MOANAA - Embers
(2021 Deformeathing Productions)
Autor: Wojciech Chamryk
Tracklista:
1. Nothing
2. Lie
3. Triad
4. Inflexion
5. Expire
6. Embers
Moanaa to zespół działający według swoich zasad, wydający płyty niezbyt często. Kiedy już jednak do tego dochodzi nie ma niedomówień ani wątpliwości i z trzecim w kolejności albumem „Embers“ jest podobnie. Pewnie gdyby zespół powstał nie w Bielsku-Białej, ale w takim Londynie, Berlinie czy innym Nowym Jorku, jego kariera, a co za tym idzie, światowa rozpoznawalność, byłyby już pewne na zupełnie innym etapie, zbliżonym do pozycji choćby Godspeed You! Black Emperor, Cult Of Luna czy z rodzimych Tides From Nebula. Moanaa nic sobie jednak z tego nie robi, grając we własnej lidze, bez ścigania się z nikim, a do tego proponując muzykę potwierdzającą, że głosy o wyczerpaniu się formuły klsycznego post-rocka to jakieś wierutne bujdy. Mamy tu pięć długich, rozbudowanych kompozycji, dopełnionych nieco krótszym, bardziej klimatycznym „Expire“. Zespół zrezygnował z kilkunastominutowych kolosów pokroju „Terra Mater“, postawił na krótsze (6-9 minut), a przy tym jeszcze bardziej intensywne, mocno brzmiące utwory, w których post-rock walczy o palmę pierwszeństwa z black czy nawet doom metalem, shoegaze czy math/djentem. Efekt jest jedyny w swoim rodzaju, szczególnie w „Nothing“, singlowym „Lie“ oraz w finałowej kompozycji tytułowej. Nie ma tu mowy o przypadku, wszystko zazębia się perfekcyjnie, a K-vass dopełnia warstwę instrumentalną przejmującymi, najlepszymi chyba w swej karierze, mrocznymi i pełnymi emocji partiami, niezależnie od tego czy są bardziej stonowane, czy ekstremalne. Na tle wcześniejszych wydawnictw grupy „Embers“ jawi się więc jako dzieło najbardziej dojrzałe i dopracowane, ale wcześniej było podobnie, tak więc już teraz czekam na kolejny ruch tych nietuzinkowych muzyków.
(5,5/6)
Wojciech Chamryk