Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Dźwięki rockowej poezji” (Believe)

Istniejący od ponad dekady na mapie rockowej progresji Believe, zespół kierowany od początku przez gitarzystę Mirosława Gila, zaprosił słuchaczy na duchową ucztę, publikując premierowy materiał zatytułowany „Seven Widows”. Nie tylko ja jestem zdania, że historia „Siedmiu Wdów” ujęta w ramy klasycznego albumu koncepcyjnego, ma szansę zdobyć umysły licznych odbiorców inteligentnego rocka swoją spontanicznością, wciągającą nastrojowością i pięknymi, zróżnicowanymi krajobrazami instrumentalno- wokalnymi. Każdy, kto zdążył już poznać tajemnice tych opowieści, przyzna, że Mirek Gil i spółka stworzyli wyjątkowe kompozycje ze ślicznymi melodiami, przestrzennym brzmieniem, prawdziwym tyglem emocji wyrażanych dojrzałymi partiami instrumentalnymi i kreatywnym wokalem.

Poniżej, Szanowni Czytelnicy HMP  znajdą „garść” dodatkowych informacji, nie tylko na temat premierowego wydawnictwa, lecz także innych kwestii związanych z muzyką i jej tworzeniem, którymi podzielił się z nami  Mirek Gil, udzielając obszernego wywiadu.

Zapraszamy do lektury!

HMP: Możesz przypomnieć Czytelnikom HMP jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką rockową w połowie lat 80-tych (a może wcześniej!?), której pierwszym etapem stało się założenie Collage?

Mirek Gil: Moja przygoda z muzyką jako gitarzysta , zaczęła się w szkole podstawowej , tak w roku 1976, założyliśmy pierwszy zespół ,który właściwie nie miał nazwy, graliśmy przede wszystkim bluesa . Potem był zespół „Complex” i „Tris Plus”, graliśmy już bardziej rozbudowane utwory w klimatach Genesis i Pink Floyd, bardzo fajny czas.

Czy Collage odniósł Twoim zdaniem sukces?

To zależy, kto co nazywa sukcesem, myślę, że płyta „Moonshine” wejdzie na trwałe do kanonu rocka progresywnego.

Kolejnymi projektami z Twoją pieczęcią zostały Mr.Gil oraz Believe. Ten drugi powstał w zasadzie w momencie zawieszenia działalności dwóch innych, wymienionych przedsięwzięć. Czy proces tworzenia projektu Believe, którego jesteś przecież głównym architektem, wynikał z czegoś rodzaju „pustki artystycznej”, w której się znalazłeś? Wprawdzie to już historia, ale mógłbyś powiedzieć kilka słów na temat pomysłu narodzin Believe?

Zawsze chciałem pisać piosenki od momentu kiedy zacząłem grać na gitarze i zawsze chciałem mieć zespół rockowy. Kiedy „Collage” przestało działać, chciałem mieć nowy zespół i tak powstał Mr Gil, a potem Believe. Muzyka dla mnie jest jak tlen do życia, inaczej nie mogę.

Czy wszystkie założenia- jeżeli takie istniały- w zakresie stylu, brzmienia, tożsamości artystycznej Believe, udało się zrealizować? Co wyróżnia muzykę prezentowaną przez Was na scenie rockowej?

My muzykę traktujemy bardzo intuicyjnie, nie mamy żadnych założeń w zakresie stylu, brzmienia. Rock progresywny daje ogromną możliwość wędrówki z muzyką w różne strony, style i brzmienia więc nasza wypowiedź nie ma ograniczeń . Ale każdy zespół chce osiągnąć swoje brzmienie, brzmienie które dla słuchaczy jest od razu rozpoznawalne. W Believe jest to połączenie brzmienia mojej gitary ze skrzypcami Satomi, co niewątpliwie nas bardzo wyróżnia.

Believe od narodzin istnieje jako twór demokratyczny, czy Ty jako założyciel grupy miałeś od zawsze, bądź masz także dzisiaj, w kwestiach spornych głos decydujący?

Tak, staramy się w zespole stworzyć takie relacje ażeby każdy mógł się swobodnie muzycznie wypowiedzieć, czasami nie jest to proste, ale po to jest zespół, żeby sobie razem pomagać, ponieważ za efekt końcowy wszyscy odpowiadamy.

Z szacunkiem należy pochylić się nad dorobkiem fonograficznym Believe. Regularnie wydawane albumy studyjne, łącznie z premierowym sześć, zapis koncertu, dwa dyski wideo. Trudno narzekać. Believe stał się z biegiem czasu Twoim artystycznym priorytetem, czy raczej unikasz takiej oceny, realizując się na wielu polach?

Jestem z tych czasów, kiedy jeden zespół jest dla mnie najważniejszy, nie lubię dziś słowa projekt, projekty. Believe to mój zespół.

Znam zawartość „Seven Widows”, miałem także przyjemność poznać inne Wasze płyty, mam na półce wszystkie publikacje Mr. Gila i Collage i po pierwszym wysłuchaniu premierowego programu, powiem trochę kolokwialnie „uwaliło mnie na amen”. Moim skromnym zdaniem to najlepszy album Believe w kilkunastoletnim życiu formacji. Dlatego może tak być, że pytanie, jak przyjąłeś rezultat końcowy Waszej pracy, okaże się retoryczne. Zadowolony?

Wiesz, zawsze twórca musi być zadowolony inaczej nie wydałby płyty. Tak jest, choć wiem,  że to bardzo egoistyczne. Ja jestem bardzo zadowolony, ponieważ zmiany perkusisty i wokalisty dały Believe nową jakość, album koncepcyjny i nowy rozmach. Robert „Qba” Kubajek i Łukasz Ociepa wnieśli nowe rzeczy, które brakowały wcześniej Believe.

Mam wrażenie, że ta muzyka to prawdziwy wulkan emocji, bardzo sugestywnie przekazanych w taki sposób, że chwilami powstaje intymne złudzenie, że można ich …dotknąć. Czy emocjonalność to niezbywalny element kreatywnej działalności każdego artysty, muzyka?

Bez emocjonalności nie można zajmować się żadną dziedziną sztuki. Myślę, że dla wszystkich jest to jasne. Tak, ta płyta jest bardzo emocjonalna, wiele rzeczy powstało i zostało zagranych za pierwszym podejściem.

Nie uwierzę, jak powiesz, że nie dotarły do Ciebie pochlebne reakcje słuchaczy, wręcz zachwyty, nad jakością, klasą muzycznej materii, którą stworzyliście. Więc zapytam, nie masz już dosyć wysłuchiwania tych „ochów i achów” z prawa i lewa?

Tak, recenzje są euforystyczne, ale my tego bardzo potrzebowaliśmy, byliśmy po bardzo trudnym i ciężkim okresie w zespole, zmiany członków. Dlatego chwalcie nas, a my będziemy dalej pisać muzykę i wydawać płyty.

Skrzypce i Satomi w składzie zespołu to był Twój pomysł?

Tak, ale nie wiem skąd  mi się to wzięło, ale jednocześnie  marzyłem o takim graniu jak w Wishbone Ash, takie wymiany melodii między gitarą a skrzypcami. Udało się i jestem z tego tytułu szczęśliwy.

Niełatwe pytanie, ale porzućmy fałszywą skromność, jak zdefiniowałbyś swój styl jako gitarzysty? Możesz podać kilka cech wyróżniających? Który z gitarzystów inspiruje/ inspirował (niepotrzebne skreślić!) Ciebie jako artystę rockowego?

Sam nie wiem jaki mam styl, ale jak wcześniej wspominałem, zawsze chciałem osiągnąć swoje rozpoznawalne brzmienie jak i zespołu. Spokojnie można u mnie usłyszeć wpływy Davida Gilmoura, Roberta Frippa czy Steve Hacketta. To mistrzowie.

 Największe wrażenie na najnowszym albumie „Seven Widows” zrobiły na mnie wspaniałe duety skrzypce - gitara, słyszalne w dosyć licznych fragmentach. Ciary gwarantowane! Jak układała się Twoja współpraca  z Satomi? Możesz potwierdzić, że „nadajecie na tych samych falach” (jestem ciut- to „ciut” to dokładnie sześć lat - starszy od Ciebie, więc wybacz, że używam wyrażeń potocznych pachnących (???) naftaliną)?

Współpraca z Satomi to sama przyjemność, Satomi jest muzykiem klasycznym, bardzo mało zna muzyki rockowej, ale jej to nie przeszkadza w graniu z nami, muzyka dla niej jest całością, bez podziałów na gatunki i style i dlatego tak nam się dobrze współpracuje.

Nie chciałbym wyjść na „wazeliniarza”, ale swoje partie solowe, a jest ich multum, grasz… genialnie. To słychać od pierwszych dźwięków „Widow I”. Łatwo przyszło stworzenie wciągających, wręcz nostalgicznych, emocjonalnych i pięknie nastrojowych partii gitarowych i zespolenie ich w jednolity, spójny konglomerat z pozostałymi komponentami instrumentarium?

Dużo na tej płycie  solówek powstało spontanicznie, przypływ chwili i zagrane, dużo improwizacji. Były też niektóre pieszczone, ale to mniejszość. Bardzo Ci dziękuję  za taki komplement, jak pisałem wcześniej, potrzebujemy ich.

Jak przebiegła, Twoim zdaniem adaptacja w nowym środowisku Łukasza Ociepy i Roberta „Qby” Kubajka, bo to przecież nowi członkowie grupy?

Była krótka i panowie od razu z nami się zrozumieli i podobnie jak my kochają taką muzykę.

Plusem nowych kompozycji i ich wykonania jest także, według mojej opinii, znalezienie wręcz idealnej równowagi pomiędzy spokojem, melancholią i zaraźliwą nastrojowością (wiem, co mówię, bo należę do grona tych, uzależnionych), pewnym majestatem, takim symfonicznym monumentalizmem oraz, myślę, że nie przesadzam, metalowym powerem w niektórych partiach. Czy taka interpretacja wydaje się zgodna z Waszymi zamierzeniami?

Tak, świetnie to odczytałeś, lubimy ażeby słuchacz był troszeczkę przez nas sterowany, w tym sensie, że np. z melancholii przechodzimy w zupełnie inny np. dziki nastrój. To też nas „kręci”. Jeżeli chodzi o metalowy power to zasługa realizatora Janosika, który bardzo mi pomógł w nagrywaniu riffów gitarowych , ażeby były one mocniejsze niż na poprzednich płytach i  udało się, nigdy tak jeszcze nie grałem i nie uzyskałem takiego brzmienia.

Z lekkim przymrużeniem oka i trochę prowokacyjnie zapytam, jaki wkład w treść siedmiu kompozycji wniósł Mirek Gil? Jak przebiegał proces twórczy w przypadku „Seven Widows”?

Myślę, że duży, ale byłoby to bardzo krzywdzące dla  reszty zespołu jakbym nie powiedział, że oni też.

Kolejną zaletą albumu, dotyczącą wszystkich utworów, jest niezwykle przestrzenne brzmienie. Wrażenie, że słuchacz został szczelnie otoczony gęstymi, intensywnymi  dźwiękami jest zasługą…?

Całego zespołu, wszyscy członkowie mieli ogromna swobodę wypowiedzi muzycznej i to zaowocowało. Satomi grała jak zwykle, to co chciała, Qba grał rytmy które wymyślił, podobnie Przemas basy. Ja gitary. Ale co jest nowe to Satomi oprócz skrzypiec zagrała „klawisze” i tu bardzo intensywnie nad tym pracowaliśmy, ale wyszło tak jak chcieliśmy. Przybycie do zespołu Łukasza wokalisty było jak cud, przyszedł chłopak ,który nie tylko miał ciekawy głos, ale  był bardzo kreatywny i On  ułożył wszystkie linii melodyczne. W ten oto sposób powstało to przestrzenne brzmienie, brzmienie Believe, to jest miłe dla Nas, że ludzie od razu nas rozpoznają. Ale należy wspomnieć też o naszym realizatorze Pawle „Janosie” Grabowskim i studio JNS bez niego tego brzmienia by nie było, on to ładnie złożył do kupy i poukładał.

Skrzypce w składzie instrumentalnym Believe obecne były od zawsze, ale raczej skromnie, w ograniczonym zakresie eksponowane. Tym razem smyczki „wywalczyły” sobie znacznie więcej przestrzeni, chwilami ich partie stanowią wręcz motyw wiodący, przykładowo w kompletnie odjazdowym „Widow IV”. Kto był autorem pomysłu takiego, innego rozłożenia akcentów instrumentalnych? Jak oceniasz efekt takiego postępowania?

Tak, po ostatnich płytach mieliśmy z Przemasem niedosyt skrzypiec i stwierdziliśmy, że Satomi zasługuje na więcej i się udało. Fajnie, że  to dostrzegłeś i , że słuchaczom  też to się podoba.

Zmiana na stanowisku wokalisty zmieniła charakterystykę tych partii w Believe, nieco mocniejszych, mniej dramatycznych, bo Karol Wróblewski występował często w roli aktora pierwszego planu, ściągając uwagę słuchacza. Czy Łukasz Ociepa spełnił Twoje oczekiwania, a w częściowo nowym układzie personalnym pojawił się od początku „team spirit”?

„Team Spirit” pojawił się właściwie po 15 sekundach, kiedy Łukasz zaśpiewał trzy słowa, od razu wiedzieliśmy, że to On. Co ważne, on jest nie tylko wokalistą, ale jest bardzo kreatywny i takiego człowieka szukaliśmy. Jest zupełnie inny niż Karol, bardziej tajemniczy, mroczny i zagadkowy, na pewno nasze koncerty się zmienią.

Może to nic nie znaczący drobiazg, ale zwróciłem uwagę na fakt, że na „Seven Widows” program wypełniają kompozycje niezwykle rozbudowane, ze złożoną strukturą, wielowątkowe. To świadome działanie, efekt kreatywności czy porzucenie ograniczeń twórczych?

Wszystko razem, w muzyce naszej nie kalkulujemy, jesteśmy spontaniczni, oddajemy się bezwzględnie dźwiękom. To nasz sposób na muzykę, myślę, że bardzo fajny, bo wszystkim sprawia to przyjemność, a to bardzo ważne.

Poszczególne utwory powstawały….no właśnie jak? Jaką strategię działania przyjęliście, spotkania w studio i burza mózgów czy raczej wymiana „elektroniczna” pomysłów?

O nie, nie żadna wymiana elektronicznych dźwięków, stara zasada, wspólne muzykowanie i wspólne przeżywanie i tworzenie muzyki , to nasza droga, zero „copy” i „paste”, wszystko zagrane przez muzyka, wtedy są emocje i nie brzmi to sztucznie i bezdusznie.

Nowy Believe to także zmiana na newralgicznym stanowisku, perkusisty. Robert „Qba” Kubajek jest bardzo wszechstronny, potrafi grać zarówno spokojnie, delikatnie, nieco wycofany na drugi plan, ale jak trzeba potrafi także „przyłożyć do pieca”, jak w finałowym „Widow VII”. Jednocześnie perkusyjny puls słyszalny jest na wszystkich ścieżkach. Co mógłbyś powiedzieć o swoim współpracowniku?

Qba to wieloletni nasz kolega, a teraz przyjaciel. Dawno wiedzieliśmy, że to świetny perkusista, ale nie wiedzieliśmy, że taką samą muzykę lubi jak my. Pierwsze nasze spotkanie  od razu  dało odpowiedź, że możemy razem grać i zrobić świetny album, Ja osobiście lubię perkusistów i lubię ich słuchać. To co lubimy w jego grze to ogromna spontaniczność i świetne rytmy i Qba dużo słucha, podgrywa pod wokal, gitarę, skrzypce, to duża umiejętność i dzięki temu cała muzyka nabiera innego wymiaru, jest bardziej wyrazista i rytm daje spójność kompozycji, po czym się chowa i znowu gra. To nasz mocny punkt zespołu.

W wielu artykułach, recenzjach fonograficznego dorobku Believe pojawiają się „szufladki stylistyczne”, do których wpychany Wasz styl otrzymuje miano art rocka, prog rocka. Jesteś przeciwnikiem klasyfikowania muzyki czy zupełnie to Tobie nie przeszkadza? Czy koncept „Seven Widows” spełnia kryteria tzw. progresywności? Mógłbyś uzasadnić taką tezę?

Nie przeszkadza mi to szufladkowanie, słuchacze muszą mieć wyraźny sygnał, co to za muzyka, jest dziś jej tak dużo, że to ważne. „Seven Widows”, tak to album progresywny, po pierwsze album koncept, długie rozbudowane utwory, solówki gitarowe i skrzypcowe, efekty poza muzyczne, jak np. głosy dzieci.

Po raz pierwszy w swojej historii stworzyliście album koncepcyjny. Kto był pomysłodawcą ujęcia muzyki Believe w ramy tematycznie spójnej koncepcji i skąd wypłynął tak rzadko spotykany i niebanalny temat historii pożegnań osób bliskich? Inspiracja zrodziła się pod wpływem…?

To pomysł naszego autora tekstów Roberta Sieradzkiego. To On po wysłuchaniu muzyki demo, stwierdził, że będzie to album koncepcyjny i będzie to siedem historii wdów żegnających swoich bliskich.

W zapowiedzi nowej muzyki pojawił się atrybut „oryginalna”. Na czym Twoim zdaniem polega oryginalność koncepcji i jej wdrożenia w przypadku „Seven Widows”.

Myślę, że chodzi tu o pomysł tych siedmiu historii wdów, że każda jest inna i nie ma takich samych na świecie.

Chciałbym jeszcze zapytać o jedną istotną kwestię, mianowicie melodyjności, harmonii pomiędzy dźwiękami. Album aż skrzy się od ślicznych, łatwo akceptowalnych, łagodnych wątków melodycznych. Jak one powstają? Posiadasz jakiś katalog, bazę danych, zapisujesz w notesie, czy telefonie komórkowym? W utworach „Seven Widows” linie melodyczne prowadzą często gitara i skrzypce.

Miło mi, że zwróciłeś na to uwagę. Kochamy melodie i oprócz tego całego „ anturaż” one są  najważniejsze. Jeśli chodzi o ich powstawanie, to skontaktuj się z „najwyższym”.

W Polsce dosyć rzadko można się spotkać z taką akcją promowania nowej płyty, jaką zorganizowaliście. Ta akcja ciągle trwa. Jakie są Twoje pierwsze wrażenia z jej przebiegu? Uważasz, że to był marketingowy, przysłowiowy „strzał w dziesiątkę”?

Tak, to był strzał w dziesiątkę, zainspirowały mnie do tego dawne czasy. Pamiętasz jak kiedyś ktoś zdobył płytę, to się spotykaliśmy np. u mnie w domu i  ją razem z koleżankami i kolegami słuchaliśmy. Był to taki piękny rytuał wspólnego słuchania. Pomyślałem sobie, że w dobie tej elektroniki, internetu będzie to bardzo ciekawe i pod prąd. Ludzie na każdym spotkaniu podkreślali, że to świetny pomysł i, że swobodnie mogą ze mną porozmawiać i poznać.

Naturalną niejako koleją rzeczy po wydaniu płyty studyjnej jest organizacja serii koncertów, zaprezentowania fanom nowych nagrań w wersji „Live”. Czy istnieją już takie plany? Coś konkretnego?

Plany są na rok 2018 , konkretów na te chwile nie ma.

Nasza rozmowa - wywiad przebiega w tak wazeliniarskiej atmosferze, że Czytelnicy HMP pomyślą, że „ściemniam” pisząc o pięknych, eleganckich stronach muzyki z albumu „Seven Widows”. Czy jest taka kwestia związana z nowym albumem, którą nazwałbyś „łyżką dziegciu w beczce miodu”?

Nie ma.

Bardzo dziękuję za kilka rzeczy:

-po pierwsze za cierpliwość w udzielaniu odpowiedzi na tyle pytań,

-po drugie za wartość merytoryczną przekazanych informacji,

-po trzecie za piękno, którym emanuje muzyka z płyty „Seven Widows”,

-po czwarte za dbałość w muzycznych kreacjach rockowych o najwyższą jakość ich estetyki, z bardzo dobrym skutkiem.

Życzę powodzenia w wytyczaniu nowych ścieżek w sztuce muzycznej, sukcesów na trasach koncertowych i głęboki szacun, jak to mówi mój Kolega z radia PiK w Bydgoszczy, Adam Droździk, za „muzykę podniesioną do rangi sztuki”. Gratuluję szczerze nowej, wspaniałej płyty.

Dziękuję

Włodek Kucharek 

rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5049473
DzisiajDzisiaj87
WczorajWczoraj1225
Ten tydzieńTen tydzień2952
Ten miesiącTen miesiąc53124
WszystkieWszystkie5049473
18.223.172.252