Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Muzyka wnętrza” (Okrütnik)

           

Okrütnik to młody zespół, hołdujący tradycyjnemu metalowi w najbardziej klasycznej postaci. Ich debiutancki album „Legion antychrysta” to kawał solidnego, a momentami nawet porywającego grania, brzmiącego niczym płyta z 1985 roku. Gitarzysta Eryk Kula opowiada nam o kulisach powstania tego materiału, fascynacji różnymi odmianami metalu i latami 80. jako takimi, wykorzystanym w logo umlaucie oraz dlaczego nie lubi określenia pozer.

            

HMP: Ze względów zawodowych jestem dość dobrze zorientowany w różnych doniesieniach medialnych, ale jakoś nie przypominam sobie informacji, że w Kotlinie odkryto ostatnio funkcjonujący wehikuł czasu. Tymczasem zawartość waszej debiutanckiej płyty potwierdza, że coś takiego jednak musiało mieć miejsce, jednak umknęło uwadze prasy? (śmiech)

Eryk Kula: To prawda. Muzycznie i emocjonalnie żyjemy w latach 80. i 90. XX wieku. Postanowiliśmy stworzyć muzykę, która ukaże nasze wnętrze. Znajdują się tam muzyczne inspiracje od Japonii, Europy po USA. Gościnnie zagrał również nasz przyjaciel Elias z Chile, więc jest mnogość inspiracji i wpływów.

Czemu wybraliście akurat połowę lat 80.? Nigdy nie korciło was, by zacząć grać na przykład hard rocka jak wczesny Black Sabbath, wrócić do korzeni gatunku?

Lata 80. są dla nas czymś bardzo ważnym, głównie ze względu na zespoły, których zaczęliśmy słuchać jako małe dzieciaki. Wszystkie z nich, na przykład Megadeth, Turbo, Iron Maiden (to akurat nie jest dobry przykład, bo ten zespół powstał w połowie lat 70. – przyp. red.) zaczęły karierę właśnie wtedy. Mamy ogromny sentyment do lat 70. – nasz gitarzysta bardzo lubi Styx, Teda Nugenta i inne zespoły amerykańskiej sceny. Jesteśmy też fanami tych brytyjskich, przede wszystkim Black Sabbath i Led Zeppelin. Natomiast to właśnie lata 80. były dla nas wzorem i ten styl bycia najbardziej nam odpowiadał.

Tradycyjnego metalu z ósmej dekady minionego wieku nikt jeszcze nie określa mianem nurtu retro, tak jak w przypadku zespołów inspirujących się muzyką hard czy progresywną z lat 70. Nie da się jednak nie zauważyć, że nie są to jakoś bardzo aktualne dźwięki, niczego nowego nie da się tu już wymyślić. Mimo to chcieliście grać jak stary Kat, nie jak Odraza?

Brzmienie obecnego metalu wydaje nam się bardzo sztuczne, oczywiście z wyjątkami. Wiąże się to przede wszystkim z tym, jak w latach 80. afirmowano życie. To było coś więcej niż muzyka, towarzyszył temu bardzo oryginalny klimat, styl i wolność. Rock 'n' roll jest sformułowaniem, które w obecnym czasie zanika, oczywiście odnosząc się do stylu życia muzyków z zespołów rockowych i metalowych. Ludzie są pełni uprzedzeń, strachu, to jeden z powodów dlaczego nastolatkowie mają gdzieś tę muzykę, ona często nie oferuje nic poza tym właśnie muzycznym przeżyciem, a bardzo ważne było to poczucie przynależności i po prostu bycie cool. My tym żyjemy, kochamy to co robili goście pokroju Mötley Crüe i tak dalej. To było prawdziwe.

Jesteście bardzo młodymi ludźmi – co urzekło was w tej muzyce sprzed lat? Energia, szczerość, bezkompromisowość, możliwość wyrażenia siebie w takiej właśnie formie?

Na pewno każdy z tych elementów był dla nas bardzo ważny. Zaczynaliśmy słuchać tej muzyki będąc w bardzo młodym wieku. Kiedy oglądasz koncerty zespołów metalowych z lat 80. i 90. uderza w ciebie to, jacy ci goście byli świetni. Była na nas ogromna presja, w Polsce chłopak z długimi włosami, albo w ogóle ktoś, kto słucha innej muzyki niż popularna jest w jakimś stopniu persona non grata. Ksenofobia naszego społeczeństwa względem innych subkultur, stylów jest ogromna. Wobec ogromnej niechęci zostają tylko najsilniejsi lub wyalienowani. Szkoda, że ci którzy zostają zajmują się sprzeczaniem się o to kto jest pozerem, a kto nie, co dodatkowo odrzuca nowych słuchaczy. My wracamy do lat 80., wtedy każdy był przede wszystkim sobą.

Teraz metal też jest na przeciwnym biegunie od mainstreamowych propozycji, ale kiedyś chyba było łatwiej się przebić, bo mimo braku internetu, narzędzia nad wyraz przydatnego w promocji, zespołów było jednak zdecydowanie mniej?

Trzeba rozróżnić tu pewne okresy. W Polsce w latach 80. i 90. było bardzo mało źródeł informacji na temat zachodniej muzyki, środków finansowych na sprzęt. Definiowało to poziom naszej kultury i muzyki. Oczywiście łatwiej było się wtedy przebić, bo zespołów trzymających jakikolwiek poziom muzyczny było bardzo mało. W latach 2000 i minionej dekadzie wydaje nam się, że było dużo trudniej, gdyż społeczeństwo w naszym kraju było trochę inne, co za tym idzie bardziej uprzedzone. Obecnie widzimy zmianę poprzez naszych znajomych, często młodszych od nas, że powstaje powoli dużo mniejsza, ale jednak nowa grupa metalowców, którzy mają w poważaniu uprzedzenia tej poprzedniej generacji. Z tego powodu jest łatwiej, jest mniej zawiści, więcej pozytywnych emocji. Ten fakt bardzo cieszy.

Stąd Okrütnik, nie zwyczajny Okrutnik, nazwa z tym umlautem jest bardziej metalowa, dobrze kojarząc się choćby z Motörhead, Queensrÿche czy Mötley Crüe?

W zasadzie to był zabieg czysto wizualny. Metalowy umlaut faktycznie istnieje i bardzo cieszy nas fakt bycia kolejnym zespołem z tym elementem obok przez ciebie wymienionych.

Kiedyś było też prościej o tyle, że na płytowych składankach pojawiały się również metalowe numery, podobnie było na listach przebojów czy tych radiowych, choćby naszej Trójkowej. Teraz wszystko jest sprofilowane, podporządkowane jakimś algorytmom, więc de facto macie szansę dotrzeć tylko do fanów takich dźwięków. Uważacie to za plus czy minus, skoro pewnie i tak gawiedź oddająca się pląsom przy muzykopodobnych dźwiękach disco polo uznałaby zawartość waszej debiutanckiej płyty „Legion antychrysta” za zbyt mocną, trudną i w dodatku obrazoburczą?

Nasza muzyka raczej nie trafiłaby na listy przebojów, przynajmniej nie liczylibyśmy na to. Bardzo pomagają platformy streamingowe, gdzie faktycznie tworzy się coś swego rodzaju składanek, w postaci playlist. Jest to fakt, który bardzo nam pomaga w propagowaniu naszej muzyki. Masz rację, że dla wielu osób antychrześcijański mianownik naszej muzyki budzi pewnego rodzaju negatywne emocje, ale taki zawsze był metal i rock. Może nie trafiamy na listy przebojów w mainstreamowym radio, ale większość popularnych raperów też tam nie trafia. Tworzy się niestety swoista polaryzacja na ludzi słuchających topowych stacji radiowych z reklamami i niezależnych. Każdy wybiera co chce.

Znowu więc zabrzmię jak zgrzybiały staruszek, powtarzający z uporem maniaka, że kiedyś to dopiero było, ale to fakt, bo pamiętam występ Kata na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, co teraz byłoby nie do pomyślenia?

Znany nam jest ten koncert. Był to na polską skalę fenomen podobny do gal MTV w USA, gdzie grały metalowe zespoły. Niestety w Polsce metal nie jest tak ważną częścią kultury, jak chociażby w Niemczech. Wydaje nam się, że w obecnej sytuacji żadna z telewizji nie chce być na tyle radykalna, żeby zapraszać na antenę muzyków sceny metalowej. Doskonale znamy przykłady tego jak obecnie Telewizja Publiczna traktuje artystów puszczając hymny pokroju „Dorosłych dzieci” zespołu Turbo bez ich zgody. Można sparafrazować słynne powiedzenie: a kto by jeszcze chciał grać dla TVP.

Od początku założyliście, że waszym głównym celem będzie długogrający debiut, te wcześniejsze, krótsze materiały miały poboczny-promocyjny charakter, były zajawką tej dużej płyty?

Nagrywanie EP i singla było dla nas naturalne, chcieliśmy pokazać ludziom, że istniejemy. Na pewno myśleliśmy o tym, że kiedyś wydamy album, aczkolwiek przyszło to zdecydowanie niespodziewanie. Pierwsze wersje płyty były po prostu zbieraniem utworów, graliśmy wtedy w innym składzie, który na szczęście nie przetrwał, więc kawałki które chcieliśmy nagrać dla naszej pamięci okazały się naszą pierwszą płytą.

Pojawienie się na scenie u boku Turbo podczas trasy „The Last Warrior Tour” i reakcje publiczności utwierdziły was w przekonaniu, że idziecie w dobrym kierunku?

W zasadzie trafiliśmy na idealny moment. Trasa „The Last Warrior Tour” była swoistym metalowym, koncertowym młotem. Graliśmy u boku metalowego Hellhaim i Turbo, które grało swój najcięższy materiał, więc i publika była w stanie nas znosić (śmiech). Zdecydowanie bez tego wielkiego przeżycia nie byłoby nas w tym samym punkcie. Zespołowi, który gra parę koncertów w roku po okolicy łatwo się rozpaść i nie traktować swojej muzyki poważnie. To czego dokonaliśmy dzięki trasie z Turbo wzniosło nas na kompletnie innym poziom. Z perspektywy czasu, kiedy patrzymy na inne zespoły, często powtarzające, że przecież nie da się nic zrobić, jest dla nich tylko jedna odpowiedź: trzeba próbować, grać i nie myśleć o tym jak jest beznadziejnie. Trasa dla takiego młodego zespołu jest wielkim ryzykiem. Może to być początkiem końca, ale też początkiem kariery. Na szczęście byliśmy na tyle silni, że trwamy dalej i będziemy trwać.

Heavy, speed, wczesny black, do tego kilka dość długich, nie bazujących wyłącznie na łojeniu, kompozycji – w żadnym razie nie chcieliście się tu ograniczać, metal nie musi być tożsamy z ograniczonymi horyzontami?

Bierzemy pod uwagę wiele różnych kierunków. Obecnie elementem poważnie blokującym młode zespoły są bardzo wąskie inspiracje. Doskonale wiemy, jest dostęp do wszelkich materiałów, można dotrzeć do każdego zespołu nawet z małego brazylijskiego miasta. Problemem jest to, że każdy chce grać jak Metallica, Slayer, Iron Maiden, wiele tych zespołów można wymienić. Sumując je wszystkie widzimy jak bardzo ograniczony jest to zasób stylów. Wszyscy w naszym zespole są obecni w niszowej muzyce, nie tylko metalowej. Prawdopodobnie właśnie ten fakt przyczynia się do tego, że po prostu podchodzimy do metalu z swego rodzaju świeżością, ale też bardzo eksperymentalnym brzmieniem. Ta równowaga jest bardzo ważna.
Słuchając „Legionu antychrysta” jestem więcej niż pewny, że zależało wam na surowym, organicznym brzmieniu, jakże odmiennym od obecnej, metalowej średniej – triggery, nadmierna kompresja i inne bajery bezpłciowego, cyfrowego soundu są dobre dla pozerów?

Bardzo nie lubimy słowa pozer. Każda muzyka ma swoich odbiorców, swoje charakterystyki i styl. Jeżeli niczego nie udajesz, robisz coś bo kochasz to dlaczego nazywają cię pozerem (śmiech). Z naszej perspektywy to brzmienie, które uzyskaliśmy nie jest pozbawione nowoczesnych rozwiązań. Dobrym przykładem jest to, że brzmienie gitar jest nagrane bez użycia analogowych wzmacniaczy. Nowinki technologiczne są bardzo pomocne, trzeba tylko wybrać odpowiednią drogę. W produkcji albumu nie skupialiśmy się na żadnych poradnikach, to była kwestia słuchu. Pod pewnym względem, kiedy idziesz do studia musisz być świadomy charakterystycznego brzmienia danego inżyniera. Są trendy, które powodują że wielu artystów kreuje bardzo powtarzalny dźwięk, czasami warto zrobić coś samemu. Masz wtedy gwarancje, że będziesz brzmiał bardzo oryginalnie.

Tadeusz Miciński czy Roman Kostrzewski mogliby być dumni z waszych mrocznych, nieoczywistych tekstów. Co ciekawe nie są one wyłącznie „diabelskie”, bo taki „Wrześniowe popołudnie rzeźnika '52” traktuje o Józefie Cyppku – temat seryjnych morderców dla metalowego zespołu jest zawsze ciekawy, zwłaszcza kiedy nie został wcześniej wykorzystany?

Tekst do utworu numer 8 płyty to było dla nas coś bardzo wyjątkowego. Na próbach tak naprawdę nie zrozumieliśmy nawet jednego słowa, kiedy nasz wokalista Michał to śpiewał. Temat tekstów Okrütnika jest bardzo szeroki, w pewnym sensie na tym opiera się klimat naszego zespołu. Właśnie ten specyficzny charakter mrocznych historii naszego kraju, dziwnych opowieści to nasza tożsamość. Niestety ze względu na pandemię nie mieliśmy okazji grać „Wrześniowego popołudnia rzeźnika '52” w Szczecinie, ale to na pewno będzie bardzo ciekawe doświadczenie. Pozdrawiamy wszystkich mieszkańców Niebuszewa.

Wydanie w ubiegłym roku balladowego utworu „Portret trumienny, a na grobach kwiaty” na singlu to przypadek, czy celowo jako pierwszy udostępniliście lżejszy utwór, żeby nie zrazić od razu wszystkich? (śmiech)

Z perspektywy czasu postrzegamy to na pewno jako jeden z błędów, aczkolwiek był to w naszych oczach jeden z najlepszych utworów. Walczyliśmy wtedy niejako z formą, którą chcielibyśmy tworzyć i efektem tego była ta ballada. Z bieżącym doświadczeniem nagralibyśmy inny kawałek, bardziej metalowy, ale czasu nie da się cofnąć, a wielu słuchaczom ballada się podoba. Zdecydowaliśmy się nagrać ją jeszcze raz na album, zagrać wolniej i dodać jej trochę więcej mroku. Nagranie tego utworu utwierdziło nas, że nie pasujemy do studyjnego brzmienia. (śmiech)

Mamy rok 2020, znaczenie wytwórni płytowej w tradycyjnej formie znacznie zmalało, jednak wasz debiut ukazał się nakładem Ossuary Records. Czym Mateusz was skusił, propozycją wydania nie tylko CD, ale też kasety?

Wytwórnia dała nam bardzo dużo. Przede wszystkim to miejsce, które skupia wielu wykonawców, co dodatkowo wpływa na promocję. Jesteśmy bardzo zadowoleni z naszego miejsca w Ossuary Records. W planach na początku było wydanie materiału samodzielnie, ale nie pociągnęłoby to za sobą tak dużej promocji i jakości w produkcie, którym stał się album. Kaseta była naprawdę fajnym pomysłem, który oczywiście był w naszych głowach wcześniej, ale raczej nie zdecydowalibyśmy się na to gdyby nie propozycja Mateusza. Możliwe, że w niedalekiej przyszłości pojawi się również winyl. Dla osób, które nie słuchały naszego materiału na kasecie mamy informacje, że różni on się nieco od wersji CD i może wam dać trochę głębsze wrażenia.

Fizyczne nośniki dźwięku mają jeszcze jakiekolwiek znaczenie dla młodego pokolenia, zbieracie płyty winylowe, kompakty i kasety?

Nie tylko my, ale i ogromne grono naszych rówieśników zbiera płyty. Dla starszego pokolenia z jednej strony był to kult, ale nie da się zniwelować faktu, że była to też jedyna możliwość przechowywania i odczytywania dźwięków. Obecnie bardzo popularne są platformy streamingowe typu Spotify. Co ciekawe większość osób, które kupują wersje elektroniczne naszego wydawnictwa to nie są młodzi ludzie. Oczywiście widzimy, że mimo posiadania płyt, odsłuchujemy je również na Spotify. Jest to na pewno bardzo wygodne, zwłaszcza kiedy masz w zasobie rzadką płytę, szkoda aby utknęła w komputerze czy w radio.

Czyli kolekcjonowanie płyt jest to pasja niezależna od wieku, a zalety streamingu nie przysłaniają licznych walorów fizycznych wydawnictw?

Przede wszystkim streaming nie daję tej satysfakcji, którą daje ci przedmiot. Jest to na pewno bardzo osobista percepcja, ale kupując płytę masz coś więcej, booklet, z którego można dowiedzieć się fajnych ciekawostek. Tradycyjne nośniki są niejako kultem, ale też przedmiotem tożsamości. Wielką zaletą streamingów jest możliwość rozszerzania swoich muzycznych horyzontów, to coś co uwielbiamy. Każde rozwiązanie ma swoje dobre i złe strony.

Sytuacja jest jaka jest, o koncertach w najbliższym czasie nie ma raczej mowy. Jak zamierzacie więc promować „Legion antychrysta”, żeby usłyszało o tej płycie jak najwięcej ludzi?

Nasze plany obejmują głównie promocję w internecie. W tym aspekcie bardzo pomocne jest wsparcie wytwórni. Mamy nadzieje, że koncerty ruszą niedługo, ale prawdopodobnie zanim ten fakt nastanie wydamy nowy singiel. Czekamy na powrót do normalności, będzie bardzo fajnie zagrać ten materiał dla szerszej publiczności, która poznała nas dzięki naszemu pierwszemu wydawnictwu. Dziękujemy za wywiad.
Wojciech Chamryk

rightslider_003.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png

Goście

4987195
DzisiajDzisiaj1815
WczorajWczoraj2630
Ten tydzieńTen tydzień9829
Ten miesiącTen miesiąc70028
WszystkieWszystkie4987195
3.237.186.170