Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Kroczyć swoją drogą” (Ayden)

Poznański Ayden zadebiutował niedawno bardzo udaną płytą. „Identity” to nie tylko instrumentalny post-rock najwyższej próby, ale też mniej oczywiste wpływy, bo jak podkreśla gitarzysta Dawid Maciejski, sięgają też do do muzyki progresywnej, a czasem nawet djentu. Ich pierwszy album już niedługo pojawi się w ogólnopolskiej dystrybucji, planują też koncerty poza granicami naszego kraju – nie zaniedbując przy tym rzecz jasna rodzimej publiczności:

    

HMP: Po raz pierwszy usłyszałem o was dzięki utworowi „Antykwariat”, który trafił na wydaną trzy lata temu kompilację „Cold Wind Is The Promise Of A Storm Post-rock PL compilation vol. 2”. To był ten pierwszy etap fonograficznej przygody, który utwierdził was w przekonaniu, że macie już z czym wejść do studia?

Dawid Maciejski: Grupa Post-Rock PL zgłosiła się do nas z propozycją umieszczenia nas na przygotowywanej wówczas składance. Potrzebowaliśmy jednak choćby jednego nagrania. Nie było dużo czasu. Trafiło na „Antykwariat”. Jednak jest to materiał poprzedniego składu sprzed rozłamu i nie ma za dużo wspólnego z obecną sytuacją w jakiej znajduje się zespół, a tym bardziej z kierunkiem, w jakim zmierza.

Wasze kolejne nagrania to utwory „Anioły” i „Horyzont”. Szukaliście chyba wtedy najlepszych sposobów ich rejestracji oraz właściwego studia?

Chcieliśmy po prostu wypuścić już trochę dźwięków w eter. Nagrać utwory by mieć materiał „demo”. By ludzie mogli nas kojarzyć z czymś więcej niż nazwą.

Nagrywanie na tzw. setkę ma wielu zwolenników, ale jest to chyba bardziej wymagające od stopniowego wbijania śladów, kiedy każde nieudane podejście można bez stresu powtórzyć?

Wiesz, to były pierwsze, bardziej profesjonalne nagrania. Największym utrudnieniem było to, że połączyliśmy nagrywanie muzyki z nagrywaniem obrazu (Przemek Szyduk się tym zajął). Ale mieliśmy na to dwa dni, więc jakoś poszło. (śmiech)

Wiosną ubiegłego roku zaczęliście nagrywanie swej debiutanckiej płyty. Wygląda na to, że postawiliście przede wszystkim na najnowsze utwory, przygotowane w już okrzepłym, najnowszym składzie?

W większości tak, ale… „Horyzont” i „Anioły” - na płycie pod nazwą „Recognitions”, jak wiesz już powstały trochę wcześniej. Cały materiał też szlifowaliśmy na koncertach i niektóre kompozycje miały już swoje lata. Był moment, gdzie trzeba było zdecydować, czy z części zrezygnować, czy nie. Uznaliśmy, że wszystkie utwory jakie mamy „lecą” na płytę. Bądź co bądź tylko część z naszych słuchaczy jest z nami od początku. Dla większości jesteśmy zupełnie nowym składem w Polsce. Nikogo nie chcieliśmy pomijać, więc spektrum czasowe zarejestrowanego materiału sięga 2014 roku.

Sesję nagraniową podzieliliście na trzy etapy. To, że perkusję nagracie u Perły w jego Perlazza Studio było pewnie ustalone już wcześniej – jeśli nie na podstawie osobistej znajomości, to dzięki wielu nagraniom, w tym innych poznańskich kapel, które wcześniej zrealizował?

Tak, jego dorobek jako realizatora to kwestia nie podlegająca dyskusji. Ale przeważyło jeszcze kilka czynników. Po pierwsze jego podejście do nagrań bębnów: jest po prostu znany z pieczołowitego podejścia do tego tematu, po drugie jest „na miejscu” więc nie musieliśmy nigdzie wyjeżdżać, a po trzecie… Custom 34 był wtedy poza naszymi możliwościami finansowymi. (śmiech)

Wybór Nebula Studio do zarejestrowania ścieżek gitar i basu też pewnie nie był przypadkiem, chociaż „Identity” to właściwie jedna z pierwszych nagranych tam płyt?

Nebula Studio dla reszty muzyków to było priorytet. Połączyliśmy wiedzę, jakiej w tym gatunku nie można właścicielom odmówić, jak i naszą taką czysto ludzką chęć poznania sposobu pracy chłopaków z Tides From Nebula. Wiesz… najpierw chodzisz na ich koncerty, masz koszulki, a któregoś dnia zbijasz z nimi piątki, palisz faje, pracujesz nad własną płytą. Od relacji fan-muzyk do kumpel-mentor. Coś wspaniałego. Jednocześnie fakt, że byliśmy pierwszym składem, który nagrywał tam duży materiał, dało się odczuć przez zaangażowanie Macieja i Tomka w każdy aspekt pracy w ciągu tamtych dni. Całej naszej szóstce cholernie zależało by zrobić bardzo dobrą płytę. A im dodatkowo, bo miał to być wzór możliwości brzmieniowych dla innych kapel.

To specyficzny budynek, będący kiedyś garażem dla ciężarówki i jeszcze dodatkowo podwyższony – faktycznie w takim pomieszczeniu nagrywa się lepiej? Bo brzmienie „Identity” potwierdza, że chłopaki z Tides From Nebula wiedzieli co robią, inwestując w to studio tyle pracy i pieniędzy?

Czy najlepiej? Okaże się jak będziemy nagrywać gdzieś indziej (śmiech). Ciężko nam na razie się w ten sposób wypowiadać. Na pewno śmiało możemy polecić każdemu, kto ceni profesjonalizm.

Udało wam się też nakłonić Macieja Karbowskiego do udziału w utworze „Exale”. Była to wasza inicjatywa, czy też sam uznał, że warto wzbogacić wasze brzmienie tą partią?

W trakcie nagrań Maciej wielokrotnie zachwalał nasze bardziej metalowe pomysły. Było też tak, że do wielu partii perkusji, gdy ścieżki gitar już były wbite, sobie po prostu jammował. Gdy przyszło do „Exhale” chwycił znów gitarę i zaczął dogrywać środkową partię. Spodobało się nam wszystkim. Ot, cała historia. Byłoby super, gdyby kiedyś zagrał go z nami na żywo.

Zadbaliście o każdy szczegół, bo za mix i mastering całości odpowiadał Jakuba Mańkowski, znany ze współpracy choćby z Behemoth, Blindead czy Obscure Sphinx. Uznaliście, że na jakości brzmienia nie ma co oszczędzać, zależało wam na jak najlepszej jakości tej płyty?

Oczywiście. To pierwsza płyta, więc musimy się nią obronić przez najbliższy rok, może dwa. Każda debiutancka płyta jest zawsze ukazaniem tożsamości zespołu. Nie chcieliśmy tego spieprzyć. Nie szukamy półśrodków. Jakub był szczerym wyborem. Gdyby żył ś. p. Szymon Czech na pewno chcielibyśmy, by on zajął się ostatnim etapem pracy nad płytą, ale Jakub też świetnie sobie poradził.

Mam jednak nadzieję, że nie zadłużyliście się na ten cel zbyt mocno? (śmiech). Jak DIY, to na całego, bo sami też jesteście wydawcą „Identity” – firma fonograficzna, mniejsza czy większa, nie była wam w sumie do niczego potrzebna?

Wystarczy rok sobie odejmować od ust i na wszystko znajdą się pieniądze. Szczerze mówiąc nawet nie pisaliśmy do nikogo. Wyszliśmy z założenia, że debiut trzeba samemu obronić, bez wsparcia wielkiej wytwórni. Jak na razie wychodzi.

Warto mieć jednak jakiegoś sensownego dystrybutora, dzięki któremu będzie dostępna nieco szerzej niż podczas koncertów czy poprzez sprzedaż wysyłkową – skoro korzystacie z wsparcia agencji promocyjnej Cantaramusic, to znaczy, że dostrzegacie potrzebę oddania pewnych aspektów funkcjonowania zespołu w ręce fachowców z zewnątrz?

Tak i na jesień płyta trafi do punktów sprzedaży stacjonarnej m. in. Empiku. Liczymy zwłaszcza na rynek w Polsce, gdzie mamy ledwie niewiele większą sprzedaż fizycznych płyt niż zagranicą.

Post-rock zbiera zarówno bardzo pozytywne, niekiedy wręcz entuzjastyczne, jak też i lekceważące recenzje, bo malkontenci podkreślają, że to dźwięki dalekie od oryginalności, a wiele zespołów opiera się na niemal bliźniaczych patentach kompozytorskich, aranżacyjnych i brzmieniowych – jak wy do tego podchodzicie? Można być oryginalnym zespołem post-rockowym?

Oczywiście że można. Weźmy trzy zespoły na warsztat. Jakob, Russian Circles i Maybeshewill. Jakob przez wzgląd na używanie loopera i dużą ilość „swelli” wypracował charakterystyczne brzmienie i kompozycje utworów. Nikt inny tak tego nie robi. Russian Circles zdecydowanie nawiązują do metalowych brzmień i sążnistego basu. Bardzo jaskrawo prezentuje się każda płyta. A Maybeshewill nie da się pomylić z niczym innym. Sample z filmów, klawisze i gitary. Znów masz coś, co intuicyjnie fanom post-rocka się z nimi kojarzy. Nasuwa się pytanie: a my? My sięgamy do muzyki progresywnej, czasami trochę djentu nawet (śmiech). Teraz, kiedy płyta hula w eterze i robimy nowy materiał widzimy, że dalej będziemy iść w tę stronę. Jeśli w głównej mierze grasz muzykę (post-rock, rock instrumentalny, przestrzenną progresję, zwał jak zwał), w której chcesz szczerze coś komuś powiedzieć, a nie dlatego, że to teraz modne, to ludzie to zauważą. Na platformach muzycznych masz mnóstwo kapel, które łatwo możesz odsączyć od tych, które grają instrumentalnie–  bo można kupić delay, reverb i „gra muzyka” – od tych, w których kompozycje są zmienne, wielobarwne. To takie proste.

Czerpanie ze skarbnicy rocka progresywnego i unikanie zbyt jednoznacznych źródeł inspiracji jest więc waszą metodą na uniknięcie skojarzeń choćby z Tides From Nebula czy Besides?

Nosimy inny bagaż doświadczeń i raczej mamy inne inspiracje. Jasne, że porównania będą i są raczej nieuniknione. Tides From Nebula, czy mało znany California Stories Uncovered, to prekursorzy tego gatunku w Polsce i nie mamy zamiaru tego tytułu im odbierać (śmiech). Ale wolelibyśmy, by nas z nimi nie utożsamiano. Świadomie proponujemy słuchaczom eksplorację w innych wpływach muzycznych.

Z drugiej strony jednak porównania do tych, skądinąd przecież świetnych, zespołów są pewnie dla was, było nie było debiutantów, swego rodzaju nobilitacją i zaakcentowaniem faktu, że nie zmarnowaliście ostatnich lat, zespół rozwija się, a słuchacze to doceniają, lokując was wśród czołowych zespołów polskiego post-rocka?

Jasne, przynajmniej na początkowym etapie twoich muzycznych zmagań to po prostu miłe, jak ktoś cię około muzycznie kojarzy z takimi zespołami. Ale pamiętajmy: miło jak kojarzą, a nie jak mówią: „gracie jak (…)”. Takie coś nie przejdzie! (śmiech).

Gracie uniwersalnie-instrumentalnie, tak więc może śladem starszych kolegów spróbujecie z czasem wyjść ze swą muzyką do zagranicznej publiczności, bo choćby do Niemiec czy innych krajów Europy Zachodniej daleko nie macie?

To się wydarzy już w przyszłym roku! A może nawet i już na jesień tego roku? (śmiech).
Nie możemy się doczekać. Część miast naszego zachodniego sąsiada odwiedzimy w połowie lutego. Prowadzimy rozmowy, by ruszyć też na południe. Za kilka miesięcy, jeśli się uda, ogłosimy plany.

Planujecie też pewnie więcej koncertów w całym kraju, żeby jak najlepiej promować „Identity” na rodzimym podwórku?

Tak, ale o tym na razie nie możemy za dużo mówić. Wszystko jest na etapie dopinania terminów.
Ponoć szykujecie też już kolejne nowe utwory, tak więc są szanse na powiększenie zespołowej dyskografii za jakiś czas?

Owszem, ale bez pośpiechu. To co najlepsze wymaga czasu. Chcemy pod koniec przyszłego roku wypuścić nowe wydawnictwo. Zobaczymy, czy damy radę z terminami innych wydarzeń dobrze to wszystko pospinać.

Wojciech Chamryk

rightslider_003.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png

Goście

5052779
DzisiajDzisiaj312
WczorajWczoraj3081
Ten tydzieńTen tydzień6258
Ten miesiącTen miesiąc56430
WszystkieWszystkie5052779
3.144.16.254