Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

PROCOL HARUM - Procol Harum

 

(1968 Regal Zonophone; 1997 Repertoire; 2015 Remaster, Esoteric Recordings/ Cherry Red Records)
Autor: Włodek Kucharek
 
 
procolharum-procolharum
Tracklist:
1.Conquistador
2.She Wandered Through The Garden Fence
3.Something Following Me
4.Mabel
5.Cerdes (Outside The Gates Of)
6.A Christmas Camel
7.Kaleidoscope
8.Salad Days (Are Here Again)
9.Good Captain Clack
10.Repent Walpurgis
 
Bonus Tracks:
11.A Whiter Shade Of Pale
12.Lime Street Blues
13.Homburg
14.Good Captain Clack (Single Version)
 
Skład:
Gary Brooker (wokal/ fortepian)
Robin Trower (gitara prowadząca)
David Knights (bas)
B.J.Wilson (perkusja)
Matthew Fisher (organy Hammonda)
 
            Twórczość Procol Harum należy do kanonu muzyki rockowej, a sam zespół to jedna z ikon rocka progresywnego, dzisiaj już trochę zapomniany, który już w dniu premiery debiutu fonograficznego wypracował własny, rozpoznawalny styl. Niezwykle bogate, „urządzone” z przepychem brzmienie, którego fundamentem jest rozbudowana sekcja instrumentów klawiszowych, jednak z klarownym podziałem zadań instrumentalno- wokalnych pomiędzy Gary Brookerem- fortepian i głos, który fascynował mnie ze względu na barwę i czystość partii wokalnych a Matthew Fisherem- organy Hammonda. Ale tworzenie wrażenia, że dokonania artystyczne Procol Harum zależały głównie od dwóch wymienionych z nazwiska panów jest fałszywe. W składzie brylował także znakomity i ceniony gitarzysta Robin Trower, który nie ukrywał swoich inspiracji bluesowych, muzyk aktywny do dzisiaj, a ostatni album solowy „Something’s About To Change” wydał w roku 2015. Sekcję rytmiczną, po tym jak skonsolidował się skład personalny tworzył doskonały duet David Knights- bas i B.J.Wilson- perkusja, których gra charakteryzowała się niecodzienną w muzyce rockowej łagodnością i dbałością o precyzję. Jedną z cech kompozycji kwintetu były wysmakowane aranżacje symfoniczne. Dorobek Procol Harum praktycznie „od zawsze” przyporządkowany był kategorii „rock progresywny”, ale autorski styl obejmował jednocześnie złożone struktury, jak również wyróżniał się lekkością, ponadprzeciętną melodyjnością i dostrzegalnymi wpływami muzyki klasycznej, w szczególności tych kompozytorów, dla których priorytetem była sztuka organowa. Romantyczność powiązana z delikatnością sekwencji dźwiękowych, ich symetryczną konstrukcją czyniły z odbioru ich muzyki intelektualną przyjemność. Procol Harum potrafił także „uderzyć” w takie tony, że wzruszenie i emocje potężnie „targały” naszym poczuciem estetyki. Zespół rzadko budował dwucyfrowe czasowo kompozycje, nie licząc wyjątku w tym zakresie, potężnej, wspaniałej i wielowymiarowej suity „In Held Twas In I” (17:31) z płyty „Shine On Brigtly”, jednak prostota niektórych kompozycji była pozorna, ponieważ multum poukrywanych akcentów dźwiękowych, cytatów z muzyki klasycznej, niuansów brzmieniowych objawiało się dopiero po wielokrotnym przesłuchaniu. Liczne utwory Procol Harum nie tolerują powierzchowności i braku duchowego zaangażowania w ich odbiór . Oczywiście nie należy przesadzać z tym intelektualizowaniem, ale należy zdawać sobie sprawę, że muzyka rozrywkowa potrafi być także wyrafinowana, a uwaga ta jak mało która odnosi się do zawartości longplayów Procol Harum. Gdybym jednym słowem miał określić sztukę muzyczną grupy, napisałbym, że jest ona elegancka, tak jak wyglądają gentlemani oczekujący przed wejściem do Grand Hotelu, widoczni na okładce koperty publikacji „Grand Hotel”, jednym z najwspanialszych efektów rockowej pracy twórczej. W licznych opracowaniach wymienia się jeszcze jedną osobę jako nieformalnego członka zespołu, Keitha Reida, autora większości tekstów. Apogeum kreatywności i formy artystycznej stanowi dla Procol Harum niewątpliwie genialny album z roku 1972, „Live In Concert With The Edmonton Symphony Orchestra”, rzecz ponadczasowa, płyta, na której artyści, ci rockowi, oraz symfonicy i chórzyści osiągnęli absolutną jedność na wyżynach kunsztu wykonawczego, zachwycając liczną widownię.
            Kto nigdy nie interesował się dogłębnie dziedzictwem muzycznym Gary Brookera i spółki, ten zapewne pozostał na etapie znajomości wielkiego przeboju światowej muzyki rozrywkowej od 52 lat (!!!), songu wydanego oryginalnie na winylowym singlu w roku 1967, „A Whiter Shade Of Pale”, który to osiągnął na całym globie rekordowy poziom sprzedaży, wytłoczono przynajmniej ponad sześć milionów sztuk małej płytki. Początkowo autorstwo tego dźwiękowego diamentu przypisywano spółce autorskiej Brooker- Reid, jednak po latach i długiej walce o prawa autorskie Matthew Fishera sąd uznał, że także on należy do wąskiego grona współtwórców tej pięknej piosenki. Na pomysł stworzenia tego dziełka wpadł pianista i wokalista Gary Brooker, prywatnie sympatyk muzyki organowej, ze wskazaniem dorobku Jana Sebastiana Bacha. To z jego „Suity Nr 3 D-dur BWV 1068” pochodziła inspiracja twórcza tej kompozycji, która zapewniła Procol Harum stałe miejsce w galerii sław rocka. Piosenka była pierwszym rezultatem współpracy Keitha Reida i Brookera, wtedy jeszcze członka efemerycznej grupy Paramounts, odnoszącej umiarkowane sukcesy na lokalnym rynku muzycznym. Aby tę piosenkę zarejestrować na rowkach płyty gramofonowej do inicjatora przedsięwzięcia doszlusowali Fisher (organy), Ray Royer (gitara), D.Knights (bas) i B.Harrison (perkusja), którzy zgłosili się odpowiadając na anons w jednym z magazynów, zamieszczony przez Brookera zamierzającego „zapisać” materiał dźwiękowy w wynajętym na godziny studio nagraniowym. Po czasie muzycy poczuli się kompletnie zaskoczeni, wręcz oszołomieni sukcesem, który ich spotkał po emisji w roku 1968 „A Whiter Shade Of Pale” w Radiu London, konkurencji medialnej BBC. Presja ze strony brytyjskich słuchaczy na  wydanie singla była tak wielka, że podjęto decyzję o natychmiastowym wytłoczeniu stosownego nakładu, a popularność przeboju spowodowała, że piosenka szybko „wdrapała” się na sam szczyt list przebojów, pozostając na pozycji numer jeden nieprzerwanie przez sześć tygodni. Jaki jest potencjał piękna w tym 4- minutowym „drobiazgu” dowodzi fakt, że współcześnie wydanie składanki z najpopularniejszymi, tzw. złotymi przebojami muzyki rozrywkowej bez utworu „Bielszy odcień bieli” dyskwalifikuje rzetelność każdej takiej kompilacji. Co ciekawe, song nie znalazł się nigdy w programie żadnej oryginalnej płyty długogrającej z dyskografii Procol Harum, natomiast niektóre wydawnictwa chcąc zapewne wpłynąć na popularność reedycji uwzględniały utwór na liście tracków debiutu płytowego grupy. Taki zabieg marketingowy przeprowadził między innymi niemiecki label Repertoire w roku 1997, dołączając do programu albumu „Procol Harum” na pierwszej pozycji „A Whiter Shade Of Pale”. W czerwcu 2015 Esoteric Recordings/ Cherry Red Records sfinalizowali wydanie pierwszej płyty, dbając o rzetelność i załączając przebój w formie nagrania bonusowego. Podobnie jak niewielu potrafiło racjonalnie uzasadnić, skąd wziął się sukces debiutu singlowego zespołu, tak samo trudno wyjaśnić przypadkowość powstania nazwy grupy, która pochodzi prawdopodobnie od imienia kota Procul Harun należącego do menedżera, źle zrozumianego przez Brookera w rozmowie telefonicznej.
            Wracając do premierowego materiału, nagranego pierwotnie w wersji monofonicznej, należy zamieścić informację, że wykaz tytułów na płycie „Procol Harum” składa się z dziesięciu utworów, bardzo zróżnicowanych, z których największą sławą cieszyły się „otwieracz” „Conquistador” i finałowa perełka „Repent Walpurgis”. Zacznę od końca, od omówienia instrumentalnego akapitu, wielkiego, monumentalnego, genialnego fragmentu „Repent Walpurgis”. To absolutny brylant, rzecz porywająca, poruszająca emocjonalnie i wywołująca wzruszenie przy każdym przesłuchaniu. Nie do wiary, że siła przesłania tej kompozycji przetrwała ponad pięć dekad, ponad pół wieku !!!, zachowując świeżość i magnetyczną moc po czasy współczesne. Temat melodyczny prowadzony przez pięć minut przez trio organy- fortepian- gitara jest tak- nazwałbym go sugestywnym-, że po wybrzmieniu ostatniego tonu „chodzi” za człowiekiem jak cień, nie pozwalając się od siebie uwolnić. Siła oddziaływania tego utworu jest potężna, majestatyczna, choć teoretycznie we wnętrzu utworu nie za wiele się dzieje, można nawet powiedzieć, że jego melodyka jest jednostajna, rytm jednorodny, a brzmienie, z wyjątkiem środkowych kilkunastu sekund solowej partii fortepianu, jednowymiarowe. Zupełnie nieracjonalny magnetyzm potwierdza banalny fakt, że w muzyce nie wszystko daje się logicznie wyjaśnić, szczególnie wtedy, gdy igrają nieprzewidywalne żywioły emocjonalne. Impuls do stworzenia „Repent Walpurgis” dał Brooker, który usłyszał w wyemitowanym w telewizji filmie motyw „Air” z suity orkiestrowej Bacha Nr 3 D-dur w transkrypcji francuskiego pianisty Jacquesa Loussiera, znanego jako wykonawca całego cyklu nagrań „Play Bach”. M Fisher spełniając prośbę Brookera napisał parafrazę kompozycji Bacha w formie melancholijnej ballady. Pierwotnie Brooker planował dodanie słów i przekształcenie pomysłu w utwór wokalno- instrumentalny, ale od zamiaru odstąpiono. Powstała brawurowa wersja bachowskiego klasyka Procol Harum, wspaniała, podniosła, nawet momentami sakralna, paraliżująca pięknem. Powolne, wręcz leniwe, basowe linie organów, przerywniki z fortepianem, gitarowy majstersztyk w części środkowej. Nostalgia bijąca w każdej sekundzie, nieprzystępne arystokratyczne oblicze kompozycji, powaga czynią z „Repent Walpurgis” hymn perfekcyjnie wykonany. To typowy przedstawiciel muzyki- jak to w jednym z wywiadów określił Ian Anderson z Jethro Tull- do słuchania, nie do tańca, zabawy, bo takich pierwiastków w tym utworze totalny deficyt. Świetnym kawałkiem, energetycznym, chwytliwym melodycznie jest „otwieracz”, „Conquistador”, znany z licznych występów koncertowych, w którym znaleziono kompromis pomiędzy fortepianowymi wstawkami Brookera, energią i intensywnością brzmienia Hammondów, gitarowym feelingiem Trowera. Chociaż nie ukrywam, że dla mnie najbardziej pasjonująca wersja wiąże się z wprowadzeniem hiszpańskiego motywu trąbki (podmuch klasyki), podkreślającym tematykę historyczną związaną z podbojami konkwistadorów. Sporo na płycie wpływów muzyki bluesowej i rhythm’n’bluesowej, niebagatelny wkład Robina Trowera, który „zaopatrzył” utwory w kapitalne partie solowe gitary. Wystarczy posłuchać „bujającego”, balladowego „Something Following Me”, albo znakomitego „Cerdes (Outside The Gates Of). W przypadku dwóch najkrótszych składników programu, czyli „Mabel” i „Good Captain Clack” słyszalne są podobieństwa pastiszowe, odwołujące się do beatlesowskiej ery „Sierżanta Pieprza”. Obok tych przykładów sądzę, że zdefiniować można także kompozycje wskazujące na koncepcję tak charakterystyczną dla Procol Harum przez okres całej kariery, mianowicie zawierające umiejętne połączenie rocka z klasyką, a bazujące na partiach klasycznego fortepianu i ciepłym brzmieniu organów, które niekiedy potrafiły stworzyć atmosferę prawdziwego misterium. Taki klimat symbiozy rocka z klasyką współtworzą „Salad Days (Are Here Again”), kompozycja wykorzystana jako ścieżka dźwiękowa filmu „Separation” z 1968 roku, czy już chwalony na tych łamach hymn „Repent Walpurgis”.
Z nagrań bonusowych o zaletach hiciora „Bielszy odcień bieli” napisałem wyżej. „Lime Street Blues” pochodzi ze strony B singla nagranego dla wytworni Deram w roku 1967 i prezentuje przebojowy rhythm’n’blues jako najważniejszego protoplastę rock’n’rolla. „Homburg” natomiast wyróżnia się bogatym, głębokim soundem pasaży organów Fishera, oraz dyskretną partią fortepianu, całość utrzymana w podniosłym, epickim klimacie.
         Jak ocenić fonograficzne, pierwsze kroki Procol Harum? Myślę, że pozytywnie. Wiele komponentów albumu sygnalizuje „osobowość”  późniejszych kompozycji, w strukturze brzmienia zdominowanych przez klawiatury, pozbawione jednak technicznych sztuczności, które w żaden sposób nie pasowałyby do klasycznego wizerunku wielu utworów zespołu. Wyraziste melodie to następny czynnik stylu Procol Harum, tak jak „trowerowskie” inklinacje bluesowe. Całość proporcjonalnie skonstruowana, bez rytmicznych łamańców, czy zaskakujących zwrotów w nakreślonych ramach jednego utworu. Dlatego wszyscy słuchacze muzyki spod znaku jakości Procol Harum nabywają z czasem przekonania, że te dźwięki są takie gładkie, jakby ugrzecznione i wycyzelowane. Wszystko to prawda, ale to tylko wierzchnia warstwa, pod którą odkryć można prawdziwy Sezam, a role Ali Baby i rozbójników odgrywają Gary Brooker i jego wybitni koledzy. Jedyną skazą tego debiutu płytowego jest moim zdaniem zbyt duży rozrzut stylistyczny poszczególnych utworów. Lubię, gdy całość materii jest spójna i zwarta i monolityczna, ale to już kwestia indywidualnych preferencji. Kolejne albumy formacji były już bardziej jednolite i zharmonizowane.
Ocena 4/ 6
Włodek Kucharek

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

5049487
DzisiajDzisiaj101
WczorajWczoraj1225
Ten tydzieńTen tydzień2966
Ten miesiącTen miesiąc53138
WszystkieWszystkie5049487
18.222.69.152