Rage, Tri State Corner, Dying Phoenix - Warszawa - 05.05.2024
RAGE, Tri State Corner, Dying Phoenix - Proxima, Warszawa – 05 maja 2024
40 years in Rage, 1984 – 2024 World Tour
Majówka obecnie zajmuje wyjątkowe miejsce w polskim kalendarzu świątecznym. Miasta niemalże pustoszeją, gdy wszyscy odczuwają wewnętrzny przymus wyjazdu gdzieś na łono natury, by cieszyć się świeżym powietrzem i obowiązkowym grillem. Z tego względu nie jest to zbyt rozsądny termin na organizowanie koncertów, o czym niestety przekonaliśmy się podczas warszawskiego występu zespołu Rage.
To, co naprawdę zaskoczyło mnie tego majowego wieczoru, to niska frekwencja. Nie jestem ekspertem w ocenie tłumu, ale wydaje mi się, że było nas nie więcej niż 150 osób, a być może nawet mniej. Wydawało się, że wszyscy zgromadzeni mogliby zająć może jedną ósmą sali. Biorąc pod uwagę, że Rage to dość znany zespół, który osiągnął wielki sukces na przełomie wieków i cieszy się sporą popularnością, to nie tylko czułem zdziwienie, ale nawet momentami zażenowanie. Obawiam się, że organizator mocno wtopił z kasą i że w najbliższej przyszłości nikt nie będzie chciał ponownie zapraszać Niemców do naszego kraju.
Zacznijmy jednak od początku, czyli od supportu. Na pierwszy strzał poszedł Dying Phoenix grający coś co, niektórzy określają symphonic metalem. Wiecie, jest mało rzeczy, których nie trawię w metalu, ale jedną z tych rzeczy są właśnie zespoły takie jak ten. Naprawdę, kicha jakich mało… nigdy nie mogłem uwierzyć, że są ludzie, którzy chcą na serio grać taką muzykę. Kwintesencja obciachu, ale takiego naprawdę pretensjonalnego i egzaltowanego. Wokalista w stylu zarośniętego Meat Loaf’a w surducie śpiewającego duety z primadonną odzianą w czarne pióra sterczące z ramion. Nie wiem, czy znacie komediowy serial o wampirach - „Co Robimy W Ukryciu”, ale członkowie zespołu mogliby spokojnie w nim występować. Przychodzi mi na myśl pytanie, dlaczego taki zespół został wybrany na support. Jedyną sensowną odpowiedzią, którą znalazłem podczas dyskusji z kolegami, jest kwestia pieniędzy. Ktoś musiał nieźle zapłacić, żeby taki gniot mógł zagrać.
Drugi zespół otwierający to polsko-grecko-niemiecki Tri State Corner. Zespół również pasujący do Rage jak pięść do nosa. Choć nie było to tak fatalne jak w przypadku poprzedników, to pop rock z dodatkiem greckiej ludowej mandoliny nie jest tym, czego oczekuje się na koncercie heavy metalowym. Tutaj również zadawaliśmy sobie pytanie - dlaczego? Dlaczego oni tutaj w ogóle grają, skoro istnieje tyle świetnych młodych speed/heavy/power metalowych zespołów? Odpowiedź pojawiła się, gdy skojarzyłem, że wokalista zespołu, Vassilios "Lucky" Maniatopoulos, jest także perkusistą Rage. Oprócz tego zespół miał jeszcze inne powiązania ze gwiazdą wieczoru. Ok, ma to już jakiś sens. Chodzi o koneksje.
W każdym razie, musiałem trochę pocierpieć, czekając na występ Rage, ale w końcu nadszedł czas na gwiazdę wieczoru. Zespół wystąpił jako power trio i rozpoczęli od singla z ostatniej płyty „Afterlifelines” – „Cold Desire”. Już na tym etapie można było stwierdzić, że muzycznie to będzie bardzo dobry koncert. Rage brzmiał naprawdę potężnie, a Peavy Wagner śpiewał doskonale. To wybitny wokalista, który śpiewa z lekkością zupełnie nieprzystającą do jego aparycji. Można było odnieść wrażenie, że śpiew nie kosztuje go żadnego wysiłku. Jakby tego było mało, jego gra na basie była fascynująca. Dla niego nie ma żadnych ograniczeń technicznych, gra zarówno palcami, jak i kostką, i wyczynia niesamowite cuda. To kompletny muzyk.
Na pewno sporym wyzwaniem dla zespołu o tak bogatej dyskografii było wybranie repertuaru na koncert. Starali się jak mogli, i ostatecznie zaprezentowali bardzo zróżnicowany zestaw. Jak dobrze policzyliśmy z kumplami, zagrali 16 utworów z 12 płyt, przy czym z najnowszej było aż trzy, a z „End of All Days” dwa. Myślę, że ten zestaw dokładnie odzwierciedlał karierę zespołu. Słychać, że zespół potrafił w ciągu lat adaptować nowoczesne elementy do swojej muzyki. Mamy chóralny heavy metal, czasami coś przypomina Panterę, pojawia się też czasem mały breakdown. Ale cały czas słychać, że to jest Rage.
Zespół miał dobry, bezpretensjonalny kontakt z publicznością, bez żadnego wydłużania czy niekończących się „eo eeeo”. Trochę bawili się aranżacjami, potrafili zachwycić techniką, a gitarzysta Jean Bormann wykonał soczyste i rasowe solo, nie przesadzając jednak z przeciąganiem. Choć widać, że młoda krew w nim buzuje i chciałby jeszcze mocniej dołożyć do pieca. Ogólnie był to taki koncert jaki lubię najbardziej – konkret, bez zbędnych głupot.
Mimo niskiej frekwencji, publiczność rozkręcała się coraz bardziej z kawałka na kawałek. Chóralne śpiewy towarzyszyły prawie przy każdym utworze, nasilając się szczególnie przy kawałkach typu „Refuge”, „Don't Fear the Winter”, by osiągnąć kulminację przy ostatnim „Higher Than the Sky”, które chodziło mi po głowie jeszcze długo po powrocie do domu. To naprawdę był bardzo fajny i solidny metalowy koncert.
Na koniec chciałbym jeszcze wrócić do tematu wspomnianej frekwencji, ponieważ nasunęła mi się pewna refleksja. Nie wiem, jak było w Krakowie, ale jak już pisałem, w Warszawie było dość skromnie. Oczywiście, majówka mogła być głównym powodem, ale wydaje mi się również, że Rage po prostu nie jest zespołem modnym. W naszym heavy metalowym środowisku obecnie głównie panuje zainteresowanie rzeczami kultowymi, retro, oldschoolowymi. Rage do tego nie należy. To porządny, pracowity zespół, który nieustannie nagrywa swoją własną wizję melodyjnego speed/heavy/power metalu, brzmiącego zawsze współcześnie w swoich czasach. Być może dlatego mogą wydawać się mniej atrakcyjni, bo zamiast romantycznej aury kultu, kierują się etosem ciężkiej pracy. Pracy, która przez trudne lata lat 90. utrzymywała heavy metal przy życiu, aby na przełomie wieków stworzyć fundamenty dla dzisiejszej dynamicznej i prężnej sceny. Bez takich zespołów jak Rage, klasyczny metal nie odniósłby takich sukcesów jak w ostatnich latach, za co należy im się ogromny szacunek.
Setlista:
Cold Desire
Straight to Hell
Solitary Man
Black in Mind
Refuge
Back in Time
Toxic Waves
Days of December
Let Them Rest in Peace
A New Land
Great Old Ones
End of All Days
Under a Black Crown
Don't Fear the Winter
Prayers of Steel
Higher Than the Sky
Grzegorz “Greg” Putkiewicz