BLIZZARD HUNTER - Heavy Metal to the Vein
(2015 Pure Underground Records)
Autor: Aleksander „Sterviss” Trojanowski
Tracklist:
01. Conqueror of Destiny 02:54
02. I'm on my way 04:43
03. Heavy Metal to the Vein [single] 05:20
04. Heart of Fire (Vampire Hunter's song) 06:33
05. Nemesis (Feel my strength) 05:27
06. Ghost Rider 03:30
07. The Murder 06:27
08. My Revenge 05:25
09. The Joke 03:31
10. The Final Judgment 05:11
Line Up:
Sebastian “Dragon” Palma – Vocals
Lucho Sanchez – Guitars
Toño “Wild Rocker” Rojas – Guitars
Lalo “Indú” Salas – Bass
Daniel “Frost” Ruiz de Castilla – Drums
Lucho Sanchez – Guitars
Toño “Wild Rocker” Rojas – Guitars
Lalo “Indú” Salas – Bass
Daniel “Frost” Ruiz de Castilla – Drums
No, muszę przyznać, że tego się nie spodziewałem. Młoda peruwiańska scena heavy/speed metalowa nie należy do jakiś bardzo rozpoznawalnych. W sumie to z tego kraju można skojarzyć ewentualnie tylko Cobrę z zespołów obracających się w tym gatunku. A tutaj - bach! - prawdziwy cios z eleganckim artyzmem i maestrią.
To, co stanowi główną zaletę tego albumu to gra solowa obu gitar. Na tym wydawnictwie jest pełno solówek i pojedynków wioślarzy, w których się wręcz prześcigają, który zagra lepszą solówkę. Leady są zdecydowanie lepsze niż te prezentowane przez analogiczne kapele pokroju Holy Grail. Skull Fist, Enforcer, Steelwing, i tak dalej. Pomijając już sam warsztat i technikę, które stoją na zdumiewająco wysokim poziomie - solówki są chwytliwe i fajnie się ich słucha. Nie ma tutaj przerostu formy nad treścią, ani prób zamaskowania super ekstra odjechaną techniką braków w sekcji pisania riffów i aranżowania kompozycji.
Sam album brzmi jak XXI-wieczne podejście do klasycznego old-schoolowego metalu. Kompozycje są wybitnie staroszkolne, ale produkcja nie pozostawia złudzeń co do tego, że jest to nowy materiał. Naturalnie, brzmienie jest dobrze dopracowane, nie uświadczymy tutaj przedigitalizowanej papki z gałką distortion przyklejoną na stałe na maksie i ze wszystkimi suwakami na korektorze graficznym konsolety sprowadzonymi do parteru. Brzmienie jest żywe, ciepłe i energiczne, a także pełne mięsa i organicznej naturalności.
Biorąc pod uwagę całość - kompozycje, riffy, solówki, wokale i brzmienie - Blizzard Hunter dość mocno kojarzy się ze szwedzką Rocka Rollą, bardziej niż z czymkolwiek innym. Biorąc pod uwagę poziom jaki poziom prezentowała Rocka Rolla na swych pierwszych dokonaniach, jest to jak najbardziej na plus. Naturalnie, Blizzard Hunter nie jest kalką tej kapeli. Po prostu obraca się w podobnej stylistyce i porównanie tego zespołu do Rocka Rolli jest tutaj takim samym porównaniem jak Crimson Glory do Riot.
Skoro wspomnieliśmy już Crimson Glory - wokalista Blizzard Hunter brzmi jak reinkarnacja Midnighta. Gość dysponuje łudząco podobnym melodyjnym, dźwięcznym wysokim zaśpiewem. Jest to na tyle ujmujące, że bardzo sprawnie operuje swoimi strunami głosowymi, wydobywając z nich maksimum tego, co akurat jest potrzebne w danym utworze.
"Heavy Metal to the Vein" jest niezłą jazdą bez zbędnego balastu średniactwa i miernoty, której ostatnio coraz więcej na płytach metalowych. Epicko, a przy tym kipiąc gorącym wulkanem siły - tak kroczy muzyka z tego albumu. Bardzo przyjemna rzecz!
Ocena: 5/6
Aleksander „Sterviss” Trojanowski