Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Próba wytrwałości i podnoszenie poprzeczki” (Haures)

Jeszcze kilkanaście lat temu tradycyjny heavy metal nie miał się w naszym kraju zbyt dobrze.
Obecnie ta sytuacja tu już przeszłość, bo dobrych zespołów mamy coraz więcej. Jednym z nich jest Haures, debiutujący na poważnie udanym albumem „The Metal Age”, hołujący surowej stylistyce z lat 80. - fani Iced Earth, Blind Guardian czy Grave Digger powinni zainteresować się tą płytą jak najszybciej:
                  
HMP: Zaczynaliście jako zespół deathmetalowy. Co sprawiło, że z czasem zmieniliście stylistykę? Tradycyjny heavy metal wydał wam się bardziej interesujący, czy były inne powody tej zmiany?

Marek Klimonda: Z pewnością przyczyniły się do tego zmiany na określonych stanowiskach i role poszczególnych członków w składzie zespołu. Te zmiany otwierają nowe możliwości, pojawiają się nowe pomysły, które wydają się być czymś bardziej ambitnym.  
Wiele zespołów w takiej sytuacji zmienia nazwę, ale o tym nie było, zdaje się, mowy, bo szyld Haures jest dość oryginalny i pewnie byłoby go wam szkoda porzucać?

Marek Klimonda: Zgadza się. Od samego początku nazwa zespołu miała być oryginalna, ale i znacząca. Zmiana nazwy wiązałaby się z całkowitym odcięciem się od przeszłości, czego chcieliśmy uniknąć ze względu na pracę jaką już wykonaliśmy na rzecz zespołu. Może też chodziło o sentyment i kilka fajnych wspomnień, które Haures nam przywodzi.

Można zaryzykować stwierdzenie, że nie byłoby Haures w obecnym kształcie bez tych deathmetalowych początków, bo to wtedy ukształtowaliście się jako muzycy, okrzepł trzon zespołu, etc.?

Marek Klimonda: Jesteśmy o tym przekonani. Tamte czasy to były pierwsze solidne lekcje dla każdego z nas. Dużo wniosków z tych lekcji płynęło.
Po zmianie stylistyki uaktywniliście się stosunkowo niedawno, trzy lata temu nagrywając demo „The Fallen Angel” – zmiany składu nie ułatwiały wam zadania, szczególnie rotacja na stanowisku wokalisty?

Marek Klimonda: Pozornie nieaktywne czasy zespołu zawsze wypełnione były tworzeniem i szlifowaniem nowego materiału (niejednokrotnie w niepełnym składzie na sali prób). Z każdą zmianą członka zespołu zaczynaliśmy praktycznie od nowa. Tuż po nagraniu „The Fallen Angel” rozstaliśmy się również z gitarzystą, więc przez pewnien okres czasu działaliśmy w trzyosobowym składzie. Można powiedzieć, że była to dla nas swego rodzaju próba wytrwałości.  
Łukasz Krauze wyrobił już sobie pewną markę w Event Urizen i Ironbound, ale pewnie miał problemy z łączeniem różnych obowiązków ze śpiewaniem w trzech zespołach. Stąd konieczość szukania nowego wokalisty, ale zaskakujące jest to, że znaleźliście go w zespole – jak doszło do tego, że Hubert stał się śpiewającym gitarzystą?

Marek Klimonda: Umówmy się, że tak właśnie było (śmiech). Wiedzieliśmy, że Hubert śpiewa i potrafi to robić, ale wydawało się karkołomnym połączenie partii, które miał do wyuczenia i zagrania na gitarze ze śpiewaniem. Po rozstaniu się z Łukaszem, można powiedzieć, że też przez to postanowił spróbować i okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują.

Byliście pewnie zaskoczeni tym, że ma niezły, stworzony do takiej stylistyki głos, czy może udzielał się już wcześniej w chórkach, co skłoniło was do pójścia w tę właśnie stronę?

Marek Klimonda: Już z początku w naszej ocenie było bardzo dobrze, a z próby na próbę szło coraz lepiej. Nie mieliśmy nic do stracenia, a okazało się, że było to najlepsze, co mogliśmy wtedy zrobić.
To wtedy nabraliście chęci do sfinalizowania debiutanckiego albumu, czy też chcieliście go nagrać już wcześniej, ale ciągle szło coś nie tak i tak się to odwlekało, odwlekało?

Marek Klimonda: Po roku prób z Hubertem, wiedzieliśmy, że jest to najlepszy czas na wejście do studio. Wszystko ze sobą współgrało i nie zapowiadało się, żeby ktoś miał odpuścić. Po prostu musieliśmy to wykorzystać.
Pracę Marcina Piekło znam z płyt takich zespołów jak Mayhayron, Moanaa, Myopia czy częściowo C-4. Słyszę, że wykręcił wam na „The Metal Age” surowe, organiczne brzmienie – takie było założenie, chcieliście dźwięku nawiązującego do lat 80. skoro gracie tak, jak wtedy?

Marek Klimonda: Tak. Mieliśmy wizję tego jak chcemy, aby brzmiał nasz album i Marcin zrobił dokładnie to o co nam chodziło. Zależało nam, aby brzmienie końcowe wyszło bardziej żywe i organiczne, niż przeprocesowane i skompresowane w stylu: „punch to the face”, bez miejsca na dynamikę. Jesteśmy zadowoleni bo we współpracy z Heaven’s Sound Studio podnieśliśmy sobie poprzeczkę o kolejny poziom.
Musieliście naprawdę wczuć się w tę stylistykę, pokochać te dźwięki, bo w żadnym razie nie robi to wrażenia taniej stylizacji, jakimi zasypują nas młode zespoły – jak doszliście do takich efektów?

Jarosław Klimonda: Moim głównym zamierzeniem procesu komponowania muzyki jest stworzenie utworów, które opierają się na klasycznych heavymetalowych riffach połączonych z dużą domieszką melodii. Staram się pisać kawałki będące połączeniem niebanalnych pomysłów, zmian, ale jednocześnie są spójne oraz łatwe w odbiorze dla słuchacza.
Nie unikacie krótszych, zwartych utworów, ale wygląda na to, że preferujecie jednak takie dłuższe, bardziej rozbudowane kompozycje?

Jarosław Klimonda: Rzadko powstają, krótkie piosenki chyba że od początku jest takie zamierzenie. Najczęściej, gdy powstanie zalążek nowego utworu to już potem reszta pomysłów sama ,,płynie'' podczas etapów jego tworzenia. Nigdy nie zastanawiam się kiedy należy skończyć numer, zakończenie przychodzi samo niespodziewanie.

„Ballada o szczęściu” to jedyny utwór na tej płycie zaśpiewany w języku polskim – to jednorazowy eksperyment czy zapowiedź kolejnych numerów w ojczystym języku?

Hubert Rzeszótko: Śpiewanie w języku angielskim jest dla mnie świetną zabawą i motywatorem do jego dalszego poznawania oraz pracy nad nim. Czy to budowaniem ciekawych zdań, czy szlifowaniem akcentu. I tu nie chodzi o jakąś modę. Z mojej perspektywy, fonetycznie lepiej klei się to z naszym brzmieniem. Piękne w tym wszystkim jest to, że pisało do nas już kilka osób zza granicy, które wykazały zainteresowanie utworami, co utwierdza mnie, że jednak warto pisać w „uniwersalnym” języku. Jak na pierwszy raz, wyszło całkiem przystępnie, a będzie tylko lepiej. Zaś jeśli chodzi o nasz ojczysty język, na pewno coś się w nim pojawi i będę kierować się ku jednemu z tych mocniejszych utworów.

Macie na koncie wspomniane już demo nowego wcielenia Haures, ale nie poszły po nim inne, krótsze materiały – od razu mieliście takie założenie, że jak debiutować tak na serio, to od razu długogrającą płytą, bez serii kolejnych demówek, EP-ek czy splitów, bo takie materiały interesują już w tej chwili wyłącznie nielicznych maniaków?

Marek Klimonda: Album od dłuższego czasu był naszym celem. Mieliśmy dosyć materiału i możliwości by w końcu ten cel osiągnąć, więc nie było się już nad czym zastanawiać.
W sumie przy samodzielnym wydawaniu płyt nagrywanie demo innego niż nagranie na potrzeby zespołu i tak nie ma większego sensu, bo skoro nie rozsyłacie demówek do potencjalnych wydawców, to po prostu nie są one potrzebne?

Marek Klimonda: W naszej ocenie długogrający materiał daje wiele nowych możliwości jeśli chodzi o promocję zespołu. Również dla słuchacza może oznaczać prawdziwą przygodę z naszą muzyką, a nie tylko jej namiastkę. Do tego wydając ją sami w pewien sposób jesteśmy niezależni i możemy działać dokładnie tak jak sami tego chcemy.
Jak na debiutujący na poważniejszą skalę zespół reprezentujecie już całkiem wysoki poziom, macie w dorobku pierwszą, udaną płytę. Nasuwa się jednak pytanie co dalej, bo owszem, „The Metal Age” nieźle rokuje wam na przyszłość, ale wiemy doskonale jak wyglądają realia naszego muzycznego rynku, szczególnie w przypadku podziemnych grup – jak to widzicie, co planujecie?

Marek Klimonda: Dziękujemy! W najbliższym czasie pojawi się lyric video do utworu „Crimson Rider”, planujemy nakręcić klip do numeru „Wraith”, oraz promować „The Metal Age” na koncertach. Czekamy na kilka recenzji albumu, oraz rozpoczęliśmy pracę nad nowym materiałem.
Teraz doszła do tego jeszcze pandemia koronawirusa, tak więc sytuacja robi się wręcz tragiczna – nie ma koncertów, a jeśli ten stan rzeczy potrwa dłużej, to branża może przeżyć prawdziwe załamanie, czego skutki mogą być naprawdę fatalne, bez względu na to, czy dotkną bardzo znane, czy młode zespoły. Liczycie, że za jakiś czas sytuacja unormuje się na tyle, że będziecie mogli zacząć promować live, chociaż z opóźnieniem, wasz debiutancki album?

Marek Klimonda: Wszyscy odczuwamy zmiany spowodowane koronawirusem. Z racji tego co dzieje się obecnie najbliższe koncerty musieliśmy już odwołać, kolejne stoją pod znakiem zapytania. Mamy wprawę w przechodzeniu ciężkich czasów, więc myślimy że po tym wszystkim uderzymy z podwójną mocą!
Póki co fani metalu mogą więc oglądać teledysk „The Little Boy”, słuchać waszej muzyki w sieci i zamawiać płytę za pośrednictwem zespołowego profilu na Facebooku?
Marek Klimonda: Tak jest! Zachęcamy wszystkich do zapoznania się z „The Metal Age”. Dziękujemy za przygotowanie wywiadu, oraz pozdrawiamy całą ekipę Heavy Metal Pages, a także wszystkich czytelników!

Wojciech Chamryk

rightslider_002.png rightslider_004.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4990476
DzisiajDzisiaj1515
WczorajWczoraj3581
Ten tydzieńTen tydzień13110
Ten miesiącTen miesiąc73309
WszystkieWszystkie4990476
3.85.215.164