Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 92sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Lucifer, The Night Eternal, Tanith - Kraków - 15.11.2024

Lucifer, The Night Eternal, Tanith - Hype Park, Kraków - 15 listopada 2024
Pamiętam zawód jaki czułem widząc rozpiskę pierwszej trasy The Satanic Panic, z początku 2024 roku, gdy zabrakło koncertu w Polsce. Obok Lucifer, drugą gwiazdą wieczoru byli wtedy klasycy z Angel Witch. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo jesienna odsłona wspomnianej serii koncertów otrzymała aż trzy postoje w Polsce.
Do krakowskiego Hype Parku (występ odbył się w mniejszej, za to solidnie wypełnionej ludźmi sali) szedłem z niemałą ekscytacją, gdyż wieczór miał zacząć amerykańsko-brytyjski Tanith, których w pewnym uważam za najbardziej intrygujący zespół z zestawu. W składzie jest znany z Satan Russ Tippins, tutaj oprócz gry na gitarze dzierżący obowiązki wokalisty, w czym towarzyszy mu grająca na basie Cindy Maynard. Ich progresywny hard rock, w którym pobrzmiewają echa Rush, Uriah Heep, Kansas czy wczesnego Iron Maiden na żywo obronił się bardzo dobrze. Muzyka Tanith jest bogato zaaranżowana, obawiałem się więc trochę, czy na scenie straci trochę swojej subtelności, na szczęście nic takiego nie odczułem. Partie wokalne, na zmianę śpiewane przez Cindy i Russa w koncertowych warunkach nabrały jeszcze większego uroku, chociaż wokal tego drugiego mógłby być nieco wyraźniej nagłośniony. Zespół był chyba zaskoczony dobrym odbiorem przez publiczność, Russ w pewnym momencie powiedział, że po raz pierwszy słyszy skandowanie ich nazwy. Trochę szkoda, że koncert był krótki - trwał nieco ponad pół godziny. Liczę więc na szybko powrót.
The Night Eternal postawili na gęstszą, mroczniejszą atmosferę. Niemcy zabrzmieli ciężej niż Tanith, przytłaczając swoim heavy metalem, przechrzczonym wpływami nowej fali i gotyku lat 80. Materiał oparty głównie o “Fatale”, drugi krążek grupy, zabrzmiał bardzo solidnie i intensywnie. Świetnie wypada wokalista Ricardo Baum, który swoją charyzmą i energią potrafił kupić publiczność od samego początku koncertu. Czuć było, że The Night Eternal mają już u nas swoich fanów, którzy z entuzjazmem reagowali na muzykę. Wszystkie koncerty tego dnia były dość ciemno oświetlone, kontrowe światła podkreślały głównie kontury muzyków, ale do twórczości The Night Eternal pasował to jak ulał. Zespół był na scenie nieco dłużej od swoich poprzedników, wyszło tego jakieś trzy kwadranse, ale miałem wrażenie, że to dobry czas, gdyż ich muzyka, chociaż ją lubię, wydaje mi się mało urozmaicona, poszczególne utwory wybrzmiewają z podobną do siebie dynamiką. Z niecierpliwością jednak czekam na to, czym Niemcy nas zaskoczą w przyszłości.
Krótka przerwa i na scenie, przy klimatycznym intro wylądowali Lucifer. Szwedzi, ze świetną niemiecką wokalistką Johanną, będącą liderką zespołu (prowadzi go ze swoim mężem, znanym m.in. z Entombed i The Hellacopters Nicke Anderssonem), pięknie ewoluowali od occult rockowej grupy rekonstrukcyjnej do rasowego, przebojowego hard rocka, o melodyjności najlepiej rozumianego popu. Dowodem tego niech będzie ostatnia, piąta już płyta zespołu, zdecydowanie najlepsza - serdecznie polecam. Na żywo muzyka zyskała spodziewanej intensywności. Sceniczne otoczenie jeszcze bardziej uwypukla ich nośną przebojowość, nie zabijając jednocześnie nic z drapieżności. Słuchając koncertu, miałem wrażenie, że gdzieś tam pobrzmiewają echa surowego grania w stylu Mercyful Fate (w końcu diabelskość musi mieć swoje podstawy), która przechodzi w urok godny Abby. Muszę przyznać, że niesamowite wrażenie zrobiło na mnie sceniczne obycie wokalistki. Johanna ma charyzmę i urok. Być może jej sposób bycia sprawia wrażenie nieco “wystudiowanego”, ale wpisuje się to dosoknale w zasady rockowego spektaklu. Na minus muszę zaliczyć to, że momentami nieco słabiej było słychać jej śpiew. Na szczęście były to chwilowe niedogodności. Zdecydowanym minusem był czas trwania, raptem siedemdziesiąt minut i patrząc na setlistę, dwa kawałki mniej niż dzień wcześniej w Warszawie. Czułem w związku tym pewien niedosyt, co nie zmienia faktu, że czekam na raz następny.
Bardzo udany wieczór, w towarzystwie trzech świetnych zespołów. Pisząc te słowa nie wiem jak wyglądała frekwencja na pozostałych dwóch występach grupy, ale śpieszę donieść, że w Krakowie sala była solidnie wypełniona. Mam nadzieję, na więcej tego typu sztuk w naszym kraju.
Igor Waniurski

rightslider_003.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png

Goście

5622091
DzisiajDzisiaj289
WczorajWczoraj886
Ten tydzieńTen tydzień2163
Ten miesiącTen miesiąc44709
WszystkieWszystkie5622091
18.97.9.168