Evildead, Powerstroke - Poznań - 9.08.2023
Evildead, Powerstroke - Klub Pod Minogą, Poznań - 9 sierpnia 2023
Po prostu… Annihilation Of Poznań!
Zanim kalifornijski Evildead urwał mi łeb, na scenie pojawił się zespół z kraju grubszych frytek czyli belgijski Powerstroke. Piątka sympatycznych mężczyzn postanowiła dać mi po uszach mieszanką groove’u i jakiegoś czegoś -core, co na dłuższą metę smakowało średnio. Kompletnie nie mój świat, choć starali się mocno, abym występ zapamiętał – basista i wokalista ochoczo zeskakiwali ze sceny z zamiarem sprokurowania mosh pitu. Instrumentalnie to fragmentami mógłbym przymknąć ucho, ale za te rozmarzone wokale do ciężkich (powiedzmy) gitar to powinni bez ostrzeżenia wywalać korki. Mimo wszystko jednak sporo osób bujało się w tych rytmach, więc zawsze istnieje ewentualność, że to ja się nie znam.
Na szczęście czas biegnie w swoim tempie. Kiedy wskazówki ustawiły się w pozycji mała na dziewiątce, a duża na dwójce, zapaliły się światła i Belgowie zaczęli zbierać swoje klamoty robiąc miejsce dla amerykanów. W końcu przyszedł ten moment – pierwszy raz w Polsce Evildead rozpoczęło swój show! Od pierwszych sekund czuć było niesamowitą atmosferę. Klimat na sali zmienił się o 180 stopni i przyniósł uderzenie bezlitosnego, thrashowego huraganu, połączonego z gradem wielkości kapusty! Podmuchy riffów wyginały karki – gitarzyści Juan Garcia i Albert Gonzales cięli równo. Ich partie szatkowały powietrze wprawiając w ruch młyn, którego moc już na samym początku koncertu przekroczyła bufor bezpieczeństwa! Bardzo aktywny i uśmiechnięty Karlos Medina na gryfie swojego basu wyczyniał cuda doprowadzając czasem palce do iście gimnastycznych układów. Głównie jednak wtórował gęstym akompaniamentem dla schowanego z tyłu Roba Alaniza, którego szybkie uderzenia wprawiały w ruch tłoki maszyny. No i Phil Flores wykrzykujący linijki tekstów z mocą potężnego, stolarskiego takera, wyraźnie poruszony przyjęciem przez opętaną thrashem publikę.
Repertuar opierał się na klasykach i garści kawałków z świetnego powrotu po latach, jakim niewątpliwie jest „United States Of Anarchy”. Usłyszeć można było też premierowy singiel „Bathe Of Fire”, który utrzymany w dość nietypowym rytmie zapowiada zbliżający się wielkimi krokami najnowszy materiał. Każdy numer wystrzeliwany ze sceny przeszywał na wylot, druzgocąc po drodze narządy i układ nerwowy. Do tego jeszcze ten kameralny klimat panujący w klubie. Muzycy nie są tu na wyciągnięcie ręki, a raczej na dotknięcie palcem, co znacznie zacieśnia przestrzeń, dając możliwość absolutnie wyjątkowych przeżyć.
Po wczorajszej dawce energii i totalnej dziczyzny, ale również szczerej serdeczności członków zespołu, nie mogę się już doczekać kolejnego spotkania z Evildead. Ze znajomymi ucięliśmy sobie rozmowę z Albertem Gonzalesem, w której między innymi napomknął, że z przyjemnością wrócą do Polski. Pozostaje więc tylko czekać!
Adam Widełka