IOMMI - The 1996 DEP Sessions
(2024 BMG)
Autor: Łukasz Ragnus
Tracklist:
1.Gone
2.From Another World
3.Don't You Tell Me
4.Don't Drag the River
5.Fine
6.Time Is the Healer
7.I'm Not the Same Man
8.It Falls Through Me
Lineup:
Tony Iommi – guitars
Glenn Hughes – vocals, bass
Don Airey – keyboards
Jimmy Copley – drums
Neil Murray - additional bass
Geoff Nicholls - additional keyboards
Mike Exeter – additional keyboards, engineering, mixing
Tony Iommi w połowie lat 80. pomyślał o płycie solowej. Zebrał zespół, przystąpił do nagrywania, ale został przekonany by wypuścić materiał pod szyldem Black Sabbath. "Seventh Star" jest płytą na której łatwo dostrzec stylistkę prekursorów grania, ale słychać na niej trochę innych dźwięków. Trudno by było inaczej, skoro to pierwszy album w jego karierze nagrany bez żadnego z kolegów oryginalnego zespołu. To nie jest miejsce na rozsądzanie czy to dobra czy zła płyta, ale na pewno gitarzyście przypadła do gustu współpraca z Hugsem, skoro po 10 latach ponownie, już po wydaniu "Forbidden", spotkał się z nim ponownie w studio. Nowy materiał niestety nie został przez nikogo wydany, tylko wypłynął jako bootleg o nazwie "Eighth Star". W międzyczasie jednak w końcu pojawił się pierwszy solowy album Iommiego nagrany w formule wielu gości i sław końcówki XX wieku. Materiał, o którym tu piszemy po kilku dogrywkach i miksie został natomiast wypuszczony w świat jako "The 1996 DEP Sessions" w roku 2004. Muzycy wsparci przez Jimmiego Copley'a na perkusji, który musiał nagrać od nowa wszystkie partie perkusji, Neila Murray'a na basie (grał na dwóch płytach BS - "Tyr" oraz "Forbidden") oraz aż trzech klawiszowców (Geoff Nicholls, Don Airey, Mike Exeter) stworzyli udany album. Przy okazji wznowienia na CD oraz winylu może warto odświeżyć lub zapoznać się z tym materiałem, jeśli jakimś cudem umknął wcześniej. Podczas słuchania niespełna 40 minutowej płyty od razu zwraca się uwagę na to, że muzyka została skomponowana w dwóch wyróżniających się stylach. Cztery utwory są oparte o klasyczne sabbathowe riffy. Każdy z "Gone", "Don't you Tell Me", "Fine" czy "Time Is The Healer" mógłby znaleźć się na dowolnej płycie macierzystego zespołu. Niestety nie wszystkie są równej jakości i tylko ostatni wymieniony wybija się ponad przeciętność. W pozostałych czuć rękę mistrza, ale nie są tak zapadające w pamięć. Druga połowa kompozycji ukazuje znacznie lżejsze granie do których delikatny głos Glenna bardziej pasuje. Melodyjny hard rock to rejony, z których jego wokalista słynie oraz czuje się swobodniej. Sporo klawiszy, gitary zahaczającą lekko o blues, część basu grana przez wokalistę tworzy bardzo spójną całość. Lekka zaduma, może wyczuwalna nostalgia, wyczuwalny mistycyzm bez lukru i silenia się dźwięki komponowane dla stacji radiowych. Ten album to trochę duchowy następca "Seventh Star". Zawsze uważałem Hughesa za najsłabszego z wokalistów z którymi nagrywał Tony, jednakże to nie znaczy, że ich wspólna muzyka jest bezwartościowa. Wręcz przeciwnie. Przygoda z DEP Sessions pozwala zajrzeć w drugą, nieco romantyczną duszę gitarzysty, którą Glenn idealnie rysuje swoim głosem. Pomimo kilku mniej kreatywnych momentów, opóźnionego i skomplikowanego procesu wydawniczego całość sprawia dobre wrażenie
(4/6)
Łukasz Ragnus