Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Podświadoma ucieczka od rzeczywistości” (Naked Root)

           

Naked Root kontynuują swą muzyczną podróż, proponując coraz bardziej urozmaicone spojrzenie na ciężką muzykę. „Hipnagogia” jest najbardziej dojrzałym albumem w karierze łódzkiej formacji i dowodem jej poszukiwań muzyczno-tekstowych. Dlatego ucięliśmy sobie dłuższą pogawędkę z klawiszowcem Arkiem Wieczorkowskim, gitarzystą Tomkiem Krawczykiem i basistą Tomkiem Hubickim.

         
HMP: Wasz drugi album „The Maze”, wydany wiosną 2020 roku, właściwie przepadł, bo promując go zagraliście zaledwie kilka koncertów, a i to już w tym późniejszym okresie, kiedy już mało kto pamiętał, że wydaliście taką płytę, mimo działań w sieci czy obecności waszych piosenek w stacjach radiowych. Uznaliście więc, że nie ma co oglądać się za siebie, bo przecież w takiej samej sytuacji było też wiele innych zespołów, ale trzeba iść do przodu i przygotować kolejny materiał?

A.W.: My chyba w ogóle niespecjalnie oglądamy się za siebie i nie rozpamiętujemy, czy zrobiliśmy dobrze czy źle, tylko cały czas robimy to, co lubimy: tworzymy i gramy muzykę i staramy się to robić najlepiej jak potrafimy. W czasie lockdownu wszystko zamarło; nie było możliwości koncertowania czy nawet spotykania się na próbach, więc przystopowaliśmy. Kiedy sytuacja zaczęła wracać do normy, my również wróciliśmy do grania i zaczęliśmy tworzyć nowy materiał.

Istniejecie już od kilkunastu lat, a do tego zakładając Naked Root nie byliście debiutantami, tak więc nie możecie narzekać na brak doświadczenia. To wszystko sprawia, że stworzenie kolejnego zestawu utworów na następną płytę nie było dla was zapewne jakimś szczególnym wyzwaniem, mimo generalnie trudnego czasu, w jakim ona powstawała?

T.K.: Można przyjąć, że gramy już z sobą na tyle długo, że wypracowaliśmy sposób działania, dzięki któremu powstają nowe kawałki. Z tym, że nie jesteśmy fabryką muzyki, nie zakładamy sobie planów typu „teraz napiszemy radiowy hit”. Nasz proces twórczy wygląda zwykle tak, że pojawia się gitarowy riff, fragment harmonii czy linii melodycznej i potem dalej nad tym pracujemy, kombinujemy i rozwijamy to. Przy czym łatwo jest napisać „pojawia się”, ale to jest ten najbardziej nieprzewidywalny element, biorący się z godzin spędzonych na poszukiwaniach przy klawiaturze czy gitarze.

A.W.: Jeśli chodzi o czas, kiedy materiał powstawał, to w zasadzie rok 2020 był stracony, zaczęliśmy tak na dobre wracać do normalnego działania od połowy 2021, a do wiosny 2023 mieliśmy gotowe utwory i umawialiśmy się na wejście do studia latem.

Czyli z nagraniami poczekaliście do zupełnego unormowania się sytuacji, również koncertowej - jedna stracona w wymiarze live płyta w zupełności wystarczy?

T.K.: Pewnie, że nie chcielibyśmy aby powtórzyła się sytuacja, w której wydajemy płytę, a potem przez ponad rok nie możemy grać koncertów. Tylko czy w dzisiejszych czasach można być pewnym że będzie normalnie i spokojnie? Z nagraniami czekaliśmy tak długo, aby być przekonanymi, że jesteśmy do nich dobrze przygotowani: mamy gotowy materiał, wiemy jak chcemy go zagrać i jak ma zabrzmieć.

Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, ile czasu i pracy, że nie wspomnę już o nakładach finansowych, pochłania stworzenie i nagranie albumu - nie mieliście w związku z tym momentu zawahania co do dalszego funkcjonowania zespołu, kiedy wyszło „The Maze” i nie mogliście podzielić się tą płytą ze wszystkimi, do których mogła ona potencjalnie dotrzeć?

A.W.: Nie, nie mieliśmy wątpliwości co do funkcjonowania zespołu, chyba za bardzo lubimy to co robimy (śmiech). Owszem, kiedy świat się zatrzymał, to i my chyba trochę się rozleniwiliśmy, ale wróciliśmy do działania.

Czasu na komponowanie mieliście sporo, kolejne etapy również trwały dość długo - to dlatego efektem końcowym tej pracy jest najbardziej zróżnicowany album w waszym dorobku, skrzący się różnymi barwami, mimo wciąż słyszalnego rdzenia hard 'n' heavy?

T.H.: Myślę, że te zróżnicowane brzmienia, barwy i klimaty to głównie zasługa wielu godzin poświęconych przez Tomka i Arka, a także Jolę, na poszukiwania muzyczne w domowym studiu. Na próbach ogrywaliśmy pomysły już w pełnym zespołowym brzmieniu, dokładaliśmy pomysły z sekcji rytmicznej i tak w końcu powstał materiał na płytę. Rzeczywiście, nie spieszyliśmy się z przygotowaniem, dopieszczaliśmy utwory, o nagraniach zaczęliśmy myśleć dopiero kiedy mieliśmy gotowe już chyba 90% tego, co miało znaleźć się na płycie.

Zauważalnie skróciliście też utwory, a do tego niektóre z nich, jak choćby „Bez wytchnienia”, mają iście radiowy potencjał - wciąż próbujecie promować swą muzykę również w eterze, bo w obecnych czasach trzeba docierać do potencjalnych słuchaczy w każdy możliwy sposób?

T.H.: Tworząc muzykę i aranże na płytę raczej nie dopasowujemy się do formatów radiowych, układamy je tak jak się nam podoba. Wyjątkiem jest utwór „Bez wytchnienia”, który wydaliśmy w 2022 roku jako singiel - w tym wypadku rzeczywiście braliśmy pod uwagę, że powinien być „radiowo kompatybilny” (śmiech). Kawałki na płycie są krótsze, bo takie formy wydawały się nam OK, bez zbędnego „lania wody”. Oczywiście cieszymy się, kiedy nasza muzyka pojawia się w radiu, ale wydaje mi się, że rockowe granie, zwłaszcza w nieco cięższym klimacie, ma niewielkie szanse zaistnienia w mainstreamowych stacjach, więc dopasowywanie się na siłę do takich formatów nie miałoby chyba sensu – jeżeli stacja radiowa gra rocka, to zagra i kawałek, który ma pięć minut.

Ale, jakby na przekór, teledysk nakręciliście do numeru „Ta noc”, surowego i mrocznego - można eksperymentować, szukać nowych rozwiązań, ale ciężki rock wciąż jest dla was podstawą i zarazem wyznacznikiem stylu Naked Root?

T.K.: Jak wspomniał Tomek, typowo radiowy „Bez wytchnienia” został wydany jako singiel już wcześniej, więc sięgnęliśmy po inny utwór z płyty. Trzeba przyznać, że długo się zastanawialiśmy, który numer wybrać, ostatecznie padło na „Ta noc”. Wybór okazał się dobry, kawałek zebrał dużo pozytywnych komentarzy i chyba dobrze oddaje główne brzmienie płyty – dość ciężki, mroczny rockowy klimat. Tak, ciężkie rockowe granie to właśnie główny nurt brzmienia Naked Root, chociaż chętnie skręcamy też w inne strony, żeby nie nużyć siebie i odbiorców. (śmiech)

Będą kolejne clipy, żeby pociągnąć temat dalej, kiedy ta forma promocji zdaje się przeżywać renesans?

T.K.: Oczywiście myślimy o kolejnym klipie, bo wyraźnie widać, że utwory promowane w ten sposób mają zdecydowanie lepszy i szerszy odbiór niż tylko sama muzyka – świat stał się mocno „obrazkowy” i raczej nic na to nie poradzimy. Kiedy natomiast uda nam się ten klip zrealizować – na razie trudno powiedzieć.

Kolejna zmiana jest taka, że „Hipnagogia” to płyta w całości zaśpiewana po polsku. Porzuciliście język angielski na dobre, czy to wybór podyktowany tematyką tego wydawnictwa?

A.W.: Po wydaniu „The Maze”, a także jeszcze wcześniej, na koncertach, mieliśmy często pytania, czy nie moglibyśmy grać kawałków po polsku, dla pełniejszego odbioru utworów. Zauważyliśmy też w stacjach radiowych trend, który można by nazwać, przywołując hasło z zamierzchłych czasów: „Polska młodzież śpiewa polskie piosenki” (śmiech) – czyli polskie zespoły grane są chętniej, kiedy ich utwory są po polsku. Kiedy więc Jola zaczęła pisać polskie teksty do nowych utworów, stwierdziliśmy: „idziemy w to”. Co będzie dalej z warstwą tekstową Naked Root – zobaczymy. Zabawne jest to, że na naszym kanale YouTube pod klipem „Ta noc” jest trochę komentarzy po angielsku, w tym kilka mówiących mniej więcej: „Fajny numer, gdyby tak jeszcze było wiadomo o czym jest tekst…” (śmiech)

Hipnagogia to coś, czego doświadczamy w momencie zasypiania, szczególne doznania-omamy przy przechodzeniu z fazy czuwania do snu. Skąd pomysł na teksty o takiej właśnie tematyce, której tak właściwie nie zabrakło też na poprzedniej płycie, by przypomnieć „Howling Moon”?

T.H.: Trudno powiedzieć, skąd bierze się taki, a nie inny temat w tekście kawałka. Tropem może być to, że teksty powstawały do już istniejącej muzyki, która inspirowała nastrój i klimat. Może też pewne odrealnienie tematyki wynika z podświadomej ucieczki od rzeczywistości? Tym bardziej, że były one tworzone w czasach pandemii. W każdym razie nie było żadnego z góry założonego tematu tekstów, tak po prostu wyszło.

Język angielski bez wątpienia jest bardziej, że tak to określę, rockowy, a do tego uniwersalny, ale w kwestii interpretacji, szczególnie takich tekstów, te pisane po polsku dają chyba większe możliwości wyrażenia siebie, oddania emocji i podzielenia się nimi ze słuchaczami?

A.W.: Na pewno tak; można też dodać, że i Joli chyba łatwiej jest się wczuć w interpretacje tekstów, które sama napisała. Mieliśmy ciekawy przykład przy nagrywaniu drugiej płyty i ballady „Dolina snów”/„Stardust” - po angielsku wokal wymagał wielu poprawek, po polsku Jola za pierwszym razem zaśpiewała taką wersję, że drugie podejście było już tylko „na wszelki wypadek”.

Czy „Hipnagogia” jest albumem koncepcyjnym, co zdają się dobitniej sugerować podtytuły „Lęk I” i „Lęk II” przy „Zjawie” i „Kacie” oraz brak kompozycji tytułowej, skoro „Ta noc” opowiada o relacjach damsko-męskich, bez uciekania się do przeżyć na krawędzi jawy i snu, a „Mgła” zdaje się, dotyczy uzależnienia?

T.H.: Nie, to nie jest typowy album koncepcyjny. Każdy kawałek i tekst do niego powstawał zupełnie niezależnie. Dopiero przed nagraniami, kiedy mieliśmy całość materiału zaczęliśmy się zastanawiać: jak w dwóch zdaniach opisać, o czym jest ta płyta? Najlepiej oddaje to tekst, który pojawia się w materiałach promocyjnych: „Dominującym motywem jest stan zawieszenia między światem realnym a sennymi marzeniami i koszmarami, oderwanie od rzeczywistości, ucieczka w świat wirtualny czy też narkotyczny trans. W tekstach przewijają się również motywy rozterek powodowanych przez sprzeczne uczucia i pragnienia, poszukiwania właściwej drogi oraz związanym z tym poczuciem niespełnienia, braku równowagi i spokoju ducha.”. Można więc znaleźć pewien dominujący motyw, ale są też odstępstwa od niego, jak choćby „Ta noc”. „Mgła” rzeczywiście opowiada o narkotykowym ciągu, z kolei „Ciemna sieć” o coraz bardziej wciągającym nas wirtualnym świecie, ale te utwory można zaliczyć do tematu oderwania od realnego świata, więc nawiązują do motywów przewodnich płyty.

„The Maze” również nie jest takim klasycznym konceptem, chociaż teksty na tej płycie układają się w całość - czyżby tego typu zabiegi stawały się waszym znakiem rozpoznawczym?  

T.K.: Może w naszym przypadku bierze się to stąd, że przed nagrywaniem dwóch ostatnich płyt robiliśmy podsumowanie materiału, w tym tekstów, które mają znaleźć się na płycie i zastanawialiśmy się, czy jest jakiś wspólny motyw, klucz łączący utwory i znajdowaliśmy takie elementy. Zresztą, sama forma płyty powoduje, że staje się ona pewną zamkniętą całością, muzyka i teksty powstają w określonym czasie – to trochę taka kapsuła, mieszcząca w sobie elementy naszych osobowości z okresu jej powstawania.

Szczególnie w dzisiejszym, nieprzyjaznym i pełnym rozmaitych bodźców świecie ze spełnieniem, w życiu zawodowym czy osobistym, bywa różnie, trudno jest też osiągnąć spokój ducha i mentalną równowagę - czy muzyka może być jednym ze środków, które mogą być w tym pomocne?

T.H.: Ooo, to pytanie nieomal o sens życia (śmiech). Aż kusi żeby odpowiedzieć jasno i prosto: TAK! Ale rozwijając myśl: chyba trudno spotkać człowieka, w którym muzyka (różna, u każdego inna) nie wywoływałaby jakichś uczuć, nastrojów, czy choćby prostego odruchu tupania nogą do rytmu (śmiech). Można więc filozofować dalej, że chociaż muzyka nie naprawi świata, to jednak łagodzi obyczaje i czyni ten świat nieco lepszym.

Tylko pytanie, czy i na jak długo słuchacze są w stanie skupić się na świecie dźwięków, ciągle atakowani nowymi piosenkami, filmikami, etc.? Dochodzi do tego sztuczna inteligencja - czujecie się zagrożeni taką „konkurencją” jako muzycy, czy nie ma mowy o katastroficznych wizjach, sztuka tworzona przez ludzi przetrwa?

T.H.: Sztuczna inteligencja to rzeczywiście obecnie często poruszany temat. Z tego co obserwuję, są już grupy zawodowe, które mogą czuć się przez nią zagrożone. Trudno przewidzieć, czy zagrozi „ludzkim” muzykom, czy będzie w stanie tworzyć dźwięki wywołujące emocje i oddziałujące na uczucia ludzi. Nie można tego wykluczyć, na razie pewnie stanie się kolejnym narzędziem wspomagającym proces tworzenia, ale z czasem może rozwinie się tak bardzo, że stwierdzi, iż gatunek ludzki w ogóle jest zbędny i świat byłby lepszy bez niego, a następnie ten pomysł sprawnie zrealizuje…

Myślicie już o następnej płycie Naked Root, w myśl zasady, że trzeba kuć żelazo póki jest gorące, bo zespół z każdym kolejnym wydawnictwem wzbudza coraz większe zainteresowanie i szkoda byłoby to zaprzepaścić?

T.K.: Szczerze: jeszcze nie myślimy (śmiech). Na razie skupiamy się na graniu koncertów prezentując znaczą część materiału z „Hipnagogii” na żywo. O tym co dalej, pomyślimy kiedy nasycimy się koncertami; pewnie potem pojawią się kolejne pomysły, riffy, teksty, linie melodyczne…

Wojciech Chamryk

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

5061451
DzisiajDzisiaj2806
WczorajWczoraj3533
Ten tydzieńTen tydzień14930
Ten miesiącTen miesiąc65102
WszystkieWszystkie5061451
3.140.188.16