Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Cradle of Filth, Moonspell, Sacrilegium - Gdańsk - 25.01.2018

CRADLE OF FILTH, Moonspell, Sacrilegium – Klub B90 – 25 stycznia 2018

Dziś wygrała zwykła ciekawość. To ona podkusiła mnie żeby w ten zimny styczniowy wieczór, po długim męczącym dniu w pracy, wsiąść do samochodu i zawlec swoje cztery litery do gdańskiego klubu B90. I choć daleka jestem od stronniczych ocen i zwykle staram się być mega obiektywna, tym razem się nie uda.  W obliczu faktu jakim był dzisiejszy występ Cradle of Filth nie mam ochoty na wychwalanie w niebogłosy czegoś co z trudem można nazwać koncertem grupy na międzynarodowym poziomie.  Sądzę bowiem, że kapela z takim dorobkiem, z takim nakładem finansowym na marketing i taką rzeszą fanów, mogłaby z samego szacunku dla nich nieco bardziej się postarać. Spodziewałam się wielkiego show, które mimo tego że zespół jest mi nieco obojętny, zostanie w mojej pamięci chociaż do kolejnego poniedziałku. Niestety tak się nie stało.

cradle-of-filthy b

Był to występ przeciętny, kiepsko nagłośniony i zauważalnie gorszy od portugalskiego Moonspell, który to zaraz po rodzimym Sacrilegium pojawił się na scenie. Anglicy zagrali dziś zestaw utworów mający promować ostatnie wydawnictwo "Cryptoriana - The Seductiveness of Decay". Szczęśliwie jednak dla wieloletnich fanów zagrali set przekrojowy, nie zapominając o najbardziej oczekiwanych tytułach, takich jak "Dusk and Her Embrace", "From the Cradle to Enslave" czy "Her Ghost in the Fog". Publiczność nie zawiodła zarówno pod względem frekwencji jak i zaangażowania pod sceną. Większość zebranych chyba dobrze się bawiła, ponieważ zewsząd docierały do mnie wybuchy śmiechu, poprzedzone nieudolnymi próbami naśladowania dźwięków wydobywających się z gardła lidera grupy.  A może to tylko wpływ alkoholu, który barmani sprawnie wydawali ustawionym w długich ogonkach konsumentom? Trudno jednoznacznie ocenić. Wszystko to jednak wypadło bardzo marnie na tle już wcześniej wspomnianego portugalskiego Moonspell.

Ciężko w to uwierzyć, ale Fernando Ribeiro niewiele zmienił się na przestrzeni lat. Zarówno pod względem wizerunku, jak i zaangażowania do wykonywanej przez siebie pracy. Można by rzec, że całego siebie oddaje fanom. Byłam na wielu koncertach tej grupy i za każdym razem jego aktywność i postawa budziła we mnie szacunek. Choć dziś po płyty Moonspell sięgam już rzadziej, to zawsze chętnie przyjmuję zaproszenia na koncerty z ich udziałem. Jestem bowiem przekonana, że będzie to dobrze spędzony czas. Tak było i tym razem.  Set grupy zawierał głównie utwory z ostatniego albumu "1755”. Patrząc przez pryzmat poprzednich dokonań album ten jest moim zdaniem przeciętny. Niewątpliwą ciekawostką był fakt, że wszystkie teksty zaśpiewane zostały w ojczystym języku grupy. Pojawił się kapelusz z dużym rondem, olejowe lampy, maski z ptasimi dziobami i długie skórzane płaszcze. Taki wampirzy standard. Cały występ bardzo dynamiczny i świetnie zespolony. Fernando szybko przypomniał fanom jak świetnie czuje się w Polsce i jak umiejętnie potrafi  komunikować się z publicznością. Miedzy nowymi kompozycjami pojawiły się cztery stare numery. „Alma Mater” i „Wolfheart” jak zawsze przyjęte zostały z wielkim entuzjazmem. Stare dobre utwory są zawsze jak wisienka na torcie. Albo zasmażka… cofam, nie gustuje w zasmażce, a w takich koncertach jak najbardziej tak. 

Małgorzata "Margit" Bilicka

rightslider_003.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png

Goście

5052891
DzisiajDzisiaj424
WczorajWczoraj3081
Ten tydzieńTen tydzień6370
Ten miesiącTen miesiąc56542
WszystkieWszystkie5052891
3.21.93.44