Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

TANGERINE DREAM - Zeit

 

(1972 Ohr; Remaster 2011 Esoteric Recordings/ Cherry Red Records)
Autor: Włodek Kucharek
tangerine-dream-zeit-m
Tracklist:
CD 1
1.Birth Of Liquid Plejades (19:58)
2.Neboulous Dawn (17:56)
3.Origin Of Supernatural Probabilities (19:37)
4.Zeit (17:01)
CD 2
1.Klangwald (Part 1) (37:27)
2.Klangwald (Part 2) (40:41)
 
SKŁAD:
Edgar Froese (generatory dźwięku/ gitara)
Peter Baumann (instr. klawiszowe/ wibrafon/ organy/ monofoniczny syntezator analogowy VCS 3)
Christopher Franke (instr. klawiszowe/ monofoniczny syntezator analogowy VCS 3/ talerze perkusjne)
Florian Fricke (syntezator Mooga „Birth Of Liquid Plejades”)
 
The Cologne Cello Quartet (intro “Birth Of Liquid Plejades):
Christian Vallbracht
Joachim von Grumbkow
Hans Joachim Brüne
Johannes Lücke
 
Słuchając trzeciego albumu w katalogu Tangerine Dream, zatytułowanego „Zeit“, który dotarł na rynek fonograficzny w sierpniu 1972, możemy śledzić powolne przeobrażanie się artystycznego wizerunku muzyki, która wydaje się być jakby bardziej „muzyczna”. Edgar Froese wraz z kolegami stara się sukcesywnie od „Elektronic Meditation” zmieniać proporcje pomiędzy światem dźwięków na wskroś eksperymentalnych, awangardowych, a faktura powierzchni, którą wytyczyła szeroko rozumiana „Nowa Muzyka” i przynależąca do niej muzyka elektroniczna, staje się coraz bogatsza. Kompozycje zawarte na albumie „Zeit” nabrały innego charakteru, ich struktura stała się jednorodna, mniej „poszarpana” efektami specjalnymi, jakby bardziej uporządkowana. Kolejne utwory przypominają dźwiękowe mgławice, obłoki dźwięków wolno przemieszczających się w przestrzeni, o nieostrych konturach, świadomie rozmazanych. Płyną leniwie w pasażach elektronicznych, rozciągnięte w czasie. Nie posiadają żadnego wydzielonego cyklu rytmicznego, podlegają niekiedy kosmetycznym zmianom, na przykład zmienia się intensywność ich brzmienia,  trudno w nich wyodrębnić element, który można by nazwać motywem melodycznym, kojarząc się z Kosmosem. Gdy założymy słuchawki, które kanalizują ten potok dźwięków, tak, żeby nic nie uronić, żeby napływały bezpośrednio do naszych zmysłów, to łatwo dojść do wniosku, że ich oddziaływanie ma charakter wręcz hipnotyczny. Niektóre z nich funkcjonują na granicy słyszalności, szczególnie na początku każdego z czterech utworów, a z biegiem czasu wzrasta ich intensywność, choć nie sposób mówić w tym przypadku o dynamice zmian.
Longplay „Zeit” („Czas”) jest pierwszym wydawnictwem z udziałem nowego, stałego członka zespołu, Petera Baumanna, jednego z filarów zespołu przez najbliższe prawie siedem lat (w roku 1977 rozpoczął karierę solową), ale także w późniejszych okresach powracał do składu formacji, szczególnie służąc swoimi umiejętnościami w trakcie cyklów koncertowych. Z nowości personalnych wymienić można członka monachijskiego projektu Popol Vuh Floriana Fricke (napisałem projektu, gdyż to nie był zespół muzyczny w tradycyjnym ujęciu), obsługującemu syntezator mooga, oraz czterech kolońskich wiolonczelistów. Okładka płyty przedstawia bardzo widowiskowe zjawisko, mianowicie całkowite zaćmienie słońca przez księżyc. Album „Zeit” posiada także podtytuł, w oryginale, czyli w języku niemieckim „Largo in vier Sätzen”, czyli „Largo w czterech częściach (aktach)”. Muzyczny termin „largo” ma dwa znaczenia, jako powolne tempo, choć oznacza także często środkową, powolną część cyklu sonatowego, czyli formy muzyki popularnej w okresie klasycyzmu, występującej w układzie czteroczęściowym. Wystarczy „rzut oka” na listę nagrań i już wiemy, że tak wygląda faktycznie układ programu płyty, w oryginale dwóch winyli, na których autorzy koncepcji i wykonawcy zmieścili cztery bardzo długie kompozycje, po jednej na każdej stronie czarnego krążka.
Po raz kolejny Froese i spółka tworzą dzieło niełatwe w odbiorze, wymagające od słuchacza pewnego przygotowania, wiedzy na temat twórczości grupy, całej otoczki muzyki elektronicznej. Ktoś, kto nigdy nie miał do czynienia z muzyką pierwszych pozycji dyskograficznych w dorobku Tangerine Dream, włączając odtwarzacz CD bądź gramofon z muzyką „opisującą” „Czas” doznać może szoku. Zderzenie z tą wolno przesuwającą się ścianą wygenerowanych tonów wywołać może niewątpliwie konsternację, bądź reakcję niekontrolowaną, tak jak to miało kiedyś miejsce w sytuacji, gdy pewnej osobie postanowiłem zaprezentować drobne wycinki muzyki z płyty „Zeit”, konkretnie z utworu tytułowego, a reakcją było jedno spontanicznie wypowiedziane zdanie: „K…a, co to jest!?”.
Można oczywiście toczyć spory na temat przynależności muzyki Tangerine Dream do nurtów sztuki muzycznej, różnych gatunków, kierunków rozwojowych, trendów, odmian etc.. Eksperci w dziedzinie muzyki elektronicznej wyróżniają w tej rzece dźwięków wpływy krautrocka (co jest oczywiste, ponieważ pod koniec lat 60- tych pojawił się trend, żeby wszystko, co rockowe z Niemiec, wrzucać do jednego worka z napisem „Krautrock”), muzyki przestrzeni, kosmicznej, space rocka, ambientu, a nawet pierwsze przykłady gatunku zwanego dark ambientem. Ale nie chodzi w tym punkcie o podkreślenie wielowymiarowości suit Tangerine Dream, lecz o zaakcentowanie wszechstronności, wieloaspektowości tej sztuki eksperymentalnej, sztuki bez formalnych granic, bo te wyznaczały wyobraźnia twórców, ich siła kreacji, pakietu powiązanych ze sobą talentu i umiejętności plus dostępu do nowoczesnych na tamte czasy technik tworzenia i rejestracji dźwięku. Założeniem programowym albumu „Zeit” było przesłanie filozoficzne, że „czas w rzeczywistości jest nieruchomy, a istnieje wyłącznie w świadomości człowieka”.
Nie sposób komentować zawartości tego albumu według kryteriów stosowanych przy pozycjach stricte rockowych. Tutaj nie występują wyraziste riffy, basowy puls czy perkusyjny podział rytmiczny. Poszczególne części nie posiadają konkretnej, wyraziście zaprojektowanej struktury, są tworami dźwiękowymi ścielącymi się jak poranna mgła, tworząca mniej lub bardziej szczelnie wypełniony pejzaż, chociaż w porównaniu do poprzednich płyt, muzyka jest na pewno bardziej atmosferyczna, tworząca specyficzny nastrój, w którym istotnym składnikiem bywa też cisza, a komponenty czysto elektroniczne zaczynają odgrywać rolę pierwszoplanową. Godnym zauważenia jest fakt, że na tym właśnie longplayu doszło do zdarzenia niejako historycznego, pioniersko wykorzystano nowe „dziecko” instrumentarium, mianowicie syntezator mooga, „obsługiwany” przez gościa Floriana Fricke. W każdym bezkresnym- bo mógłby trwać i kilka godzin- utworze, „wyzwalane”  są, często jako efekt improwizacji, grube płaszczyzny dźwięków, gęstniejące wraz z upływem kolejnych minut, jednak nie układające się w żadną figurę, którą nazwać można melodią w tradycyjnym ujęciu tego pojęcia. Atmosfera panująca najczęściej jest mroczna, depresyjna, przygnębiająca, posępna, niekiedy groźna. Tony pulsują, tętnią według sobie znanego cyklu, innym razem panuje prawie kompletny bezruch, flauta. Formy atonalne przenikają w wielu fragmentach strukturę kompozycji, miękkie sekwencje syntezatorowe przenikają się z delikatnymi akcentami gitarowymi („Origin Of Supernatural Probabilities”). Raz brzmienie cechuje asceza, innym razem osiąga stan pewnego elektronicznego monumentalizmu, choć „skrojonego” według kategorii artystycznych Tangerine Dream. Generalnie jednak muzyka na płycie „Zeit” ma charakter niezwykle statyczny, ale ta statyka, monotonia, jednostajność mają działanie hipnotyczne. Z punktu widzenia muzyki rockowej Tangerine Dream stawia świadomość słuchacza dosłownie „na głowie”, można się w tych długaśnych kawałkach i ich klimacie trochę pogubić, dlatego właściwą receptą jest inicjowanie kilku prób na drodze do „oswojenia” tego obszernego materiału.
Wielką zaletą wydawnictwa Esoteric Recordings jest wyprodukowanie drugiego dysku z unikatowym materiałem, dokumentującym jeden z najwcześniejszych występów „na żywo” Tangerine Dream w historii formacji. I to bez żadnych cięć czy skrótów. Dwie części utworu „Klangwald” trwają ponad 78 minut!!! Jakość dźwięku na najwyższym poziomie, ale być może nie bez znaczenia w tym zakresie jest fakt, że występ odbył się w radiowym studio w Kolonii, 25 listopada 1972 roku. Bonusy audio uzupełniono licznymi zdjęciami, wyczerpującym tematykę tekstem oraz oryginalnym artworkiem. Utwór to rozciągnięta pajęczyna dźwięków, bezkształtna, w przeważającej części improwizowana. Wydaje się, że w wersji oryginalnej, czyli „przedkoncertowej”, istniejącej wcześniej tylko w świadomości twórców, ta kompozycja była jeszcze dłuższa, ale może to tylko pozorne wrażenie. Godne zauważenia są rytmiczne akapity sekwencera, szczególnie w drugiej części „Klangwald, Part 1”, oraz pastoralno- psychodeliczny fragment po 15 minucie w „Part 2”. Ale chciałbym uprzedzić, że w „Klangwald” tak naprawdę dźwięki toczą się leniwie, monotematycznie, wręcz ślamazarnie i należy wykazać sporo dobrej woli, że zmierzyć się z tym potężnym materiałem. Nie ma także gwarancji, że zanim kogoś trafi szlag, zdążą jego receptory wyłowić z tej homogenicznej, jednolitej masy wszystkie, niezbyt radykalne zmiany. Ta ostatnia uwaga powinna zostać odczytana przez sympatyków HMP w kategoriach żartu, choć „Zeit” i dysk bonusowy, ze względu na swoją objętość czasową wymagają anielskiej cierpliwości przy odczytywaniu idei twórczych Edgara Froese i spółki. Nie wiem, czy są Państwo w stanie mi uwierzyć, że w tych utworach drzemie intelektualna siła, że ich osobowość wynika także z „modelowanego” klimatu, że to elektroniczna ekstrawagancja, która tworzyła historię muzycznego modernizmu, a Tangerine Dream można postawić obok takich tuzów tego prądu muzyki światowej jak Gustav Mahler, Arnold Schönberg, który uważał: „Jeśli sztuka, to nie dla wszystkich, jeśli zaś dla wszystkich - to nie jest to sztuka”, Karlheinz Stockhausen czy Krzysztof Penderecki.
I na zakończenie tego felietonu jeszcze jedna uwaga. Słuchając muzyki zarejestrowanej na płycie „Zeit” oraz na bonusowym longplayu „Klangwald” należy sobie uświadomić, że interpretacja tego Kosmosu dźwięków zależy tak naprawdę od nas, słuchaczy, zgodnie z artystyczną maksymą, wygłoszoną kiedyś w jednym z wywiadów przez artystycznego przewodnika Tangerine Dream, Edgara Froese : „Ludzie myślą, że to my tworzymy muzykę. Błąd! To słuchacz sam tworzy muzykę we własnej głowie, gdy nas słucha”.
Piękne i jakże celne słowa.
Ocena 5/ 6
Włodek Kucharek

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

5054373
DzisiajDzisiaj1906
WczorajWczoraj3081
Ten tydzieńTen tydzień7852
Ten miesiącTen miesiąc58024
WszystkieWszystkie5054373
3.139.70.131