THE GREAT DISCORD - Afterbirth
(2019 The Sign)
Autor: Marek Teler
Tracklist:
1. Heart
2. Afterbirth
3. Army Of Me
4. Neon Dreaming
2. Afterbirth
3. Army Of Me
4. Neon Dreaming
Lineup:
Fia Kempe - Vocals,
Aksel Holmgren - Drums,
André Axell - Guitars,
Gustav Almberg - Guitars,
Rasmus Carlsson - Bas
The Great Discord to założony w 2013r. szwedzki zespół grający metal progresywny z ostrą jak brzytwa Fią Kempe na wokalu. Grupa ma już na swoim koncie dwa albumy długogrające „Duende” i „The Rabbit Hole” oraz EP-kę „Echoes”. 22 marca 2019r. ukazała się ich druga EP-ka „Afterbirth”, zawierająca cztery świeże kawałki. Choć jest to nas krótka muzyczna podróż, jednak niewątpliwie bardzo intensywna!
Minialbum The Great Discord otwiera dynamiczny kawałek „Heart” z ostrymi gitarowymi riffami, silnie zarysowanym brzmieniem perkusji i mocnym refrenem. Fia od pierwszych sekund utworu pokazuje pazurki, a jej głos brzmi po prostu niesamowicie. Czuć jak ogromna siła drzemie w tej skandynawskiej kapeli! Tytułowe „Afterbirth” rozpoczyna się rytmicznym umiarkowanym brzmieniem gitar, aby co jakiś czas przechodzić w ostrzejsze rejestry. Wokal Fii łączy tu w sobie lekkość i siłę, aby w refrenie uderzyć jak huragan. Ta dziewczyna ma w sobie power!
„Army of Me” jest brzmieniowo totalnym zaskoczeniem. Fia wprowadza do swojego wokalu hipnotyzujący orientalny klimat. Zwodzi nas jak syrena, bo w refrenie znów objawia całą siłę swojego głosu. W tym kawałku jest coś mistycznego i magnetycznego, a szepty i okrzyki dopełniają dzieła. Zdecydowanie to najlepszy kawałek na albumie, jeśli nie jeden z najlepszych w karierze The Great Discord. EP-kę zamyka „Neon Dreaming”, w którym, nie licząc nieśmiałych dzwonków w tle, Fia w całości śpiewa a capella i prezentuje delikatniejszą odsłonę swojego wokalu. Daje tu popis swoich niezwykłych umiejętności, serwując nam zarazem solidną dawkę emocji od wzruszeń po strach. Ten ostatni pojawia się przede wszystkim na samym końcu, kiedy słyszymy dźwięki płonącego stosu i krzyków płonącej kobiety…
Można śmiało powiedzieć, że The Great Discord doskonale wiedziało, jakie cztery kawałki wrzucić do EP-ki, aby utrzymać uwagę i zachwyt słuchaczy. Każdy utwór to osobne dopracowane i dopieszczone w każdym calu dzieło. Przede wszystkim jednak budzące emocje rozmaitej maści. A przecież o to chodzi w muzyce. Może EP-ka była trochę pójściem na łatwiznę, ale naprawdę tu nie ma się do czego przyczepić.
(6/6)
Marek Teler