Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Dwie strony medalu” (Percival Schuttenbach)

Mało jest tak zapracowanych zespołów jak Percival, którzy jeszcze na dodatek w niesamowicie szybkim tempie osiągnęli międzynarodową popularność, dzięki czemu podpisali kontrakt z jedną z największych wytwórni w Polsce. Zapraszam Was na wywiad z gitarzystą Mikołajem Rybackim oraz wiolonczelistką i wokalistką Katarzyną Bromirską, od których dowiecie się m.in. dlaczego było lepiej, gdy zespół nie był popularny, czy „Strzyga” zapoczątkowała erę wydawania przez Percival dużej ilości kompilacji i kto tak naprawdę jest pomysłodawcą nowej płyty.

HMP: Skąd wziął się tytuł albumu? Ma on jakieś szczególne znaczenie, przesłanie? Kim jest tytułowa Strzyga?

Mikołaj Rybacki: Ciężko powiedzieć. To nie jest związane z utworami na płycie, to raczej chodziło o to, żeby zatytułować płytę tak, by przyciągała uwagę, a jednocześnie było to nawiązanie do słowiańskości. Każda płyta w jakiś sposób jest poświęcona takim horrorystycznym opowieściom, więc samym tytułem chcieliśmy po prostu nawiązać, no i Strzyga najbardziej pasowała.

Kto jest autorem okładki? Jak powstał jej koncept? Mieliście w nią wkład czy daliście autorowi wolną rękę?

Mikołaj Rybacki: Autorem okładki jest ktoś zupełnie z zewnątrz i nie mieliśmy za bardzo na nią wpływu, akurat tak wyszło, że na tą okładkę, jako jedyną nie mieliśmy wpływu.

Jakie założenia mieliście podczas tworzenia płyty? Czy od samego początku miała być ona mieszanką starego z nowym czy może jednak podobnie jak „Mniejsze Zło” z zeszłego roku w pełni premierowa? Czy to zasługa nowego wydawcy, że wydajecie taką właśnie płytę?

Mikołaj Rybacki: Założenie było takie, że mieliśmy pierwszy raz możliwość nagrania w profesjonalnym studiu, chcieliśmy to wykorzystać i zrobić taki prezent dla starych fanów, ponieważ utwory, które lubią były nagrane w kiepskiej jakości, więc po pierwsze chcieliśmy zrobić coś takiego, żeby nagrać je w dobrej jakości, ale z drugiej strony jest to też z założenia płyta dla nowych odbiorców, którzy tamtych jeszcze w ogóle nie znają, więc chcieliśmy pogodzić kilka rzeczy w jednym, bo są też na płycie zupełne nowości, ale jest to taki ukłon w stronę fanów, żeby mogli posłuchać tych utworów tak jak powinny być nagrane.

Kto dla Was jest priorytetowym odbiorcą tej płyty? Nowi fani czy starsi, którzy znają ¾ materiału?

Mikołaj Rybacki: No mi się wydaje, że chcieliśmy raczej zrobić to dla nowych fanów i też sprawdzić jak to jest w nowej wytwórni na innym poziomie, żeby następna płyta, która już będzie całkiem nowa, premierowa pod każdym względem, bo też trochę się baliśmy, że jak będziemy nagrywać od razu taką nową płytę to będzie za dużo nowych doświadczeń na raz, a teraz już pracujemy nad kolejną, która będzie całkowicie premierowa, już mamy doświadczenie w studiu i powinno to poskutkować tym, że pójdziemy o krok albo kilka kroków dalej.

Zastanawialiście się nad ponownym nagraniem całej „Reakcji Pogańskiej”? Nie uważasz, że w oczach zagorzałych fanów to byłaby lepsza decyzja, niż zapowiadanie nowej płyty, która okazuje się taką odświeżoną „Reakcją”?

Mikołaj Rybacki: Myślę, że to nie byłby dobry pomysł nagrywać całą płytę od nowa, bo pewne utwory na tamtej płycie zwłaszcza te, których nie gramy na koncercie mogą zostać tak jak były, a chcieliśmy pokazać, że trochę wersje tych utworów z „Reakcji”, które są na nowej płycie się zmieniły, koncertowo się przede wszystkim zmieniły i chcieliśmy dać ludziom nagranie odzwierciedlające tak jak je gramy na koncercie. Oczywiście można by też zrobić płytę koncertową no, ale nie mieliśmy fizycznie takiej możliwości.

Jesteście dość zapracowanym zespołem, gdyby scalić oba projekty percivalowskie wychodzi, że rok w rok dostajemy od Was coś nowego, skąd bierzecie pomysły na tworzenie własnych utworów, skoro macie tak duże zasoby z różnych kultur i tak naprawdę moglibyście bytować dzięki ukazywaniu się różnych wersji tych samych piosenek, jak np. zrobiliście z „Sargonem”, który ukazał się w folkowej odsłonie Percivala, a teraz prezentujecie wersje metalową? Czy „Strzyga” jest dla Was takim odsapnięciem przed prawdziwym myśleniem o premierowych piosenkach?

Mikołaj Rybacki: Być może coś w tym jest takiego, ale tu też taka ciekawostka, że „Sargon” pierwotnie był takim mocniejszym utworem, dopiero później zrobiliśmy wersję folkową, a teraz jeszcze raz wróciliśmy do tej pierwotnej wersji.

Czy teraz, gdy mieliście lepsze warunki studyjne, praca nad starymi utworami, z którymi jesteście doskonale obyci jak np. „Gdy rozum śpi” stanowiła dla Was jeszcze jakieś wyzwanie, jakiś wysiłek?

Mikołaj Rybacki: No tak, przede wszystkim tutaj chcieliśmy postawić na jakość wykonania. Nad każdym dużo pracowaliśmy i zmienialiśmy i te zmiany są drobne, może niesłyszalne na pierwszy rzut oka, ale całkiem świadome, bo chcieliśmy żeby były one jednak świeże. To nie było po prostu zagranie tego, co już kiedyś nagraliśmy tak samo tylko wiele z nich zawiera drobne różnice i pewne zmiany, ale są one delikatne. Myślę, że jest to dobra zabawa, by je sobie porównać.

W porównaniu do poprzednich płyt, co chcieliście uzyskać w nowym studiu? Dążyliście do słynnej wojny głośności czy może zdaliście się na wizję realizatora?

Mikołaj Rybacki: Przede wszystkim to była nasza wspólna wizja z realizatorem, żeby te utwory były nagrane na setkę, na żywo, bez metronomu i wszyscy na raz nagrywaliśmy, żeby zachować jak największa energie, czyli zrobić odwrotnie niż większość zespołów teraz. Dziś się przeważnie nagrywa pojedynczo i do metronomu i to się składa jak z klocków, a my nagraliśmy to tak jak się nagrywało w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, czyli wszyscy rozstawiliśmy sprzęt w studio i zagraliśmy to na raz i to było jakby najważniejsze, to była podstawa, na co się umówiliśmy jeszcze przed wejściem do studia i pod tym też kątem ćwiczyliśmy.

Czy macie takie utwory w swym repertuarze, których granie Wam już obrzydło lub nigdy nie zostaną zagrane?

Mikołaj Rybacki: Masz takie?

Katarzyna Bromirska: No ja mam, ale nie wiem na ile mogę mówić... Na pewno jest masa utworów, których raczej nigdy nie zagramy, bo po prostu są to takie, które nagra się na płytę i one już tam sobie są, ale nie są specjalnie koncertowe. Wiadomo każdy z nas ma jakieś swoje preferencje, które utwory woli bardziej, które mniej i musimy jako zespół zawsze dojść do porozumienia jak tą setlistę ustawić, żeby mniej więcej każdemu odpowiadała.

Mikołaj Rybacki: Ja nie mam żadnych takich, których bym nie grał, wszystkie bym zagrał gdyby była możliwość. Wiadomo, że często dobieramy właśnie pod kątem koncertu, które się na koncercie lepiej sprawdzają no i wiadomo też, że trzeba zawsze zagrać „Satanismusa”(śmiech).

Utwory, które gracie są z różnych kultur i w różnych językach, np. bułgarskim. Czy zdarzyło Wam się nie rozumieć tekstu i tego, co śpiewacie? Czy dużo czasu poświęcacie na przyswojenie tekstu jako takiego lub pomagacie sobie tłumaczami lub słownikami?

Mikołaj Rybacki: Z reguły nie rozumiemy tekstu (śmiech).

Katarzyna Bromirska: To znaczy tak, staramy się jak najbardziej dotrzeć do tłumaczenia itd., ale czasami okazuje się to trudne, bo chyba z „Lazare” tak właśnie było, że przez parę ładnych lat nie mogliśmy znaleźć tłumaczenia tej pieśni, ale ponieważ nam się podobała to ją śpiewaliśmy.

Mikołaj Rybacki: No, bo to jest tak, że to jest muzyka i jakby tutaj nadrzędną wartością jest samo śpiewanie, a tekst jest takim pretekstem do tego, więc często można sobie śpiewać po prostu nie znając tekstu.

Czy tworząc nowe piosenki wiążecie z nimi jakieś szczególne emocje, przeżycia czy to jest już po prostu takie rzemiosło, żeby coś zrobić, aby było?

Mikołaj Rybacki: Nigdy tak nie robimy, zawsze jest dużo emocji, bo to chyba na tym polega, że muzyka ma przede wszystkim przekazywać emocje od samego początku, bez tego to nie ma sensu. Rzemiosło jest wtedy, kiedy trzeba ten utwór wykonać, porządnie nagrać czy zaaranżować, ale na początku zawsze są emocje i później tak naprawdę też są, bo jak się go gra to też z emocjonalnym podejściem.

Istniejecie już siedemnaście lat, wiadomo, że każdy kiedyś się czymś inspirował, z czegoś „zrzynał”. Czy uważasz, że po tylu latach i doświadczeniach, styl Percivala Schuttenbacha się w pełni wykrystalizował, jest unikalny czy wciąż poszukujecie sposobu na własną interpretację folk - metalu?

Mikołaj Rybacki: Cały czas poszukujemy, bo to już od założenia zespołu było poszukiwanie i myślę, że nawet nie o to chodzi, żeby go kiedyś znaleźć tylko go cały czas poszukiwać.

Z racji szerokich i teoretycznie niepasujących do folk – metalu inspiracji czy zastanawialiście się kiedyś, by złagodzić trochę brzmienie i zając się np. klasycznym heavy metalem, bo wiem, że jesteście fanami takich grup jak King Diamond, Mercyful Fate czy Led Zeppelin?

Mikołaj Rybacki: No tak, ale to, że słuchamy takiej muzyki nie znaczy, że będziemy dokładnie taką samą tworzyć. Nie miałoby to trochę sensu, ale takim nawiązaniem była płyta „Svantevit”, bo tam było takie założenie, że troszeczkę nawiązujemy do lat osiemdziesiątych. Już raz to zrobiliśmy i już wystarczy.

Cofnijmy się na chwilę do początków zespołu. Skąd pomysł na to, aby lwią część składu zespołu stanowiły kobiety? Rozważaliście opcję stworzenia męskiej wersji Percivala?

Mikołaj Rybacki: No taka się powoli tworzy, ale nie. Nie wiem, nigdy o tym nie myślałem, czemu tak wyszło. Założyłem ten zespół z Kasią i moją siostrą, bo z moją siostrą graliśmy wcześniej, ona poznała mnie z Kasią, a ja marzyłem o tym, żeby Kasia była w składzie i był taki moment, że Kasia była jedyną kobietą w zespole bardzo długo. Potem tak wyszło, że poznaliśmy Asię (Joannę Lacher – wokalistkę zespołów Percival Schuttenbach i Percival - przyp. red), dołączyła do nas, a wszyscy inni się odłączyli, więc zostałem znowu z dwiema dziewczynami

Od czasu do czasu można Was spotkać wykonujących piosenki wojenne. Czy jest szansa lub plany na album z takowymi piosenkami? Jeśli tak to jak chcielibyście je przedstawić bardziej w tradycyjnej odsłonie czy dodać im trochę metalowego pierwiastka?

Mikołaj Rybacki: Mieliśmy kiedyś parę takich numerów w wersji mieszanej, ale myślę, że najpierw chcielibyśmy nagrać tą wersję tradycyjną, ponieważ wydaje mi się, że udało nam się uchwycić takiego ducha i energię pieśni tak jak być może były wtedy wykonywane bez tego całego patosu albo bez silenia się na folk miejski albo coś takiego, tylko tam głównie jest energia i na pewno tak byśmy chcieli to nagrać.

Podpisaliście kontrakt z Sony Music Polska, jednym z najważniejszych wydawców w Polsce. Czy ta wytwórnia wpływa lub wpłynie na to, co robicie czy macie absolutnie wolną rękę w swojej działalności i nie trzeba się martwić, że teraz będziecie grać bardziej komercyjnie lub będziecie wydawać głównie składanki swoich hitów dla łatwego zysku? A może doczekamy się znów jakichś ciekawych kolaboracji jak np. ta słynna z Donatanem?

Mikołaj Rybacki: No jak na razie mamy pełną wolność, a to, że ta płyta „Strzyga” tak wygląda to był nasz pomysł nie Sony, tu dementuję.

Katarzyna Bromirska: To znaczy muzycznie tak można powiedzieć, bo jeśli chodzi o okładkę to faktycznie tutaj decydowało Sony.

Mikołaj Rybacki: No tak z okładką wyszło, że nie mieliśmy na nią wpływu, ale to też nie znaczy, że tak będzie zawsze, raczej to jest jednorazowo, a to wynika pewnie z tego, że mamy mało czasu, bo dużo jeździmy na koncerty, a w dużej firmie pewne rzeczy muszą iść swoim trybem, muszą być zrobione teraz i już i dlatego tak wyszło. A jeżeli chodzi o tło artystyczne nawet nikt nas nie sprawdzał w studio, wszyscy ludzie z Sony usłyszeli płytę jak była już wstępnie zmiksowana, więc nie było nikogo, żeby nam mówić na przykład „To zagrajcie inaczej” albo „Tego nie grajcie”. Mieliśmy pełną wolność i jesteśmy tak dogadani, że ta wolność ma pozostać, bo to z resztą nie miałoby sensu, nie jesteśmy produktem pod konkretne potrzeby jak na przykład się robi nie wiem jakieś popowe gwiazdy, że się je produkuje, żeby konkretną publikę przyciągnąć. Jesteśmy zespołem, który doszedł do Sony wraz ze swoją publiką i jak był już gotowy, ukształtowany na rzecz, więc nie miałoby to nawet sensu, po prostu nie udałoby się.

Czyli nie było na przykład takiej sytuacji, że jak Sony zobaczyło zawartość albumu to przypomniało sobie, że nagraliście kiedyś „Marysię” w innej wersji dla pewnego programu telewizyjnego i chciał żebyście ją wydali w bonusowej wersji albo zamiast tej?

Mikołaj Rybacki: Absolutnie nie, to był nasz pomysł. „Marysię” nagraliśmy, dlatego że to jest fajna kompozycja Kasi i bardzo mi się podobała, nie podobało nam się to, co Donatan zrobił do tego, a jak na próbie zupełnie spontanicznie zrobiliśmy wersję metalową, no to tak się nam spodobała, że stwierdziliśmy, że no musi się znaleźć na płycie. 

Wasz zespół jest bardzo silnie związany z twórczością Andrzeja Sapkowskiego. Najpierw nazwa bierze się od postaci z książki o Wiedźminie, potem tworzycie muzykę z tekstami odwołującymi się m.in. do tego uniwersum, która zasłynęła na cały świat dzięki grze komputerowej o tym bohaterze. Czy jest jeszcze jakaś dziedzina, w której chcielibyście się sprawdzić, np. zagrać rolę w filmie lub samemu napisać książkę o podobnej tematyce?

Mikołaj Rybacki: Nie myślałem o tym, ponieważ mamy parę pomysłów, które mogłyby zostać napisane, ale to jest kwestia czasu no i warsztatu, nie wiem nawet czy potrafiłbym, a jeżeli chodzi o film to też jest ciekawe, kiedyś nawet chciałem zostać filmowcem, ale to jest trudne i żmudne przedsięwzięcie, a znamy to teraz od kuchni, bo już drugi raz uczestniczyliśmy w warsztatach Film Spring Open, gdzie o filmie dużo się mówi, więc za to się raczej nie weźmiemy, a jeżeli chodzi o granie to ja w ogóle nie mam żadnych ambicji aktorskich, ani też umiejętności, więc raczej siebie nie widzę jako aktora w filmie czy czymkolwiek, nawet mam problem z graniem w naszych teledyskach (śmiech). Mam taki problem, że jak mam być smutny to nie mogę wytrzymać, bo się cały czas śmieje.

Katarzyna Bromirska: Ja uważam, że nic nie można nigdy powiedzieć, że na pewno nie albo na pewno tak, bo życie się tak układa, że jeszcze się okaże, że tak będzie i zostaniemy aktorami albo coś napiszemy jakąś książkę także, czemu nie.

Czy teraz odkąd zdobyliście dodatkowy rozgłos dzięki grze komputerowej czujecie się artystami spełnionymi? Macie jeszcze jakieś cele, które chcielibyście osiągnąć?

Mikołaj Rybacki: Cały czas mamy mnóstwo celów. To nie jest tak, że chodziło nam oto żebyśmy byli popularni.

Katarzyna Bromirska: Udział w „Wiedźminie” to raczej rozbudził nasz apetyt i chcielibyśmy teraz osiągać więcej, jeszcze więcej. 

Czy ten sukces, do którego się walnie przyczyniliście sprawił, że wobec Was samych są dużo większe oczekiwania niż dotychczas czy wręcz przeciwnie jest Wam łatwiej we wszystkim, co sobie zamierzacie i czujecie się rozleniwieni, rozpieszczeni?

Mikołaj Rybacki: Właśnie nie jest łatwiej, tak naprawdę robi się coraz trudniej, nic nam to nie ułatwiło właściwie dużo skomplikowało, bo jest dużo wymagań, takiego chaosu, dużo się dzieje, co trochę czasami nie sprzyja pracy i z jednej strony to jest super, a z drugiej to jednak się płaci sporą cenę za coś takiego. Fajnie jest grać, tworzyć, to jest to, co kochamy, ale czasami taka popularność i wspinanie się po szczeblach powoduje, że nawet czasami potem nie mamy czasu na to, co się kocha w tym wszystkim, a za to jest dodatkowo mnóstwo problemów, …więc już zdążyłem zapomnieć, o czym mówiłem. (śmiech)

Czy zauważyliście znaczącą różnicę w warunkach, w jakich przyszło Wam tworzyć „Strzygę” w odróżnieniu od tych, które mieliście przy współtworzeniu soundtracku do gry? Lepiej się czuliście, gdy miał ktoś nad Wami czujne oko czy jednak, gdy mogliście wszystko zrobić po swojemu?

Mikołaj Rybacki: Nie wiem, mi się podobało i to i to, tylko tutaj trzeba zastrzec, że Marcin Przybyłowicz naprawdę umie świetnie kierować i to tak, że człowiek czuje się przyjemnie i bezpiecznie, a mi jest trudno dać się kierować, a z drugiej strony ja też bardzo lubię mieć kontrolę nad tym, co robimy, więc tak naprawdę i to i to jest fajne. Ciężko by było wytrzymać na przykład tylko w jednym, np. jakbyśmy tylko współpracowali tak jak przy „Wiedźminie”. Na dłuższą metę byłoby to nużące. Brakowałoby tej własnej inwencji, ale akurat tutaj mamy takie szczęście, że mamy i to i to i możemy sobie wybierać. 

Ostatnio w jednym z wywiadów powiedzieliście, że „Rodzanice” które znajduje się na tym wydawnictwie były tworzone z myślą o Eurowizji? Czy dalej chcecie tam wystąpić? Co dałby Wam udział w tak specyficznym konkursie?

Mikołaj Rybacki: To nie jest tak, że my chcieliśmy tam wystąpić, ktoś po prostu do nas napisał i powiedział żebyśmy stworzyli utwór, bo on umieści go w jakimś plebiscycie. Do dzisiaj nie wiem w ogóle czy to było oficjalne czy nieoficjalne, na jakich zasadach to było, ale potraktowaliśmy to jak wyzwanie, bo często takie rzeczy tak traktujemy, bo można zrobić utwór na zamówienie, co już samo w sobie jest ciekawe, bo przecież do tej pory zawsze robiliśmy na zamówienie własne, a tutaj trzeba zrobić, są ograniczenia, bo utwór musi być niedługi i przebojowy, cokolwiek to znaczy. To w ogóle jest coś, nad czym nigdy się nie zastanawialiśmy w muzyce, więc samo to też było wyzwaniem, a nigdy tego nie traktowaliśmy poważnie, że to Eurowizja, w ogóle nie wierzyliśmy w to, że ten utwór wygra.

Dziesięć lat temu Lordi pokazał, że jest to możliwe, tylko trzeba jeszcze trochę wyglądać.

Mikołaj Rybacki: No tak, ale nie mamy takich ambicji, myślę, że jakby wydarzyła się taka sytuacja, że moglibyśmy zagrać to byłaby bardzo fajna przygoda i cieszylibyśmy się z tego, ale to nie jest takie coś, o czym marzymy, bardziej marzymy żeby zagrać np. na Wacken.

Czy problemy zdrowotne waszej wokalistki Joanny spowodują, że po zakończeniu obecnej trasy zwolnicie trochę tempo wydawnicze i koncertowe? Myśleliście nad przerwą w działalności zespołów?

Mikołaj Rybacki: Nie bardzo możemy, bo z tego żyjemy, więc ciężko przerwać, bo co będziemy robić, gdzie będziemy mieszkać, co będziemy jeść? Musimy cały czas robić nowe rzeczy, bo to jest tak, że jest polski rynek i my też na nim jesteśmy, bo, pomimo że gramy dość długo to jesteśmy prawie na początku, nie mamy szansy na odcinanie kuponów od tego, co zrobiliśmy, chociaż może to dla niektórych tak wyglądać, ale tak nie jest, nie dostajemy żadnych pieniędzy z tego, co zrobiliśmy wcześniej to znaczy nie są w żaden sposób wystarczające, żebyśmy mogli na przykład powiedzieć, że przez rok nie gramy. Musimy grać, bo żyjemy głównie z koncertów i w sumie ciągłe nagrywanie płyt to też wszystko napędza, więc też nie możemy przestać nagrywać, a z drugiej strony bardzo chcemy, mamy mnóstwo pomysłów na kilka płyt w przód, więc jak już się ma pomysł to chce się potem go zrealizować, więc nie możemy z powodów zdrowotnych zrobić przerwę, chociaż część z nas czuje, że bardzo by chciała, bo jest to męczące i jesteśmy już w takim momencie, kiedy już jesteśmy zmęczeni, bo tak naprawdę od paru lat działamy bardzo intensywnie i to jest jednak wyniszczające.

Stosunkowo od niedawna macie nowego basistę. Czy możecie powiedzieć, dlaczego zdecydowaliście się na taki ruch, skoro przez lata jego stanowisko zajmowała Joanna? Czym kierowaliście się przy wyborze nowego członka zespołu i jak długo trwały poszukiwania?

Mikołaj Rybacki: Poszukiwania trwały krótko, bo Froncek jest jednocześnie naszym technicznym i po prostu zapytaliśmy czy ogarnie, powiedział, że ogarnie i ogarnął, a dlaczego się zdecydowaliśmy? Przede wszystkim, dlatego, żeby Asia mogła się skupić tylko na śpiewie, bo to jest jakby jej najważniejszy, największy atut, a druga sprawa, że też troszeczkę zdrowotnie ten bas do niej nie pasował. To jednak ciężki instrument, a Asia miała zawsze problemy z kręgosłupem.

Czy nowy basista miał wpływ na nowe kompozycje, aranżacje starych czy miał wszystko gotowe, wystarczyło tylko zagrać?

Mikołaj Rybacki: Akurat tutaj nie miał za dużego wpływu.

Muzykę waszego drugiego zespołu Percivala określacie jako średniowieczny hard rock. A zastanawialiście się jakby brzmiał hard rock np. w czasach prehistorycznych?

Mikołaj Rybacki: (Śmiech) Nie, nie zastanawialiśmy się. (śmiech) Pewnie brzmiałby podobnie.

Grzegorz Cyga

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5041120
DzisiajDzisiaj793
WczorajWczoraj4387
Ten tydzieńTen tydzień16543
Ten miesiącTen miesiąc44771
WszystkieWszystkie5041120
3.16.212.99