Kypck, Spirit, Tankograd - Warszawa - 03.02.2018
KYPCK, Spirit, Tankograd - Pogłos - 03 luty 2018
Pochodzą z Finlandii, grają doom metal, śpiewają smutne pieśni o tematyce historii Związku Radzieckiego, w dodatku wszystkie w języku rosyjskim. Brzmi niedorzecznie? Niekoniecznie, bo to jest właśnie Kypck!
Tak, będący jednymi z najbardziej znanych przedstawicieli sceny doom metalowej ostatnich 10 lat Kypck (czyt. „Kursk”), którego jednym z założycieli jest gitarzysta Sami Lopakka, znany z ponad 16 letniej współpracy z Sentenced, to z pewnością projekt jedyny w swoim rodzaju. Począwszy od wyżej wstępnie nakreślonej genezy, poprzez posępną oprawę muzyczną i tekstową, kończąc na dość wąskiej, dotychczasowej koncertowej mapie zespołu. W zasadzie poza regularnymi występami w Finlandii i Rosji, Kypck zapuszczał się dalej wyłącznie na pojedyncze sztuki w Estonii i Łotwie, oraz wystąpili dwukrotnie na znanej każdemu czeskiej imprezie, o nazwie Brutal Assault. Nieoczekiwanie na tegorocznej, zimowej porcji koncertów po raz pierwszy pojawiła się i Polska, a dokładniej sztuka w warszawskim, undergroundowym klubie „Pogłos”.
Zanim jednak, zgromadzona w mroźny (jakże adekwatny do klimatu…) wieczór publika usłyszała Finów na żywo, czekały ją występy dwóch polskich supportów. Jako pierwszy na małą, klubową scenę wyszedł warszawski Tankograd. Formacja istniejąca zaledwie 3 lata, którego występu połowy jednak nie zobaczyłem, ze względu na zaplanowany wywiad z Samim, oraz wokalistą Erkkim (szczegóły wkrótce na stronie). Jednak na tyle ile zdołałem zobaczyć i usłyszeć, na pewno można stwierdzić iż nie była to rozgrzewka dobrana przypadkowo. Wręcz pokusić można się o stwierdzenie, iż wygrywane przez kwartet posępne dźwięki wcale nie odbiegały wiele od twórczości Kypck, zainspirowania którymi Tankograd ani trochę nie ukrywa. Ale spokojnie, o plagiacie mowy być w żadnym wypadku nie może. Z muzyków wyróżniali się śpiewający gitarzysta o pseudonimie Herr Feldgrau, dzierżący dumnie model gitary Ibanez, na wzór używanego przez Paula Stanleya, a także perkusista Herr Doktor, odziany w pasiasty podkoszulek, przez co wyglądał jakby żywcem przeniósł się z hard rockowej/heavy metalowej sceny przełomu lat 70-tych i 80-tych. Pograli nieco ponad pół godziny i koniec. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że już na jesieni pojawi się gotowy, debiutancki album formacji. Jeśli ktoś poszukuje solidnego doom metalu z naszego podwórka, nie powinien pozostawać obojętny.
Następnie zameldował się Spirit. Duet, muzycznie wykraczający znacznie dalej poza po prostu doom metal. W ich przypadku nie będzie przesadą użyć określeń wręcz „doom awangarda” lub nawet „doom progresywny”. Zespół też nie ułatwiał zadania prezentując swą wielobarwną zmienność klimatu. Od gniotącego swym ciężarem wolno sunącego gitarowego groovu, na zmianę z zahaczającą o progresywność wirtuozerkę. Nie do końca może jest to mój klimat muzyczny, tym niemniej, wśród zgromadzonych w klubie osób nie brakowało licznych głosów pochwalnych dla Spirit. A zatem, kibicować trzeba!
Parę minut przed 21:30 przyszedł w końcu czas na Kypck. Finowie wkraczają na scenę przy dobrze wprowadzającym w klimat intro – po prostu dźwiękowe nagranie przejeżdżającego pociągu towarowego Krótkie przywitanie Erkkiego i ruszają! Na start „Ya svoboden”, czyli numer z ostatniego, wydanego przed dwoma laty krążka „Zero”. Atmosfera na widowni od pierwszych sekund przypomina prawdziwe święto, nie jest to może przyjęcie na miarę zeszłorocznego koncertu Manilla Road, ale widać było, że większa część publiczności od dawna wyczekiwała tego koncertu, wyśpiewując wraz z zespołem niemal każdy refren, każdą linijkę. Z drugiej strony, rosyjski to w końcu język dużo bliższy mowie naszej, aniżeli fińskiej! Jeszcze goręcej zrobiło się przy drugim w kolejności „Stalingradzie”, gdzie temat do śpiewania podchwycili nawet ci, którzy skusili się na koncert Kypck wyraźnie z czystej ciekawości ( w przypadku takiej kapeli, jest to w pełni zrozumiałe). Trwający około nieco ponad 1,5h set okazał się doskonałym przekrojem całej dotychczasowej dyskografii zespołu. Z ostatniej płyty usłyszeliśmy jeszcze „Progulka po neve”, oraz „Rusofoba”. Nie zabrakło oczywiście tak sztandarowych numerów jak „Chernaya dyra”, „Bardak”, „Voskresenie”, „Prorok”, czy oczywiście zagranej na koniec podstawowego setu „Alleji Stalina”. Jeśli o mnie chodzi, najbardziej zapadł mi w pamięć zniewalający posępnym klimatem „Belorusskiy sneg”, z trzeciej płyty „Imya na stene”. Po prostu, ciary! Przygotowany z myślą o pierwszym w historii zespołu koncercie na Białorusi, gdzie Kypck miał zawitać już następnego dnia. Nie zapomniali także wpleść czegoś z myślą hołdu dla polskich fanów. Jak nietrudno się domyślić, był to oczywiście „Deti Birkenau”. Napisany pod wpływem wizyty zespołu w Auschwitz przed kilkoma laty, kiedy to odwiedzili Polskę w celach turystycznych. Z kolei na hardo wywoływany bis zabrzmiała kompozycja tytułowa z trzeciej płyty, oraz „Demon” z debiutu w finale którego muzycy wznieśli toast symbolicznym „szotem”, podanym doustnie zresztą przez jednego z fanów z pierwszego rzędu. Jak widać, staropolska gościnność żyje i ma się dobrze! Nie oznacza to oczywiście, że poza tym na scenie panowie pozostawali abstynentami (to w końcu są, jeśli nawet nie Rosjanie, to Finowie!). Jak tylko kończył się utwór, w łapy muzyków wędrował browar. Wyjątkiem Erkki, który poza byciem wokalistą, pełnił na tym etapie również funkcję kierowcy zespołu. Warto też wspomnieć o oprawie wizualnej koncertu. Nie zabrakło oczywiście skromnych elementów dekoracyjnych z czerwoną gwiazdą, czy tak charakterystycznych dla zespołu elementów jak jednostrunowy bas Jaski Rautio, czy gitara Steinbergera u Samiego, przerobiona na kształt kałasznikowa.
Po całej serii podziękowań (zarówno „Thank you!”, „dziękuję”, „спасибо!”, jak i „kiitos”) i oklaskach, Finowie obiecują, że jeszcze do Polski wrócą. Miejmy zatem nadzieję, że zarówno to, jak i więcej niż gorące przyjęcie przez polskich fanów nie umknęło uwadze Deerhunter Bookings, którzy ze swojego zadania sprowadzenia i zorganizowania koncertu Kypck u nas wywiązali się na 6 z plusem. A zatem trzymajmy kciuki, by sprawa kolejnych, najlepiej regularnych wizyt Finów w naszym kraju pozostała tylko kwestią czasu. Bo widać było i słychać, że takowe przedsięwzięcie nie będzie ani trochę pozbawione sensu. Tymczasem w oczekiwaniu… pół litra w plecak, wyjście na spacer w mrozie, a w słuchawki Kypck! Na zdrowie/Для здоровья/Terveydelle!
Damian Czarnecki