Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Nie przejmować się i robić swoje” (Crystal Viper)

Crystal Viper to konkretna ekipa, od lat niezmiennie dowodzona przez Martę Gabriel. Od dawna dostarczają też solidnego heavy metalu, który może nie drzwi (bo te zostały otwarte już dawno temu), ale obfituje w dobre, momentami porywające melodie i riffy, podlane klasyczną szkołą tego gatunku. Zespół wydaje właśnie siódmy długogrający album, a zadebiutował dwanaście lat temu. Robi wrażenie. Mam nadzieję, że lektura rozmowy zachęci was do sięgnięcia po “Tales of Fire and Ice”. Z wyprzedzeniem podpowiadam - to nie hołd dla znanego pisarza fantasy.

                  

HMP: Chciałbym zapytać cię, jak zaczęła się twoja pasja do muzyki metalowej? Wiem, że w dzieciństwie pobierałaś lekcje gry na fortepianie.

Marta Gabriel: Od najmłodszych lat miałam kontakt z różnymi gatunkami muzyki, i szczerze mówiąc nie pamiętam dokładnie jak zaczęła się moja przygoda z cięższymi brzmieniami, ani jaki był pierwszy zespół metalowy który usłyszałam. Gdy odkryłam jakiś zespół, który mi się spodobał, szukałam dalej, po drodze odkrywając inne gatunki i inne zespoły. Myślę, że u większości osób wyglądało to podobnie. I zgadza się, skończyłam szkołę muzyczną w klasie fortepianu.

Kiedy nadszedł ten moment, w którym wiedziałaś już, że będziesz zajmować się graniem muzyki bardziej poważnie niż tylko hobbystycznie?

Jako sześcio czy siedmiolatka powiedziałam rodzicom, że chcę zostać muzykiem. Od tamtej pory nic się nie zmieniło.

Ostatnio płyty Crystal Viper wychodzą regularnie, “Tales Of Fire And Ice” ukazuje się dwa lata po poprzedniej. Co wydarzyło się w zespole od czasu wydania poprzedniego albumu?

W tym czasie wydarzyło się chyba więcej, niż w przeciągu ostatnich 10 lat. Przestałam na scenie grać na gitarze, i na miejsce drugiego gitarzysty dołączył do nas Eric Juris. Pozostając w temacie składu, właśnie opuścił nas Golem a jego miejsce zajął szwedzki perkusista Cederick Forsberg, którego możecie kojarzyć z zespołu Blazon Stone. W przeciągu ostatnich dwóch lat zagraliśmy sporo koncertów, w tym trzy trasy. Po wielu latach zmieniliśmy również studio nagraniowe, i w Kosa Buena Studio nagraliśmy najnowszą płytę "Tales Of Fire And Ice", oraz ostatnią EP'kę "At The Edge Of Time". W międzyczasie nagrałam płytę z moim drugim zespołem Moon Chamber, oraz zajęłam się dodatkowo kilkoma innymi projektami, ale jeszcze jest za wcześnie by o nich mówić.

Odnoszę wrażenie, że częstym problemem zespołów heavy metalowych jest powtarzalność muzycznych motywów. Jak ważne dla ciebie jest unikanie podczas tworzenia motywów, które mogą być ograne?

Dla mnie nie ma czegoś takiego jak świadome unikanie ogranych motywów, bo to tak, jakbym nagle powiedziała, że tercja jest tak ogranym interwałem, że już nigdy nie będę go używać. W muzyce liczą się przede wszystkim emocje, melodyka, to, co chcesz muzyką przekazać, oraz efekt jaki chcesz nią wywołać. Pomijając plagiaty i ewidentne kopiowanie cudzych melodii jestem skłonna rzecz, że dopóki nie powstaną w muzyce nowe dźwięki i interwały - a takie nie powstaną - motywy muzyczne będą się powtarzać.

Czy tytuł nowego materiału jest świadomym nawiązaniem do cyklu powieści George'a R.R. Martina?

To pytanie pojawia się dość często, aczkolwiek w tytule naszej płyty po prostu pojawiły się dwa słowa, w dodatku w innej kolejności, które były w tytule jednej z książek Martina. Jestem fanką serii "Gra o Tron", ale nasza nowa płyta nie ma z nią nic wspólnego. Tytuł nawiązuje do tekstów zawartych na płycie, a konkretnie do utworów „Neverending Fire” i „Under Ice”. Zawsze lubiliśmy wykorzystywać kontrasty, lubimy grę słów, dlatego połączyliśmy te dwa tytuły, a jako że każdy tekst na płycie opowiada inną historię, powstał tytuł płyty "Tales Of Fire And Ice".

Jeżeli tak, to jak ci się podobało zakończenie produkowanej przez HBO ekranizacji tej opowieści?

Zakończenie nieco mnie rozczarowało. Aczkolwiek nie chodzi mi o to, jak rozwinęły się ostatecznie losy głównych bohaterów, tylko jak to wszystko zostało nakręcone i pokazane. Bez dreszczyku emocji, bez napięcia, tak jakby ktoś postanowił zamknąć na szybko wszystkie wątki w jednym czy dwóch odcinkach.

Niejako nawiązując do poprzedniego pytania, tematyka fantasy jest bliska wielu zespołom heavy i power metalowym, wam również. Jak dużą wagę przykładasz do pisania tekstów i opowieści w nich zawartych? Traktujesz je metaforycznie czy po prostu mają zgrabnie pasować do muzyki?

Za każdym razem jest inaczej. Na przykład, mam w głowie ułożoną historię i komponuję do niej soundtrack. Innym razem mam gotową muzycznie kompozycję, i wtedy piszę pasujący tekst. Wszystko zależy od pomysłu w danej chwili. W przypadku naszej nowej płyty, teksty dotyczą prawdziwych historii i legend, ale każdy z nich zawiera ukryte znaczenie, przynajmniej dla mnie. Na przykład tekst do „Neverending Fire” jest inspirowany jedną z indiańskich legend plemienia Cowichan „Kto dostał ogień”, która sama w sobie zawiera naukę moralną. Ja sama najbardziej cenię w ludziach cechy, które coraz rzadziej można spotkać: bezinteresowność i lojalność, i o tym jest ten tekst. Tekst do "Tears Of Arizona" uważam za najlepszy, jaki do tej pory napisałam. Opiera się głównie na metaforach - opowiada o statku USS Arizona, który został zatopiony podczas ataku na Pearl Harbor, ale jednocześnie jest o bohaterstwie, pamięci, oraz ukazuje uczucia osoby, która straciła kogoś bliskiego. Tytułowe Łzy Arizony, to plamy oleju na wodzie, które do dzisiejszego dnia są widoczne w miejscu w którym spoczywa wrak statku. Tekst do "Still Alive" opowiada dosłownie o Trójkącie Bermudzkim, ale w rzeczywistości jest to tekst o nie poddawaniu się, o walce o swoje, o tym, że niebezpieczeństwo czyha na nas w każdym momencie naszego życia - ale najważniejsze to nie poddawać się: stoję w deszczu, między piorunami, ale wciąż żyję, dam radę.

W Crystal Viper jesteś liderką, główną kompozytorką, gitarzystką, wokalistką. W dodatku ogarniasz sprawy biznesowe. Strasznie dużo na głowie, jak się w tym odnajdujesz?

W zespole zajmuję się całą sferą artystyczną, od pisania muzyki po produkcję teledysków. Jeśli chodzi o logistykę i sprawy biznesowe, to w głównej mierze odpowiadają za nie management i nasza wytwórnia. Bez ich pomocy na pewno zespół by nie funkcjonował tak sprawnie.

Liczba kobiet w muzyce metalowej jest zdecydowanie większa niż przed laty, ale kobieta będąca liderem grupy heavy metalowej to nadal wcale rzadki wyjątek. Zauważasz jakieś zmiany w tej kwestii przez lata?

Wiesz, poza tym, że liczba kobiet w tym biznesie zwiększyła się, to nie zauważam większych różnic. Widzę, że nasza rozmowa idzie w kierunku poważnej dyskusji i w tym temacie można naprawdę wiele powiedzieć, już biorąc pod uwagę samą kwestię kobiety będącej liderem w czymkolwiek, ponieważ do dzisiaj wiele osób ma z tym problem.

Odnoszę wrażenie, że przez lata kobiety w tym gatunku pełniły rolę ozdobne, wrzucane na pozycje basistek, klawisze lub wokalistek w składach gotyckich. Pełniły rolę funkcyjną wobec realizacji męskich fantazji o, wybacz obrazowe określenia, “kobietach wojowniczkach” lub “delikatnych nimfach”. Ostatnimi laty coraz więcej pojawia się artystek nie chcący iść tym tropem, jak Lingua Ignota lub świadomie od niego odchodzących na jakimś etapie swojej kariery, jak było w przypadku Myrkur. Co sądzisz o tych zjawisku?

Dla mnie nie ma znaczenia płeć, znaczenie ma to, czy dana osoba jest utalentowanym artystą, czy potrafi grać albo śpiewać i jest dobrym albo złym muzykiem. A kwestia bycia ozdobą? Na to nie mamy wpływu, kobiety są przecież piękne, od zarania dziejów były idealizowane przez mężczyzn i w pewnym stopniu to funkcjonuje do dzisiaj. Nie można w tej kwestii popadać w skrajności. Równie dobrze ja jako kobieta mogę powiedzieć, że każdy przystojny i dobrze zbudowany mężczyzna, który występuje na scenie bez koszulki jest ozdobą, ale tak nie jest. Ta osoba jest przede wszystkim artystą, muzykiem, a jeśli do tego dobrze wygląda, to nic tylko pogratulować! Ale mamy oczywiście też drugą stronę medalu. W świecie muzyki, jak w każdej innej dziedzinie życia kobiety owszem, są traktowane jak ozdoby, lub wręcz istoty „niższej rangi”. Wystarczy prześledzić karty historii dotyczące praw kobiet do edukacji, praw do głosowania, albo robienia kariery zawodowej. Niestety do dzisiaj w wielu środowiskach rolę kobiety sprowadza się do roli kucharki, sprzątaczki i inkubatora. Społeczeństwo pod tym względem wydaje się być trochę niedokształcone i zacofane, i to, jak dana osoba traktuje kobietę, w dużym stopniu zależy od wychowania czy też braku edukacji w tym zakresie.

Przypuszczam, że czasem spotykasz z lekceważeniem czy innymi przejawami szowinizmu w środowisku metalowym. Jak sobie z nimi radzisz?

Zdarzają się bardzo różne sytuacje. Najważniejsze to nie przejmować się i robić swoje, ale jednocześnie nie pozwolić dać sobie wejść na głowę i bronić swojej godności.

Częścią twoje działalności jest projektowanie i tworzenie odzieży. Zastanawiam się czy to tylko sposób na utrzymanie aby móc z czasem skupić się na działalności Crystal Viper, czy też traktujesz to również jako sposób artystycznego wyrazu?

To bardzo kreatywna działalność, która daje mi możliwość dodatkowego rozwoju artystycznego, innego niż muzyka. Jednocześnie jest to też moja praca. Poza muzyką i projektowaniem nie zajmuję się w tym momencie niczym innym, co jednak pewnie niedługo się zmieni, ponieważ chciałabym zrealizować kilka innych pomysłów biznesowych.

Jak zaczęła się Twoja działalność w tej branży?

Ta działalność rozwinęła się przez przypadek, a sam jej rozwój trwał bardzo długo, w czasie gdy miałam inną pracę (uczyłam m.in. muzyki i rytmiki). Stroje sceniczne zaczęłam tworzyć jeszcze na długo przed Crystal Viper, występowałam na scenie praktycznie od dziecka, a w sklepach w Polsce nie był niczego, co by mi się podobało. Później założyłam Crystal Viper, dalej normalnie pracowałam, uczyłam się, a wieczorami tworzyłam sceniczne kreacje dla siebie i chłopaków z zespołu. To nie było nawet hobby, a przymus, bo miałam konkretną wizję co do wizerunku zespołu, a zrealizowanie tej wizji było możliwe tylko gdy sama się za to zabrałam. Później znajomi z innych zespołów zaczęli pytać o nasze ubrania, więc w wolnych chwilach zajmowałam się projektowaniem dla innych, i wtedy właśnie podjęłam decyzję o założeniu firmy, ponieważ mogłam robić to, co lubiłam, sama byłam swoim szefem, oraz pracowałam tylko z osobami, z którymi miałam ochotę pracować.

Kilka razy graliście z Manilla Road, przypuszczam, że musiał to być dla Ciebie ważny zespół. Jak przyjęłaś śmierć Marka Sheltona?

O śmierci Marka dowiedziałam się od Barta, mojego męża. Było mi bardzo przykro i pamiętam, że przez pewien czas nie byłam w stanie słuchać Manilla Road. Teraz nie mam z tym problemu, aczkolwiek jest to dziwne uczucie: słuchasz muzyki, głosu osoby którą znasz, ale jednocześnie masz świadomość tego, że już nigdy z nią nie porozmawiasz, bo nie mam jej wśród nas.

Jak wspominasz spotkania z nim i resztą zespołu?

Mark był jedną z najserdeczniejszych osób jakie znałam. Świetnie wspominam wspólną trasę, pojedyncze wspólne koncerty i wspólne imprezowanie po nich. Wiesz, pracując z muzyką, napotykasz na swojej drodze bardzo dużo fałszu i zawiści, w obecności Marka i chłopaków z Manilla Road nigdy ich nie doświadczyłam.

Przez jakiś czas współpracowałaś z Andreasem Marschallem, znanym z kultowych okładek płyt metalowych, zwłaszcza z lat 90. Jak nawiązałaś tę współpracę?

Moja całkiem pierwsza współpraca z Andreasem nie dotyczyła o dziwo okładki płyty, a nawiązała się gdy pracował nad filmem „Masks”, którego był reżyserem. W filmie jest fragment, w którym na scenę w teatrze wychodzi aktorka i śpiewa piosenkę - to właśnie mój głos tam słyszycie. Nawet zaproponowano mi udział w tym filmie i zagranie tej sceny osobiście, ale jakoś tak się ułożyło, że nie mogłam w tym czasie jechać do Hamburga na plan zdjęciowy.

Co podoba ci się szczególnie w jego stylistyce?

Powiedziałabym, że taki efekt, jakby to ująć, bajkowości? W każdej z jego okładek jest coś magicznego.

Andreas miał robić też okładkę do ostatniego albumu, została nawet umieszczona w sieci. Po niezbyt dobrym odbiorze przez fanów, zdecydowaliście się jednak zmienić obrazek. Dlaczego?

Jako zespół, który włożył całe swoje serce, energię, czas i mnóstwo pracy w nową płytę uznaliśmy, że chcemy żeby nasi fani byli zadowoleni z tej płyty nie tylko muzycznie, ale i wizualnie. Płyta to nie tylko muzyka, to cała otoczka na którą składają się właśnie okładka, książeczka, cała oprawa graficzna. Dlatego w momencie, gdy nasza propozycja okładki nie spodobała się, postanowiliśmy ją zmienić. Okazało się, że był to dobry wybór, ponieważ nowa okładka od razu została dobrze przyjęta. To w sumie zabawna sytuacja, bo pojawiły się jakieś tam pojedyncze głosy, że to zaplanowana akcja reklamowa, a z drugiej strony parę osób miało problem z tym, że niby ugięliśmy się pod opiniami fanów, pod "internetowym hejtem". My tego tak nie odbieramy: wzięliśmy na klatę opinie ludzi na których nam zależy, więc nie rozpatrujemy tego w kategorii hejtu. Crystal Viper istnieje tylko dzięki fanom, dzięki ludziom którzy chodzą na nasze koncerty i kupują nasze płyty. Mamy do nich ogromny szacunek i słuchamy tego co mówią.

Jak dużą satysfakcję dają ci koncerty?

W momencie wyjścia na scenę czuję, że jestem we właściwym miejscu, we właściwym czasie, czuję, że żyję. I to uczucie towarzyszy mi niezmiennie od pierwszego występu, kiedy wyszłam na scenę jako dziecko w szkole muzycznej. Co więcej, po zejściu ze sceny to uczucie utrzymuje się jeszcze bardzo długo, to tak jakbym naładowała baterie życiowe, żeby móc normalnie funkcjonować poza sceną. Jedni ludzie biorą narkotyki, inni piją, jeszcze inni potrzebują ryzyka w postaci nurkowania z rekinami – ja potrzebuję koncertów.

W ostatnich latach graliście dość dużo koncertów. Przypuszczam, że musi wiązać się to z wyrzeczeniami, bo, zdaje się, że wszyscy oprócz grania normalnie pracujecie.

Kluczową rzeczą jest to, jakie masz priorytety. Z zespołu nie raz odchodzili muzycy, którzy nie dali rady pogodzić grania z pracą lub rodzinnymi zobowiązaniami. Z drugiej strony masz na przykład Andiego, który jest tak ukierunkowany na granie, że zwolnił się z pracy kiedy nie dostał urlopu żeby jechać w trasę koncertową. Można by jeszcze wspomnieć o wyrzeczeniach finansowych, o które często jesteśmy pytani. Na przykład „nie wolisz polecieć na 2 tygodnie na fajne wakacje zamiast kupować kolejną gitarę?”. My to postrzegamy nieco inaczej, bo tutaj znowu chodzi o to, jakie masz priorytety: zamiast pojechać na takie wczasy, owszem wolę kupić nową gitarę, na której zagram później kilkadziesiąt koncertów podróżując po całej Europie, w przypadku trasy budząc się każdego dnia w innym kraju. Nam właśnie to daje radość i satysfakcję, nie siedzenie przez dwa tygodnie na plaży. Czyli jak widzisz, to co dla jednych jest wyrzeczeniem, dla innych jest spełnieniem marzeń.

Co Marta Gabriel robi w czasie, kiedy nie zajmuje się rzeczami związanymi z Crystal Viper?

Razem z mężem zdobywamy szczyty gór, i gdy tylko możemy zaszywamy się z dala od miasta i ludzi, gdzie jesteśmy blisko przyrody. Ostatnio też często gotuję, ale widząc miny osób które później jedzą przygotowany przeze mnie posiłek, raczej porzucę tę działalność. (śmiech)

Igor Waniurski

                  

Szanując sformułowaną przez wokalistkę prośbę, odpowiedzi na pytania do wywiadu, publikujemy w niezmienionej przez redakcję formie.

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5042560
DzisiajDzisiaj2233
WczorajWczoraj4387
Ten tydzieńTen tydzień17983
Ten miesiącTen miesiąc46211
WszystkieWszystkie5042560
3.144.96.159