Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

HEXX - Wrath of the Reaper

 

(2017 High Roller)
Autor: Jacek "Steel Prophecy" Woźniak
 
hexx wrath of the reaperc m
Tracklist:
1. Macabre Procession of Specters
2. Screaming Sacrifice
3. Slave in Hell
4. Swimming The Witch
5. Dark Void of Evil
6. Unraveled
7. Voices
8. Exhumed For The Reaping
9. Circle the Drain
10. Wrath of the Reaper
11. Certificate of Death
     
Lineup:
Eddy Vega - Vocals
Dan Watson - Guitar
Bobbie Wright - Guitar
Mike Horn - Bass
John Shafer - Drums
   
Czekajcie chwilę, muszę wyszukać zbiór wszystkich idiomów i przysłów związanych z kośćmi. Mam już parę! "Kości zostały rzucone". "Pan Bóg nie gra w kości". Albo może to: "Za ojców, braci kości bielejące". Dobra, może już przestanę się wydurniać i przejdę do sedna, powstając "niczym mściciel z cudzych kości". Dobra, przysięgam, to już ostatnie. Dlaczego zacząłem tak gadać o tym wapniu, zaraz zapytacie. Ja zaś już śpieszę z odpowiedzią: nowy album Hexx. Tak, tego Hexx. Kojarzycie tę kapelę, która w latach osiemdziesiątych grała power/heavy, by następnie przejść do thrash/death metalu? Nie? No, a kojarzycie Sadus? Jeśli tak, to mieli okazję ze sobą grać pod koniec lat osiemdziesiątych, więc jak oglądaliście jakieś ich koncertówki z tamtego okresu, to z pewnością mogliście ich zauważyć w adnotacjach. Jeśli nie, to myślę, że jeden z ich bardziej kojarzonych utworów pt. “Edge of Death*” możecie spokojnie posłuchać na Youtubie, zarówno tej wersji heavy/power jak i thrash/death. No, ale co ma to wszystko z tymi wszystkimi kośćmi? No to usiądźcie sobie wygodnie i zaraz wszystko omówimy dokładniej.
Zacznijmy od tego, jaki gatunek jest reprezentowany przez ten album. Myślę, że najbliżej mu do power/heavy z elementami speed metalu. Sami twórcy tego albumu oświadczają, że powracają do korzeni Hexx, czyli do albumów “Under The Spell” oraz “No Escape”, w których wokalistami byli Dan i Dennis. Z pewnością widać to na najnowszej okładce. Tak, widzicie dość żwawego kościotrupa, który swoim zwiewnym odzieniem zasłania parę ludzkich głów, zaś na tle dostrzegamy wir, z którego wydobywają się łańcuchy. Elementem łączącym tę okładkę z pierwszymi długograjami jest kolorystyka. Mroźny niebieski, który zajmuje większość obrazu. Okładka sama w sobie ma parę wad, chociażby źle umiejscowiony tytuł krążka. Przez podobny koloryt, zarówno tytuł jak i tło zlewają się, nie dając jednoznacznego przekazu. Aczkolwiek grafika sama w sobie jest całkiem w porządku, choć nie są to wyżyny oryginalności i brakuje jej do moich faworytów (jak seria okładek Coroner, z tym paskiem rozciągającym się po prawej stronie.)
Pewnie zniecierpliwieni tym opisem grafiki, zadajecie sobie pytanie, czy Hexx rzeczywiście powraca do korzeni? Odpowiem: tak! Teraz tę odpowiedź rozwinę. Tak, ten zespół wraca do korzeni gatunkowych, jednak z częściowo zmienionym składem. Spuściznę wcześniej wymienionych wokalistów przyjął Eddy Vega, który w Hexx przeszedł chrzest bojowy, nagrywając ścieżkę wokalną na “Wrath of the Reaper”. Jego udział na tym albumie chciałbym najpierw krótko podsumować cytatem z utworu otwierającego album, czyli “Macabre Procession Of Spectres”. "Yeaa!". W mojej ocenie jego wokal w rejestrach rozpinających się od średnich do wysokich, całkowicie pasuje w nawiązaniu do pierwszych dwóch albumów tego zespołu. Jest on czytelny i gdybym miał go do czegoś porównać, to najpewniej byłby to wokalista Grim Reaper, chociaż, też bym się zastanowił nad wokalistą Judas Priest.
Kończąc już temat wokaliz zespołu, a zostając jeszcze przy porównaniach i przy Judas Priest, samym w sobie, to jeśli będziecie mieli okazję, to przesłuchajcie sobie “Dark Void Of Evil” czy “Voices” z obecnie omawianego albumu, i zestawcie je z “A Touch Of Evil” z “Painkiller”. Następnie odpowiedzcie sobie na pytanie, czy widzicie jakieś podobieństwa między tymi utworami? Ja je widzę, jednak nie uważam tego za cechę, która skreśla ten album. Poza tym można się doszukiwać pewnych podobieństw do innych zespołów (mnie, na przykład, ten album kojarzy się też z Saxon) i z pewnością znajdą się mnogie skojarzenia, bowiem obecnie ciężko grać heavy/power, nie łącząc elementów znanych z poprzednich dokonań. Generalnie ten temat zostawiam wam.
Zajmę się teraz cechami utworów, tematyką albumu i jakością warstwy lirycznej. Jak wcześniej mogliście się dowiedzieć, album jest utrzymany w estetyce power/heavy, więc nie zaskoczy was, gdy powiem, że jest on utrzymany zarówno w marszowych jak i w szybkich tempach lecz zwykle jest w podstawowym metrum. No, standardzik. Motyw zła i szkieletów? Również standardzik. Warstwa liryczna z pewnością nie jest tą, która jest przykładem terminu “wybitna”, jednak jest to wciąż całkiem parę fajnych motywów i cytatów. Na przykład: “Just remember This My Friend, If You Play With Fire, You'll Burn in The End**" z utworu “Voices”. No dobra, przyznaje się, ten zwrot idiomatyczny chwycił mnie za serduszko. Tak bardzo, że aż pozwoliłem sobie nawiązać do tego we wstępie. Kompozycyjnie album jest złożony z riffów opartych na kwintach oraz na motywach zawierających między innymi tryl (czy jak by to gitarzyści powiedzieli, hammer on i pull off).
Skoro już wzrokiem jesteście tutaj, a znaleźliście odpowiedź na nurtujące was pytanie dotyczące wstępu, to pozwólcie, że zadam kolejne. Co z wykonaniem albumu? Całkiem dobre brzmienie, osobiście nie mam się do czego przyczepić. Słyszałem gorsze brzmieniowo kompozycje, które broniły się klimatem i tematem, więc nie uważam wcale brzmienia album za ostateczną, wartościującą kwestię, szczególnie, że ona jest mocno subiektywna. I mogę napisać z pewnością, że jest ona klarowna i przystępna dla słuchaczy nie mających wcześniej kontaktu z tego typu muzyką, aczkolwiek nie trąci ona zbytnią szklanką. Wykonanie? Myślę, że wystarczającym dowodem na jakość wykonania jest już część składu zespołu, czyli dwóch byłych członków zespołu oraz gitarzysta Brocas Helm. Nawiasem mówiąc, słyszę na tym albumie inspiracje tym zespołem, jednak w niewielkich ilościach. O wokaliście wspomniałem już wcześniej, zaś basista całkiem sprawnie podąża za motywami gitarowymi. Poza kawałkiem “Swimming The Witch”, gdzie raczej nie wychodzi na przód. Co do solówek, są dobre. Wystarczająco dobre.
Co do wad: to myślę, że pewne inspiracje - jak dla mnie - są zbyt oczywiste. Innych nie słyszę. A, jedną widzę - tak, kompozycja okładki, konkretniej umiejscowienie tytułu. Ale to już czepialstwo z mojej strony. Dla kogo ten album? Myślę, że fani szeroko pojętego heavy metalu powinni go posłuchać.
Czy jest to album kapeli, na który wszyscy fani muzyki ciężkiej czekali? Nie. Bo niestety, tę kapelę zna i słucha dość niewielkie grono ludzi, które dzień spędza na słuchaniu takich klasyków jak Omen, Manilla Road czy Cirith Ungol. A powinno być jednak trochę inaczej, choć wątpię, że ten pięćdziesięciominutowy album to zmieni. Tak więc, myślę że album wcale nie zawodzi, wprawdzie nie jest to nic nadzwyczajnego. Bardzo dobrze wykonany, zróżnicowany lecz nie do końca oryginalny. Ode mnie
(5/6)
Jacek "Steel Prophecy" Woźniak
** to odpowiednik “Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie”. Chociaż w sumie “Nie baw się ogniem, bo będziesz sikał w nocy” też pasuje.

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4991051
DzisiajDzisiaj2090
WczorajWczoraj3581
Ten tydzieńTen tydzień13685
Ten miesiącTen miesiąc73884
WszystkieWszystkie4991051
3.235.229.251