci. Sądzę, że Mike Pinera z kolegami tworząc muzykę pod szyldem Thee Image pracował w określonych realiach tamtych czasów i trudno mu się było całkowicie wyzwolić z wpływów amerykańskiej kultury muzycznej i jej osiągnięć. Stąd pewne artystyczne sugestie przy kształtowaniu zbioru dźwięków na debiutancką płytę.
Drugi składnik dyskografii nazwany „Inside The Triangle” wykazuje, że artyści okrzepli, dojrzali,……ale poruszają się po podobnych terytoriach stylistycznych. Słuchając dziewięciu kawałków „urodzonych” w roku 1975 trudno oprzeć się wrażeniu, że ich genezy należy szukać raczej w poprzedniej dekadzie, a nie w progresywnym świecie Ery lat 70-tych. Dosyć łatwo jednak dostrzec pewne różnice w konfrontacji do debiutu fonograficznego. Po pierwsze odważniej wykorzystano syntezatory, będące w połowie lat 70-tych jednym z wiodących składników keyboardów. Ich większe zaangażowanie w brzmieniu Thee Image stało się możliwe poprzez ograniczenie aktywności tradycyjnych organów Hammonda. Wprawdzie Duane Hitchings nie wykluczył całkowicie ich ciepłego i głębokiego brzmienia, ale w partiach klawiszowych wiodącą rolę odgrywają często ówczesne synthies, czego przykładami mogą być takie utwory jak inaugurujący drugą część wydawnictwa przygotowaną na dysku „Fly Away” czy smyczkowa aranżacja w „Rapture Of The Deep”. Ten ostatni akapit to coś na kształt miniatury, która najbardziej zadowoliła moje poczucie estetyki, trwająca tylko 1:45, swoją nastrojowością, pierwszoplanową rolą fortepianu i sposobem prowadzenia linii wokalnej przywołuje w pamięci przepiękny standard „Georgia On My Mind” wykonany z arystokratyczną elegancją przez geniusz wokalistyki Raya Charlesa. A wracając do mojej poprzedniej myśli i porównania innych komponentów „Inside The Triangle” do wcześniejszych rezultatów pracy twórczej Thee Image, można także stwierdzić, że autorzy „pozbyli” się „produktów” piosenkowych, zamiast tego pojawiły się kompozycje z krainy energetycznego rocka, z akcentami bluesa. Tak się dzieje w sześciu spośród wszystkich dziewięciu punktów programu zamieszczonych w przedziale 10- 18. Wyjątkami w tej kwestii są tylko inaugurujący drugi zestaw „Fly Away” oraz dwa elementy zamykające wydawnictwo, czyli scharakteryzowany już „Rapture Of The Deep” oraz „Nobody Wins Till The Game Is Over”. Pozycje 10 i 18 w odróżnieniu do innych powiązane są z muzyką funk, o czym świadczyć mogą ich struktura rytmiczna, sposób prowadzenia wokalu, pulsujące specyficznie bas i perkusja. Pozostałe pozycje repertuarowe penetrują meandry rocka, także tego z dopiskiem heavy i bluesa oferując nośne motywy melodyczne, sporą dawkę ostrych, drapieżnych partii gitarowych, bluesujące wstawki fortepianowe, motoryczną sekcję oraz mocny głos Mike’a Pinery, który w „All Night Long” pozwolił sobie na partię wokalną delikatnie przetworzoną elektronicznie.
            Skromna dyskografia trio Thee Image obejmuje tylko dwa longplaye, oba poprawione techniczne i zebrane na jednym dysku audio przez label Cherry Red Records. Nieco zrekonstruowany materiał złożony w sumie z osiemnastu utworów wskazuje na stylistyczne poszukiwania muzyków usytuowane w rejonach „rządzonych” przez muzykę funk, bluesa i amerykański rock sprzed ponad 40 lat, nie zapominając o tradycyjnej piosence. Solidne umiejętności instrumentalno- wokalne pozwoliły na wykreowanie licznych partii solowych. Każdy słuchacz doceni też zapewne niektóre rozwiązania melodyczne. Jednak słuchając tego materiału nie pozbędziemy się natrętnego wrażenia, że upływający czas pokrył muzykę Thee Image warstwą patyny i dzisiaj może ona zaistnieć w świadomości słuchaczy prawdopodobnie wyłącznie na prawach ciekawostki z rockowej historii, bez ochów i achów nad jej jakością i opornością na przemijanie, bo tak po prostu nie jest. Stąd wynika zaproponowana poniżej przeciętna ocena.
Ocena 3/ 6
Włodek Kucharek

 

rightslider_003.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png

Goście

5054137
DzisiajDzisiaj1670
WczorajWczoraj3081
Ten tydzieńTen tydzień7616
Ten miesiącTen miesiąc57788
WszystkieWszystkie5054137
52.14.168.56