„Scena pełna świec, zapachu kadzideł, z sufitu zwisające krzyże” (Okrütnik)
Okrütnik nie zmienia obranej przez siebie drogi, a wręcz przeciwnie: będzie ją jeszcze dobitniej zaznaczał i pokazywał niedowiarkom właściwy kierunek. O tym i o nowym albumie opowie nam Eryk Kula.
HMP: Cześć, to już kolejne spotkanie na łamach HMP z formacją Okrütnik. Pierwsze było zaraz po Waszym płytowym debiucie. Trochę czasu minęło.
Eryk Kula: Siema! My nadal stoimy na scenie.
W tym roku wyszły Wasze dwa wydawnictwa, w tym jedna pozycja to płyta live. Skąd taki pomysł?
Od wydania „Legionu...” mijały kolejne lata, a my nadal pracowaliśmy nad nowym materiałem i docieraliśmy się w ramach nowego składu podczas krajowej trasy „Deszcz Metal” w 2022 roku. Nagraliśmy jeden z koncertów i stwierdziliśmy, że będzie to idealne nowe otwarcie przed pełnym albumem. Na „Rzeźni’52” pojawiły się nowe kawałki, które dały przedsmak przed nadejściem „Krwawego Pontyfikatu”. Było też kilka szlagierów z „Legionu... ”, które wielu chciało usłyszeć z wokalem Marcina. Generalnie był to udany zabieg, swoiste wyjście naprzeciw oczekiwaniom naszych odbiorców.
Płyta live to jedno, studyjna to drugie. Opowiesz nam coś o procesie powstania płyty live „Rzeźnia’52”?
Chcieliśmy wypuścić wspólne DVD z kumplami z Tassacka, ale nie udało nam się zrealizować nagrań kamer podczas całego koncertu. Postanowiliśmy wykorzystać materiał audiowizualny. Nie było w nas żadnego nastawienia w związku z nagrywaniem koncertu. Robiliśmy to tak jak na każdym z koncertów. Wyszedł z tego dobry, bluźnierczy materiał.
Powiem Ci, że płyta brzmi naprawdę profesjonalnie. Kto jest za to odpowiedzialny?
Tradycyjnie płyta powstała w naszym własnym zakresie. Całość nagrań dokonaliśmy w mojej stodole, w której od paru lat, znajduje się nasza sala prób i studio. Brzmienie tej płyty dojrzewało wraz z nami, mieliśmy bardzo dużo czasu, żeby to dopracować i nabrać dobrych inspiracji. Nie jest to jednak produkcja pozbawiona brudu i syfu. Wydaje mi się, że przez to zachowuje to pierwotna formę spójną z resztą naszego dorobku.
Jak przebiega współpraca z Ossuary Records? W poprzednim wywiadzie byłeś bardzo zadowolony.
Rozwój sceny postępuje, ale wydaje mi się, że nie jest już tak dynamiczny jak było to w okresie popandemicznym. Ossuary to według mnie najbardziej otwarty z polskich undergroundowych wydawnictw. W tym i poprzednim roku obok nas swoje krążki wypuściło sporo kapel, które totalnie skradły moje serce np. nowy Roadhog, Rascal, czy Aquilla. Cieszę się, że możemy współpracować z Mattem i nie zamierzam tego przekreślać.
Skład koncertowy jest ten sam co w studio?
Pozostajemy w niezmiennym składzie od prawie dwóch lat, co jest niezmiernie pozytywną zmianą i koniec końców otworzyło to dla nas możliwość wypuszczenia drugiego albumu. Wcześniej brakowało nam spójnej wizji, dziś jest ona bardzo jasna.
Nurtuje mnie pytanie, jak radzicie sobie z koncertami? Dużo ich gracie?
Koncertowaliśmy naprawdę sporo. W 2022 i 2023 roku byliśmy niemalże w każdym zakątku naszego kraju i w czeskiej Pradze. Nasze koncerty chcemy wypełniać elementami, które mają zostawić w uczestnikach bardzo konkretny, zapamiętywalny obraz – scena pełna świec, zapachu kadzideł, z sufitu zwisające krzyże. To wypaczony obraz chrześcijańskiej świątyni. Przykładamy obecnie wielką wagę do spektaklu, który towarzyszyć ma naszej muzyce na żywo.
Wsiadacie do auta i ruszacie w trasę? Jak to wygląda? Podziel się szczegółami na ten temat.
Mamy dobrze zgraną ekipę koncertową. Wszędzie jeździmy busem, bo zabieramy ze sobą całkiem duży bagaż i towarzystwo. Spędziliśmy ze sobą kilka długich lat i wydaje mi się, że wspólne wyjazdy przychodzą nam już praktycznie naturalnie. Z głośników leci heavy metal, a na siedzeniach wali wódą. Tak ma zostać.
OK, poproszę parę słów na temat nowego studyjnego krążka i kasety. Moim zdaniem kaseta to bardzo ważny nośnik, kolekcjonerski. Czym jest dla Was „Krwawy Pontyfikat”?
Kasety to nośnik, który szczególnie dobrze przenosi klimat naszej muzyki. Można próbować symulować brzmienie taśmy, ale nigdy nie zabrzmi to w ten określony sposób. Sami kolekcjonujemy sporo materiału na tym nośniku. Nigdy nie byłem fanem słuchania własnej twórczości i nadal nie jest to dla mnie łatwe, natomiast Krwawy Pontyfikat zadziwiająco słucham i nie denerwuje mnie tak bardzo jak wcześniejszy materiał. Jest to druga po „Death Doesn’t Wait” - produkcja Night Lorda, z której jestem zwyczajnie dumny.
Tematycznie tekstowo jest zbliżona do debiutu.
Niezwykle ważne było dla nas zachowanie spójności z „Legionem...” oraz nadanie tym tekstom jeszcze większą chamską bezpośredniość. Myślę, że nam się udało. Teksty powstawały we współpracy. Większość napisał Marcin, kilka z nich ja. Swoistym celem, krokiem milowym jest dla nas zrobienie całkowicie koncepcyjnego albumu w przyszłości.
Tak jak sam już mówiłeś, przykład idzie z muzy lat 80. ubiegłego stulecia. Moje ucho wyczuwa dużo soczystych dźwięków a la Venom?
Kult lat ‘80 to niepodważalnie podstawa dla naszego dorobku. Produkcja „Krwawego Pontyfikatu” opiewała w ogromne ilości przesłuchanych płyt. Przykładem niech będzie Venom: „Prime Evil”, czy „Cast in Stone”. Muzycznie idziemy w bardziej ekstremalnym kierunku, jednak połączenie chamskiej prostoty rock’n roll’a i satanizmu to coś co nie ma prawa się zestarzeć. Z tego powodu dekady tradycyjnego metalu pozostaną żywe, a to co buduje teraz nową scenę starej szkoły będzie powodem do dumy wśród kolejnych pokoleń.
Jesteście wierni pisaniu tekstów w ojczystym języku, chociaż styl czy raczej maniera śpiewania nie zawsze jest czytelna. Pozostaje wczytać się w Wasze teksy, aby zrozumieć przekaz. To zamierzony zabieg?
Wiele osób zarzuca nam, że teksty są niezrozumiałe ze względu na manierę lub produkcję wokalu. Jest to charakter naszej muzyki. Oczywiście zawsze może być lepiej, jednak nie jest to celem nadrzędnym. Nie mamy zamiaru chodzić do profesjonalnych usługodawców, produkujących muzykę. Możecie usłyszeć sporo tego rodzaju produkcji. Wielkomiejskie podejście jest nam obce. Naszym celem jest zrobić to wszystko na swój własny, wypaczony sposób. Nawet jeśli nie niesie to ze sobą takiej jakości, ma być po prostu autentycznie.
OK, opowiedz nam też o sprzęcie jakiego używacie, jeśli to nie tajemnica?
Podstawą naszego brzmienia na pewno są gitary. Nie trzeba ukrywać, że cenimy sobie Jacksony, jest to marka old schoolowa i po prostu świetnie brzmiąca. Cały album został nagrany na instrumentach tej marki, wraz z przystawkami Seymour Duncan Black Winter. Kwestia wzmacniaczy poprowadzona została przez dwie konstrukcje – Mesa/Boogie Mk4 i Randall V2 dopalone Tubecreamerem 808, na paczkach EVH i Carvin Legacy z klasycznym setem mikrofonów Sennheiser E906 i Shure SM57. To taka podstawa, jeśli chodzi o gitary. Bass również Jacksona z przystawkami EMG leciał przez Ampega SVT-4 na dedykowanej kolumnie 8x10 opiętej HS PR 40 i AKG D112 z odrobiną Darkglassa. Perkusja na krążku to Pearl BLX z lat 90, werbel Yamaha Tour Custom i blachy Meinla. Wokal szedł przez Rode NT2. Dużo można o tym pisać, ale wydaje mi się że to takie informacje, które zainteresowanym wystarczą.
Zmieniło się też logo nazwy. Tamto się już Wam opatrzyło?
Poprzednie logo przestało współgrać z tożsamością, którą zdążyliśmy nabyć. Zaczynaliśmy jako grupa chłopaków z małej miejscowości, której jakimś cudem udało się wejść w społeczność metalową. Nie mieliśmy obok siebie kumpli ze sceny, którzy dawaliby cenne wskazówki i wzorce. Doszliśmy do momentu, w którym chcielibyśmy widzieć siebie wśród ortodoksów heavy metalu, a logo było stylistycznie niewłaściwe. Ukazuje to w pewnym sposób nasze nowe otwarcie.
Czy Wasze wydawnictwa będą też wydane w wersji anglojęzycznej?
Ciężko stwierdzić, czy udałoby się nam pogodzić pogańską i mistyczną formę przekazu z językiem angielskim. Łatwo jest w tym zatracić tożsamość, jednak nie mogę na ten moment zdradzać szczegółów. Jedno jest pewne – nie mamy zamiaru tego spierdolić.
Wiesz, chodzi mi o np. koncerty poza granicami Polski.
Myślę, że język angielski nie jest tu największym problemem, tylko fakt, że daje on ogromny potencjał do zaniknięcia czegoś co wyjątkowe dla muzyki polskiego artysty. Dużo łatwiej trafić do odbiorców i lepiej prezentować się, kiedy twoje teksty są zrozumiałe dla fanów, ale dużo jest przykładów, które temu przeczą np. grono japońskich zespołów, które swego czasu podbijały scenę europejską. Sami mamy już za sobą pierwszy koncert za granicą i na pewno w przyszłości chcielibyśmy pokazać się na innych rynkach, nie jest to jednak naszym priorytetem.
Pociągnę temat, plany na najbliższą przyszłość: koncerty klubowe, festiwale?
Planujemy ograniczyć liczbę koncertów klubowych ponieważ szczególnie dużo daliśmy ich w ubiegłych latach. Nie oznacza to jednak, że nie będą się one pojawiać, jednak ograniczymy się do miejsc, w których albo nie byliśmy wcale albo dawno. W każdym razie na ten moment uważam, że zdecydowanie bardziej przyda nam się dalsza praca nad nowym materiałem, a nigdy koncerty nie są czynnikiem ułatwiającym tę kwestię. Nie mieliśmy nigdy szczególnie dużo do czynienia z festiwalami i raczej nie od nas zależy, jak wyglądać będzie ta kwestia w przyszłości.
Wielkie dzięki za wywiad, dzięki za to, że młodym ludziom jak Wy, jeszcze się chce.
Ave!
AnDzIA