Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

SKY - Cadmium…

 

(1983 Ariola Records; 2015 Remaster Esoteric Recordings/ Cherry Red Records)
Autor: Włodek Kucharek
sky-cadmium
Tracklist:
CD
1.Troika
2.Fayre
3.A Girl In Winter
4.Mother Russia
5.Telex From Peru
6.The Boy From Dundee
7.Night
8.Then & Now
9.Return To Me
10.Son Of Hotta
Bonus Tracks:
11.Troika
12.Why Don’t We
13.Fool On The Hill
 
DVD - Recorded at the Theatre Royal, Drury Lane, London 18 grudnia 1983
1.Toccata
2.KP II
3.Oh Little One/ Courons A La Fete
4.Troika
5.Rags And Bones
6.When The Branch Is Green
7.Telex From Peru
8.Tuba Smarties
9.Son Of Hotta
10.Carillon
“The Val Doonican Christmas Show”, BBC TV 24 grudnia 1983
11.Troika
 
Skład:
Tristan Fry (perkusja)
Kevin Peek (gitary)
Steve Gray (instr. klawiszowe/ fortepian/ klawesyn/ wokal)
Herbie Flowers (bas)
John Williams (gitary klasyczne)
 
Rozpocznę od informacji dotyczącej składu personalnego Sky. „Cadmium” to ostatni album kwintetu z klasycznym gitarzystą Johnem Williamsem, który po kilku latach wspólnej pracy zdecydował o swoim powrocie do kariery instrumentalisty klasycznego, porzucając rock czyli pop kulturę i rozrywkę.
Płytę wydano krótko przed Świętami Bożego Narodzenia roku 1983 i w kwestii repertuarowej zestawienie kompozycji nie powinno być dla osób znających dotychczasową twórczość grupy żadnym zaskoczeniem, bowiem program składa się tradycyjnie z elementów stanowiących aranżacje dzieł klasycznych, kompozycji własnych i utworów napisanych przez Alana Tarneya, starego przyjaciela Kevina Peeka. Zaznaczyć jednak należy, że członkowie pięcioosobowej formacji Sky przygotowali tym razem tylko jedną parafrazę, a jest nią fragment „Trojka”, rosyjskiego kompozytora Siergieja Prokofjewa (1891- 1953). Utwór pochodzi z suity symfonicznej „Porucznik Kiże”, a Prokofjew stworzył muzykę do opowiadania pod tym samym tytułem, którego autorem jest rosyjski pisarz Jurij Tynianow. Jego groteskowa historia doczekała się także ekranizacji w roku 1934, a Prokofiew stał się w ten sposób autorem muzyki filmowej. Słuchając opracowania Sky, które można nazwać miniaturą i porównując ją do pozostałych składników płyty podstawowej trudno oprzeć się wrażeniu, że stanowi ona najmocniejszy punkt całego programu. Muzycy zaakcentowali rozpoznawalny temat melodyczny i poprowadzili utwór w dosyć szybkim tempie, zachowując łagodne brzmienie i filmowy, ilustracyjny charakter. Trzyminutowa „wprawka” instrumentalna potwierdza walory instrumentalne grupy i wiele obiecuje przed wysłuchaniem pozostałej części albumu. Stanowi także kolejny dowód kohabitacji muzyki rockowej i tak zwanej poważnej. Jednak później „im dalej w las” tym większe rozczarowanie, przynajmniej moim zdaniem. Podstawowym zarzutem jest brak spójności, cecha negatywna, do tej pory rzadkość w twórczości Sky. Tak jakby artyści nie mieli do końca przygotowanej koncepcji, jak „sformatować” zawartość albumu, stąd pseudo folklorystyczny kicz w postaci „Mother Russia” i „Telex From Peru”. Ten pierwszy zadedykowany został Rosjanom, ludziom ciepłym, przyjaznym, a panowie ze Sky mieli okazję poznać niektórych z nich osobiście. Doszło do tego w maju 1983, gdy grupa wracała z japońskiego tournee odbywając podróż ekspresem transsyberyjskim do Moskwy i spędzając w sumie jedenaście dni w Rosji. Ten utwór to rodzaj reminiscencji, dlatego nie dziwią odniesienia motywów muzycznych do kultury rosyjskiej, folkloru tego kraju. Nie wiem, czy wszyscy słuchacze zgodzą się z moim zdaniem, ale z racji wieku pamiętam lata 60- te i 70-te, czyli czasy, kiedy w radiu i telewizji można było znaleźć sporo muzycznych odnośników do, wówczas kultury Związku Radzieckiego i uważam, że propozycja Sky nie uniknęła stereotypów, klisz dźwiękowych, które kojarzą się jednoznacznie ze sztuką ludową tego kraju, ale które nazwać można trochę nieelegancko, „oklepanymi”. Są to znane powszechnie, sklonowane rozwiązania kompozycyjne przypisywane od dziesiątków lat muzycznej kulturze rosyjskiej, ze szczególnym uwzględnieniem folkloru. Ich adaptacja na grunt rockowy nie wyszła niestety najlepiej. To tak, jakby cudzoziemcowi do bigosu podano lampkę szampana. Mielibyście na taki koktajl smakowy apetyt?  Dodatkowo kompozycja jest za długa, blisko siedem minut, rozciągnięta jak guma do żucia, przez to w pewnym momencie staje się monotonna i nużąca powtarzalnością pewnych elementów w nieco innych konfiguracjach.. Może się mylę, bo to przecież ludzka rzecz, ale pisząc te krytyczne słowa, mam za sobą kilkukrotne przesłuchanie „Mother Russia”, utworu działającego jak przysłowiowa „gorzka pigułka” do przełknięcia, w którym dosyć, nazwałbym je, plebejskie motywy sztuki ludowej przetransponowano do nieskażonej fałszami, wycyzelowanej i eleganckiej muzyki Sky.  Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności utwór ten sąsiaduje z najdłuższym kawałkiem na płycie „Telex From Peru”, który przez swój brak różnorodności, jednorodną konfigurację dźwięków, monotonny rytm jest zwyczajnie „przegadany”. Autorzy projektując dźwięki tej kompozycji sprawiają wrażenie, że niewiele mają do powiedzenia, w związku z czym, niejako „na siłę” „wyciągają” dosyć mdłe sekwencje dźwięków do granic możliwości, co objawia się tym, że odbiorca słyszy, że grają, ale co, to już trudno ustalić, ponieważ kontury brzmienia są rozmyte, struktura utworu jest instrumentalnie rozmazana jak krajobraz w gęstej mgle, a głównym sprawcą takiego stanu rzeczy są klawisze, snujące się w tle bez ładu i składu. Początkowo wydaje się, biorąc pod uwagę rytm i tempo, że usłyszymy jakąś balladę „pociągową” z podróży do Peru. Rozpędzeni zatrzymujemy się na granicy 4:15, po czym wykonawcy serwują słuchaczom porcję dźwięków kojarzącą się jednoznacznie z kulturą latynoską, o czym starają się nas przekonać przede wszystkim gitary, perkusyjne przeszkadzajki i motyw melodyczny. W dużych miastach naszego kraju można niekiedy w miejscach publicznych, przykładowo targowiskach, spotkać wędrownych grajków, których odzienie, karnacja skóry, wygląd wskazują na pochodzenie z Ameryki Południowej. Promują w wersji „live” swoje nagrania i „katują” do upadłego standardy typu „El Condor Pasa”. Przykro coś takiego powiedzieć, ale także instrumentaliści Sky chwilowo zamienili się miejscami z tym amatorskimi muzykami. Na pewno nie jest to pochlebstwo dla zawodowców, którzy klonują tak wytarte uproszczenia, że aż żal. Sytuację ratują dwie kompozycje przybysza z zewnątrz Alana Tarneya „A Girl In Winter” oraz „Return To Me”. Ich zalety to bardzo delikatna, wręcz wyszukana faktura dźwiękowa, subtelne melodie, piękne gitarowe brzmienie. Dla mnie jako amatora, sympatyka rocka, siłą tych dwóch numerów jest także ich nastrojowość i przestrzenność. Fajnie słucha się takiej instrumentalnej muzyki w słuchawkach, docenić można wtedy wszelkie niuanse, a dosyć skromna aranżacja  nie męczy nadmiarem bodźców. Przyjemne skojarzenia wywołuje także „Son Of Hotta”, utwór dynamiczny, z partiami solowymi, wykonany z rozmachem, a w części środkowej pojawia się fragment syntezatorowy, nawiązujący do jazzu. Z kolei „Night” Kevina Peeka to rozdział albumu, który można scharakteryzować jako najbardziej elektryczny, oczywiście biorąc w tym wypadku pod uwagę właściwości brzmienia i generalnie stylu Sky. Popis gitarzysty zainteresowanego także mocniejszymi formami rockowymi, świadczy o inklinacjach wykonawcy do form heavy rocka, do czego zresztą sam się przyznaje. Trochę może zbyt jednostronny, jednowymiarowy, utrzymany od początku do końca w podobnym tempie, ale do zaakceptowania, różniący się od reszty materii „Cadmium” in plus.
Z nagrań bonusowych „Troika” to nieco zmieniona wersja adaptacji Prokofjewa. „Why Don’t We” stanowi w pewnym sensie niespodziankę, po pierwsze swoim rock’n’rollowym, energetycznym wizerunkiem, po drugie fajną linią Hammondów oraz po trzecie nietypową jak dla Sky gitarą, a dla dociekliwych analityków znajdą się również akcenty bluesowe. Natomiast „Fool On The Hill” to cover niezapomnianej kompozycji McCartneya, opublikowanej pierwszy raz w roku 1967 na podwójnej EP-ce The Beatles „Magical Mystery Tour”. Oczywiście trudno nie rozpoznać tematu melodycznego, chociaż trzeba przyznać, że Williams i Peek sporo nakombinowali w strukturze dźwięków, żeby zmylić słuchaczy.
Komu mało muzyki Sky z płyty audio, może wzmocnić swoje wrażenia estetyczne oglądając koncertowy występ, w czasie którego zespół zaprezentował, obok materiału- dosyć skąpo reprezentowanego- z albumu „Cadmium”, także swoje hity, bez których w ogóle trudno sobie wyobrazić występ kwintetu. Wystarczy rzut oka na setlistę i  już wiadomo o co chodzi. Rewelacyjne wykonanie „Toccaty”, jak zwykle świetna zabawa przy „Tuba Smarties” i końcowy akt, „Carillion” przygotowany w wersji specjalnej, z wykorzystaniem wibrafonów, glockenspiela, a wszystko po to, by stworzyć atmosferę Bożonarodzeniową (przypominam występ miał miejsce 24 grudnia). Trudno dziwić się zachwytowi licznie zebranej publiczności. Zapewne po obejrzeniu DVD znajdą się w gronie przyjaciół rocka osoby, które zakwestionują w odniesieniu do muzyki Sky zasadność użycia pojęcia „rock”. Być może będą mieć rację, chociaż wydaje mi się, że przy odrobinie tolerancji i otwartości na różnorodne odłamy stylistyczne kultury rockowej można w jej niszy znaleźć miejsce także dla takich wykonawców jak muzycy Sky.
Oceniając całościowo zawartość wydawnictwa „Cadmium” opublikowanego pod egidą Esoteric Recordings/ Cherry Red Records można wystawić ocenę dostateczną z małym plusem. Z jednym zastrzeżeniem, że materiał wizyjny winduje jakość globalną nieco w górę, bo gdyby skoncentrować się li tylko na dysku podstawowym, to jest to jedna z najsłabszych płyt Sky, niejako zwiastująca zmierzch tej formacji. Naturalnie ta szkolna cenzurka odnosi się do skomponowanej i wykonanej przez autorów muzyki. Bo jakość techniczna odnowionych nagrań, pieczołowicie i z największą starannością opracowanych przez inżynierów dźwięku, oraz wizyjna część wydawnictwa najlepiej świadczą o profesjonalizmie edycji.. Chciałbym także przeprosić za dosyć chaotyczną analizę punktów programu albumu, przeskakiwanie z tytułu na tytuł, ale próbowałem w dosyć nieskoordynowany sposób odnaleźć dawną magię i ślady spójności kompozycji grupy, co przyniosło dosyć mizerny skutek. Obiecuję poprawę.
„Cadmium” album dla najbardziej wytrwałów fanów Sky.
Ocena 3.5/ 6
Włodek Kucharek

rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5048933
DzisiajDzisiaj772
WczorajWczoraj1640
Ten tydzieńTen tydzień2412
Ten miesiącTen miesiąc52584
WszystkieWszystkie5048933
13.59.236.219