Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

TOUCHSTONE - Kolejny krok milowy!

Wielu z nas usłyszało ich po raz pierwszy w Węgorzewie podczas Seven Festiwal 2011, gdzie wystąpili obok takich artystów jak Moonspell, czy Samael. Muzykę grają jednak zgoła inną, bo utrzymaną w prog rockowych klimatach, ale mimo to zostali oni bardzo ciepło przyjęci przez naszą publikę. Ich najnowszy album – „Oceans Of Time” to kolejny, ważny krok w ich karierze, który zwiastuje spore zmiany. Jakie? O przyszłości oraz przeszłości zespołu powiedzieli mi co nieco Kim Seviour oraz Adam Hodgson.  

HMP: W październiku ukaże się wasz kolejny album, zatytułowany „ Oceans Of Time”. Czego fani mogą się spodziewać tym razem?

Adam Hodgson: Tak, w październiku premiera… Cóż, myślę, że to była idealna chwila by spojrzeć na to, co stworzyliśmy na poprzednich albumach i postarać się określić co nam się podobało, a co nie, a także poprawić niektóre rzeczy… Chcieliśmy za wszelką cenę odpowiednio zbalansować nasze utwory, by wzajemnie uzupełniały się jako całość. Mamy wiele epickich i długich utworów, ale staraliśmy się też pokazać naszą rockową stronę. Tym razem spędziliśmy sporo czasu na nagrywanie wokali, by podkreślić w znacznym stopniu harmonię… Jest też sporo gitar… Co oczywiście kocham (śmiech). Tym razem partie gitarowe brzmią ciężej i by to uzyskać włożyliśmy w to masę pracy. Poza tym synkopy w sekcji rytmicznej brzmią świetne, a klawisze uzupełniają brzmienie i idealnie podkreślają orkiestrację utworów… To naprawdę potężna mieszanka.

Kim Seviour: Na tej płycie mamy znacznie więcej „współcześnie brzmiących” utworów i materiał jest o wiele cięższy względem poprzedniego krążka. Nadal mamy sporo rozbudowanych kompozycji, ale staramy się trzymać tego klasycznego brzmienia Touchstone.

Jak wyglądał proces pisania i nagrywania materiału?

Adam: Cóż, tym razem z powodu innych zobowiązań to ja napisałem większość materiału na ten album, więc po wydaniu naszego poprzedniego krążka, zacząłem tworzyć i dopracowywać nowe riffy… Wtedy myślałem o ogólnej koncepcji utworów, rozpocząłem proces „sklejania” riffów oraz partii klawiszowych, a następnie nagrałem kilka, wstępnych demówek, które wysłałem reszcie kapeli. Potem oczywiście pisaliśmy maile do siebie i rozmawialiśmy o tym co nam się podoba, a co nie, następnie się spotykaliśmy i pracowaliśmy wspólnie nad utworami. Moo (basista – przyp.red.) jest bardzo dobrym kompozytorem i pomógł w określeniu ogólnej konstrukcji albumu, dzięki czemu dokonaliśmy kilku zmian w niektórych sekcjach, które dopracowywaliśmy w naszej sali prób. Później nagraliśmy „szorstko” brzmiące demo na naszym rejestratorze dźwięku, by dać Elkie i Robowi materiał do pisania tekstów. Na wczesnych etapach tworzenia albumu rozmawiałem z Elkie na temat koncepcji numerów, wtedy zaczęła razem z Robem tworzyć do nich teksty. Zazwyczaj z jego głowy przychodził pomysł na tekst do utworu, który potem był prezentowany i rozwijany przez resztę kapeli. Co do nagrywania… Po raz kolejny udaliśmy się do bardzo utalentowanej ekipy Johna Mitchella, by nagrać nasz kompletny materiał. Klawisze zostały nagrane z wyprzedzeniem przez Roba i można było je wrzucić bezpośrednio do studia. Następnie zarejestrowaliśmy na żywo partie perkusyjne Hena. Chcieliśmy zachować odpowiednią atmosferę utworów, a jednocześnie nie mogliśmy sobie pozwolić na żadne pomyłki na tym etapie. Potem reszta członków nagrała swoje partie, co trwało ok. 20 dni, by następnie zabrać się za miks. Moo i John spędzili trzy dni na miksowaniu materiału i to był moment, w którym mogliśmy poprawić niektóre elementy, albo dodać – to tu, to tam – kilka partii instrumentalnych. Praca była bardzo intensywna, a kiedy w studio było już ciężko i czuliśmy się bardzo zmęczeni to piliśmy kilka kieliszków… Wtedy rosła nasza determinacja, szczególnie o drugiej w nocy (śmiech). Po skończeniu masteringu, materiał został dostarczony przez uzbrojonego strażnika do wytwórni! (śmiech)

Kim: Tym razem proces był znacznie bardziej nastawiony na współprac ę i byliśmy bardzo podekscytowani tym jak bardzo czujemy się związani z muzyką, a szczególnie tym jak ona nas pasjonuje. Z powodu różnych zobowiązań czasowych to Hodge wprowadził mnóstwo pomysłów na krążku. Przyszedł do nas z wieloma próbkami i riffami, nad którymi mieliśmy wspólnie pracować. Po zapoznaniu się z tymi pomysłami (często za pomocą poczty elektronicznej), Moo, Cotters i Hen wzięli się za dopracowywanie materiału, dodając przy tym sporo od siebie. Potem wzięłam się za układanie linii melodycznych oraz pisanie tekstów do utworów. Cotters (Rob – przyp. red.) napisał teksty oraz skomponował melodie do większości epic songów i trzeba przyznać, że jako całość prezentuje się to wyśmienicie, tym bardziej, że Rob jest dobry w kontynuowaniu opowieści, które rozwinął na wcześniejszych krążkach. Następnie spędziliśmy w studio ok. 20 dni i wszystko nagraliśmy. Ja osobiście spędziłam najwięcej czasu z Hodgem przy tworzeniu płyty… Wspólnie rozwijaliśmy wiele pomysłów, miałam masę frajdy ze wspólnego uczenia się tego materiału. Pracowało nam się naprawdę dobrze.

W waszych tekstach można znaleźć sporo odniesień do filozofii, czy metafizycznych płaszczyzn. Czy za pośrednictwem warstwy lirycznej chcecie coś przekazać swoim słuchaczom?

Adam: Teksty to już działka Elkie… Jednak co do muzyki, zwykle mam dobre pomysły już na etapie tworzenia demo. Czasami nazywam jakoś kawałek i niejednokrotnie to pomaga w stworzeniu głównego tematu lirycznego… Tak chociażby było z „Contact”, „Flux” albo „Oceans Of Time”… Reszta miała „nazwy robocze”, które później zostały zmienione.

Kim: Cotters i ja kierujemy się zupełnie innymi prądami myślowymi przy pisaniu tekstów. Teksty, które piszę są oparte na myślach, które przechodzą przez moją głowę w życiu codziennym. To mogą być moje uczucia związane z jakimś wydarzeniem lub danymi osobami… Teksty dotyczą tego, czego uczę się obecnie, jednostek, kultury, społeczeństwa i wszystkiego co prowadzi nas do myślenia i zachowywania się w określony dla nas sposób. Często sobie myślę: „gdybyśmy mogli zrozumieć trochę bardziej siebie oraz otaczający nas świat i dokonywać rzeczy trochę prostszych, życie byłoby znacznie łatwiejsze!”

Wasz nowy krążek wydaje mi się nieco bardziej agresywny względem doskonale przyjętego „The City Sleeps”. Nadal usłyszymy rozbudowane, progresywne formy, ale już na „Flux” można usłyszeć odejście w bardziej metalowe brzmienia. Czy to był zamierzony zabieg?

Adam: Tak, chcieliśmy, by nasze brzmienie było znacznie bardziej agresywne na tej płycie. Muzyka dzięki temu jest znacznie bardziej żywa, a instrumenty brzmią bardzo naturalnie, więc masa naszych obróbek nie poszła na marne. Myślę, że pomogło to muzyce swobodnie oddychać, a wokale dzięki temu przebijają się przez resztę melodii. Naprawdę chciałem osiągnąć rammsteinowe brzmienie gitary na „Flux”… Jestem z niego bardzo zadowolony.

Kim: Po wydaniu „Discordant Dreams” staraliśmy się dążyć w tym właśnie kierunku. Mimo wszystko bardzo ważne okazało się zachowanie melodyjnego charakteru, ale pokochaliśmy to drobne rozbicie w naszej muzyce, tym bardziej, że jesteśmy zaangażowani w proces pisania i było to bardzo komfortowe dla nas jako zespołu. Dzięki temu poszczególni członkowie kapeli mogą w jakimś stopniu zabłysnąć i przenieść do muzyki różne wpływy. Wydaje mi się, ze kierunek jaki teraz obraliśmy jest idealnym tego odbiciem.

Macie jakieś ulubione numery z nowej płyty? Mi szczególnie przypadł do gustu „Through The Night” oraz tytułowy „Oceans Of Time”.

Adam: Dla mnie „Contact”. Za każdym razem jak Elkie śpiewa wysokie partie na końcu utworu dostaję gęsiej skórki. Bardzo lubię też „Flux”, który pokazuje nowe brzmienie zespołu… Nigdy dotąd nie byłem bardziej zadowolony z jakiegokolwiek albumu. Włożyliśmy w niego sporo wysiłku, ale warto było. Oczywiście są rzeczy, które chciałbym zmienić i kilka błędów, które tylko ja słyszę… To mnie trochę wkurza, ale niczego nie da się zrobić perfekcyjnie… Po prostu się nie da. Kocham drobne błędy, bo sprawiają, że nadal czujesz się człowiekiem.

Kim: Bardzo się cieszę, że podoba Ci się „Through The Night”! Tam napisałam najtrudniejszy dla mnie tekst, jak dotąd!!! Mam tendencję do lubienia utworów, które w jakimś stopniu są ze mną połączone, ponieważ mam autentyczne uczucie przeżywania ich… Dlatego kocham „Contact”. Po weekendzie pełnym wrażeń po raz pierwszy usłyszałam nagranie Hodge’a i od razu krzyknęłam: „dajcie mi długopis!” (śmiech), a potem było już z górki. Napisałam tekst do „Fragments” kiedy miałam 18 lat, dlatego przywrócenie go do życia było dla mnie czymś szczególnym. Kocham to co chłopaki zrobili z nim muzycznie, numer brzmi znacznie lepiej niż to sobie wyobrażałam.

Wróćmy może do waszych początków… Przed wydaniem waszej, premierowej EPki – „Mad Hatters” przechodziliście przez wiele zmian w składzie, wcześniej śpiewała także z wami Liz Clayden. Od kogo wyszła inicjatywa stworzenia grupy?

Adam: Rob założył zespół I stworzył kilka kompozycji z innymi muzykami. Potem dołączyłem ja i stworzyliśmy własną wizję muzyczną, dlatego angażowaliśmy najlepszych ludzi, by jak najlepiej ją odzwierciedlić. Jak w każdym zespole dobre zgranie się zespołu zajmuje kilka, dobrych lat… Przyjście Moo okazało się dla nas bardzo ważne, bo jego wiedza muzyczna jest naprawdę niesamowita… Dla niego granie jest jak picie – to legenda. Elkie zastąpiła Liz i coraz bardziej rosła w siłę, a kiedy Hen dołączył do zespołu wiedzieliśmy już doskonale, co powinniśmy dalej robić.

Kim: Grupa przechodziła przez masę zmian. Myślę, że im dłużej zespół tworzy wspólnie muzykę i im więcej spędza ze sobą czasu, to poszczególni członkowie uświadamiają sobie to, czy dana muzyka jest, lub nie jest dla nich. Czasami nie mogą znaleźć wystarczającej ilości czasu, by określić, czy dany dźwięk pasuje w tym miejscu. Myślę, że coś podobnego stało się z nami. Cotters stworzył band wraz z powrotem Hodge’a w 2003 roku, a w ciągu kolejnych lat umacnialiśmy nasz skład. Moo dołączył w 2006 roku, a ja w 2007. Hen doszedł w 2010.Tutaj naprawdę się czuje, że gra się jak z rodziną… Wszyscy ze sobą współpracują i doskonale rozumieją siebie nawzajem.

Kim, jesteś naprawdę świetną wokalistką… Jak się poznaliście i jak Twoje przyjście wpłynęło na rozwój Touchstone? Jak się czułaś przychodząc do kapeli?

Adam: Ona jest naprawdę niesamowita! Przeczytała ogłoszenie, przyszła na przesłuchanie i… rzuciła nas na kolana. Miała zdecydowaną przewagę, słucha masy klasycznych zespołów i ciągle poznaje wiele, nowych materiałów. Wniosła bardzo wiele do zespołu – pisze teksty, ale też doskonale uzupełnia się z moimi partiami gitarowymi. Płakałem jak pierwszy raz zaśpiewała „Contact”.

Kim: Dziękuję! Byłam bardzo podekscytowana, kiedy dołączyłam do Touchstone. Krótko przed tym przeniosłam się do Londynu, by związać się z jakimś zespołem i przeczytałam ogłoszenie na Gumtree. Skontaktowali się ze mną i zaprosili na przesłuchanie w magazynie w środku jakiegoś pustkowia. Kiedy usłyszałam profesjonalizm muzyków i zobaczyłam emocje oraz pasję, jaka od nich emanowała w trakcie wspólnej gry, to wiedziałam, że chcę być częścią tego wszystkiego. Na moje szczęście bardzo mnie polubili i zapytali mnie czy nie chcę do nich dołączyć. Po moim przyjściu wszyscy stwierdzili, że „chcemy dać temu szansę”… Zaczęliśmy traktować wszystko poważnie i chcieliśmy sprawdzić ile jeszcze możemy wyciągnąć z obecnego stanu. Wciąż staramy się dotrzeć do większej ilości odbiorców i ciągle patrzymy, gdzie jeszcze możemy ruszyć z naszą muzyką.  

W waszej twórczości można odczuć inspiracje takimi wykonawcami jak Yes, czy Pink Floyd, a chwilami nawet Dream Theater… Wiem, że waszym zamiarem było stworzenie czegoś osobliwego, ale mimo wszystko chciałbym się zapytać… Jakimi wykonawcami inspirujecie się przy tworzeniu materiału?

Adam: Osobiście kocham prog, tak samo jak i rock… Uwielbiam łączyć te dwie płaszczyzny i uzyskiwać wspaniałe rockowe utwory z progresywnymi odniesieniami. Kocham również rozbudowane piosenki, które wznoszą słuchaczy na zupełnie inny poziom… Szczególnie te, które są bogate i ciekawe. Takie połączenie Yes i Van Halen… Jeśli kiedykolwiek mógłby być taki miks…

Kim: Każdy z nas ma własne inspiracje. Cotters uwielbia m.in. Genesis i Jeana Michel Jarre’a, Hodge lubi zarówno kapele metalowe z lat 80tych, jak i te nowoczesne, w których piosenki opierają się głównie na riffach, a także takie projekty jak Asia, czy „War Of The Worlds” Jeffa Wayne’a. Moo słucha różnej muzyki, ale wnosi do zespołu nieco brzmienia funky i jest ogromnym fanem Michaela Jacksona. Hen natomiast lubi wszystko – od jazzu do klasyki, aż po nowoczesne zespoły metalowe i jest wielkim fanem grupy Rammstein… A ja dorastałam z progiem, ale uwielbiam też muzykę folkową, szczególnie takich wykonawców jak: Kate Rusby, czy Enya. Poza tym słucham też melodyjnych zespołów rockowych pokroju Our Lady Peace, Incubus, czy Silverchair. Myślę, że nasze wpływy w takim połączeniu brzmią bardzo dobrze i staramy się pisać takie utwory, które podkreślają naszą indywidualność, a przy tym brzmią interesująco.

Który album uważacie za najważniejszy w waszej karierze? Przy okazji… Może macie jakieś ulubione utwory?

Adam: Myślę, że ten album będzie dla nas najważniejszy… Wcześniej natomiast był „Wintercoast”, który przyspieszył bieg naszej kariery oraz „The City Sleeps”, który był pierwszym krążkiem z obecnym składem i wyznaczył zupełnie nowy etap dla zespołu.

Kim: Każdy album był krokiem milowym samym w sobie. „Discordant Dreams” to właściwie sam początek i warto jest go wymienić. „Wintercoast” to spory krok w przód i był dla nas, jako zespołu, sporą ewolucją. Natomiast „The City Sleeps” był pierwszym albumem, który wydaliśmy w obecnym składzie. „Oceans of Time” to kolejny krok w tej podróży – nowa prezencja, nowy sposób współpracy przy pisaniu materiału, etc. „Blacktide” na zawsze pozostanie moim faworytem i myślę, że jeszcze „Wintercoast”, który stał się naszym rozpoznawalnym utworem.    

Już w październiku wyruszacie na podbój Wielkiej Brytanii, czy niedalekiej w przyszłości planujecie większą trasę koncertową po całej Europie?

Adam: Tak, na początku Wielka Brytania, a potem Europa i USA w 2014. Mamy ruszyć w trasę po Europie jako co-headliner, tak przynajmniej wynika z rozmów, które teraz odbywamy… Ale my chcemy festiwali! Dostać jest się na nie bardzo trudno, ale kiedy zdobędziemy najlepszą opinię, to wtedy będziemy mieli okazję pokazać swoją muzykę nowej publiczności.

W 2011 roku wystąpiliście na Seven Festival W Węgorzewie… Jak wspominacie pobyt w Polsce? Czy możemy liczyć na jakiś koncert związany z promocją „Oceans Of Time”?

Adam: Chcielibyśmy wrócić… Zagranie tam było dla nas sporym przeżyciem, zostaliśmy świetnie przyjęci i zdobyliśmy mnóstwo nowych fanów po tym koncercie… Do tego te reakcjepubliczności... Chcemy wrócić!!!

Kim: Uwielbiamy grać w Polsce!!! Festiwal był świetny, a nawet ludzie, którzy nigdy wcześniej o nas nie słyszeli byli dla nas otwarci i zainteresowali się naszą muzyką - to wiele dla nas znaczyło. Chcielibyśmy tam wrócić, ale wszystko zależy od tego, jak logistycznie można to zorganizować.

Na zakończenie… Może chcecie coś powiedzieć naszym fanom?

Adam: Dziękujemy wam za wasze wsparcie z tak daleka i mamy nadzieję, że nasz nowy album spodoba wam się tak samo jak i nam… Mam nadzieję, że spotkamy się w trakcie trasy! Piszcie do każdej stacji radiowej i zapraszajcie Touchstone! (śmiech). Kochamy was!

Kim: Naprawdę jesteśmy podekscytowani naszym nowym albumem i mam nadzieję, że będziecie czerpać z niego tyle frajdy, co my przy jego tworzeniu. Gdyby nie osoby, które chcą słuchać naszej muzyki nie bylibyśmy w stanie dojść tak daleko. Dziękuję, dziękuję, dziękuję !!!

Zatem i ja dziękuję z niezwykle przyjemną rozmowę! Trzymamy kciuki!

Łukasz 'Geralt' Jakubiak

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4992024
DzisiajDzisiaj3063
WczorajWczoraj3581
Ten tydzieńTen tydzień14658
Ten miesiącTen miesiąc74857
WszystkieWszystkie4992024
3.235.22.225