Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

SKY – Mozart

 

(1987 Mercury/ Polygram; 2015 Remaster Esoteric Recordings/ Cherry Red Records)

Autor: Włodek Kucharek

 

sky-mozart

 

Tracklist:
1.The Marriage Of Figaro: Overture
2.Eine Kleine Nachtmusik: Rondo
3.The Marriage Of Figaro: Non So Piu, Cosa Son
4.Symphony No. 34: Last Movement
5.Symphony No. 35 (“Haffner”): Andante
6.The Magic Flute: Overture
7.Eine Kleine Nachtmusik: Romanza
8.Horn Concerto No. 4 In E: Rondo
9.Don Giovanni: La Ci Darem La Mano
10.A Musical Joke : Presto
11.Come, Sweet May
12.Alla Turka: Rondo
 
Skład:
Herbie Flowers (bas/ tuba)
Tristan Fry (perkusja)
Kevin Peek (gitary akustyczne i elektryczne)
Steve Gray (fortepian/ klawesyn/ syntezator polifoniczny)
 
Goście:
Orkiestra Academy Of ST. Martin In The Fields (dyrygent Sir Neville Marriner)
 
W mowie potocznej w języku polskim używamy czasami określenia z języka rosyjskiego, mówiąc, że mamy „zagwozdkę”, czyli problem do rozwiązania. Właśnie znalazłem się w takiej sytuacji, chcąc napisać kilka logicznych zdań na temat twórczości brytyjskiej formacji Sky, a ściślej przybliżyć zawartość ostatniego w dyskografii tego bandu albumu „Mozart”. Co wywołuje moje wątpliwości? Zasadnicza sprawa, nie wiem, z jakiego rodzaju muzyką mamy do czynienia. Gdyby ktoś próbował „poszperać” w sieci, to natknie się na tak różne ślady, że mózg się „lasuje”. W doniesieniach medialnych dotyczących muzyki z płyty „Mozart” znajdziemy terminy „rock klasyczny”, „eclectic prog”, „progrock with orchestra”, ale także „muzyka klasyczna” czy „crossover prog”. Istna mieszanina opinii, wskazująca na znaczną rozpiętość definicji stylu muzyki zawartej na dysku „Mozart”. Gdzie leży prawda? Posłuchałem dwunastu utworów tworzących program wydawnictwa, i byłoby nadużyciem, gdybym napisał, że dokładnie wiem, gdzie leży właściwa odpowiedź na wyżej postawione pytanie. Poniżej postaram się opisać zarysowany przypadek, licząc na to, że każdy z potencjalnych słuchaczy dorobku Sky, potrafił będzie na podstawie tych sugestii wyrobić sobie miarodajną opinię.
Po opuszczeniu zespołu przez klasycznego gitarzystę Johna Williama, wtedy Sky już jako kwartet wyruszył na poszukiwania nowej tożsamości artystycznej. Pierwszym owocem takiego działania był recenzowany już na łamach HMP album „The Great Balloon Race” z roku 1985. Różnił się znacząco stylem prezentowanej muzyki, brzmieniem, od pierwszych albumów. Przede wszystkim zespół zrezygnował częściowo z adaptacji muzyki klasycznej na gitarowy skład, co wcześniej stanowiło jego siłę i wyróżnik na mapie muzyki rozrywkowej. W ogóle zmienił się profil brzmieniowy grupy, w którym punkt ciężkości przeniesiony został z idealnej współpracy duetu gitar na instrumenty klawiszowe, zbliżone w wielu fragmentach charakterem dźwięków rozpropagowanym przez słynny, niemiecki rockowy team Tangerine Dream. Tym oto sposobem grupa Sky straciła bezpowrotnie to „coś”, co wyróżniało ją na tle innych zespołów uprawiających muzykę rozrywkową ze wskazaniem na mariaż dźwięków stricte rockowych i tych pochodzących z klasycznej sztuki muzycznej. W zapisie dźwiękowym „Podróży balonem” pozostały marne szczątki pięknych, czystych jak górski kryształ partii gitary klasycznej i współpracującej z nią elektrycznej. Rozplenił się za to syntezatorowy sound, doszły dotąd nieobecne wokale i wiele innych szczegółów. Wprawdzie wynik transformacji wizerunku artystycznego nie należał do najgorszych, ale budził tęsknotę za latami świetności naznaczonymi kolejnymi publikacjami fonograficznymi z numerami „Sky 1,2,3,4”.
Tytuł ostatniego rozdziału w biografii Sky „Mozart” ma jednoznaczny wydźwięk. Muzycy zabrali się za „obróbkę” niektórych fragmentów z dzieł genialnego, austriackiego kompozytora i to tych, które w przeważającej większości stanowią przeboje muzyki klasycznej. Nikt nie wyobraża sobie koncertu muzyki Mozarta bez „Eine kleine Nachtmusik”, „Czarodziejskiego fletu”, „Wesela Figaro”, opery „Don Giovanni” czy znanego tematu „Marsz turecki”, będącego fragmentem Sonaty Fortepianowej A-Dur, skomponowanej w Paryżu w latach 1781- 1783. Powód takiego przedsięwzięcia był ewidentny, dwóchsetlecie śmierci Wolfganga Amadeusza Mozarta. Rezultat zamierzeń kwartetu nie powala i w tym zakresie należy się zgodzić z ocenami prasy branżowej w Zjednoczonym Królestwie, która „zjechała” album niemiłosiernie, albo zignorowała jego wydanie. Zespół starał się zwrócić uwagę publiczności na swoje nowe dzieło, promując je na koncercie w Royal Albert Hall  1 listopada 1987. Bez powodzenia! Dziwnym jednak trafem, muzyka z płyty spodobała się w USA, gdzie odniosła największy sukces komercyjny spośród wszystkich wydawnictw sygnowanych nazwą Sky.
Właściwie trudno określić muzykę z zremasterowanego w studiu Esoteric Recordings/ Cherry Red Records materiału jako rock. Pierwszoplanową rolę od początku do końca odgrywają filharmonicy z renomowanej orkiestry Academy Of ST. Martin In The Fields pod dyrekcją sławy Sir Neville’a Marrinera. To ono decydują o brzmieniu płyty, to dźwięki orkiestrowe mają zdecydowaną przewagę w poszczególnych adaptacjach. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że mówienie o partnerstwie orkiestry i zespołu rockowego byłoby znacznym nadużyciem. Przez ponad 50 minut słuchamy listy przebojów Mozarta zagranych symfonicznie, a Sky jest przysłowiowym „kwiatkiem do kożucha”. Steve Gray odpowiedzialny za przygotowanie aranżacji, musiał się nieźle nagimnastykować, ponieważ normalnie w sytuacji, gdy rock flirtuje z muzyką klasyczną do brzmienia wprowadza się aranżacje orkiestrowe. A tutaj jest zupełnie na odwrót. Gray musiał w symfoniczną muzykę wpleść akcenty wygenerowane przez kwartet Sky. Wynik takiego postępowania polega na tym, że prym wiedzie nieustannie orkiestra, sporadycznie docierają do nas dźwięki rodem z krainy rocka, czyli w jednym miejscu kilka uderzeń perkusji, tam jakaś skromna partia klawesynu (choć trudno ten instrument traktować jako rockowy standard), jeszcze w innym fragmencie kilka akordów gitary akustycznej. A zupełną rzadkością bywają drobiny partii gitary elektrycznej czy innych instrumentów klawiszowych niż klasyczny fortepian. Najwięcej „roboty” mieli przy nagrywaniu Herbie Flowers, ale tylko wtedy, gdy pojawiała się partia tuby, Steve Gray jako klawesynista i Tristan Fry, jedyny członek kwartetu, którego perkusję słychać w kilku punktach programu, które każdy średnio „otrzaskany” słuchacz zdefiniuje bez wahania jako rockowe. Zresztą inicjatorem zaproszenia- choć do końca nie jestem przekonany, kto kogo zaprosił- sławnej, szacownej orkiestry Academy Of  ST. Martin In The Fields do wspólnej pracy był perkusista Fry, który przed karierą w Sky udzielał się w składzie Academy.., grając w regularnych koncertach na kotłach. Jedynym plusem całego przedsięwzięcia jest fakt, że taka orkiestra jak Academy Of ST. Martin In The Fields i jej szef Sir N. Marriner w ogóle wyraziła zgodę na wspólną realizację projektu z rockmanami. Gdyby taka propozycja padła w stosunku do innych artystów sceny zarówno muzyki poważnej, jak też rozrywkowej, to opowiadano by o tym wydarzeniu do trzech pokoleń wstecz. Dlatego reasumując nie popełnię błędu, gdy przewrotnie napiszę, że „Mozart” to nie regularny album zespołu Sky, lecz wyżej wymienionej Orkiestry, a Sky bywa dosyć mizernym dodatkiem. Śmiem uważać, że gdyby całą strategię ustawiono wokół pomysłu, w którym to orkiestra ma zamiar nagrać longplay z udziałem grupy rockowej, wydźwięk i ocena takiego zdarzenia byłyby zupełnie inne. Szkoda, że muzycy Sky nie poszli wcześniej po naukę dostępną w archiwach rocka i nie spróbowali się zorientować, jak ułożyć sobie kooperację z symfonikami na podstawie dzieł Emerson, Lake i Palmer. Słynne albumy ELP są „twardym” dowodem, że można zjednoczyć siły orkiestry i składu rockowego, bez ryzyka utarty tożsamości artystycznej, a efekty takiego współdziałania mogą być olśniewające, analizując na przykład tak wybitne wykonanie ELP dzieła Modesta Musorgskiego „Pictures At An Exhibition”.
Nie będę pisał o poszczególnych akapitach albumu, bo jeszcze „na łeb nie upadłem”, żeby próbować oceniać wielkość dzieł kompozytorskiego geniusza W.A. Mozarta. One są ponadczasowe, wielkie, genialne i gdzie taki marny „robak” jak ja spróbuje zmierzyć się z tym Kosmosem dźwięków. O Mozarcie napisano całe tomy, o jego życiu, geniuszu, a dzieła jego muzyki rozebrano metodycznie na miliony cząsteczek, wskazując ich mistrzostwo. Mam stuprocentową pewność, że większość słuchaczy średnio zainteresowanych utworami tzw. muzyki poważnej, od pierwszych taktów rozpoznaje „Marsz Turecki” czy uwerturę z „Czarodziejskiego Fletu”. Dlatego z punktu widzenia odbiorcy dźwięków klasycznych, ta płyta ma solidną wartość poznawczą i stanowi swoistą listę przebojów. I nie wygłaszam w tym punkcie herezji, ponieważ zgadzam się ze zdaniem jednego ze sławnych przedstawicieli rocka- niestety uleciało mi z pamięci jego nazwisko-, że gdyby Mozart żył współcześnie, tworzyłby także muzykę rockową. Jednak oceniając zbiór dwunastu nagrań projektu „Mozart” z perspektywy rocka, to jest on raczej marny i nie stanowi godnego pożegnania Sky z publicznością. Szkoda tylko, że tak w sumie cenieni muzycy, tak wszechstronni, Peek- Flowers- Gray- Fry, tak utalentowani wydali jako końcowy akt swojej twórczości takiego wtórnego knota, spychając własnymi siłami formację rockową na absolutny margines. Dlatego poniższa, surowa ocena odnosi się wyłącznie do pracy wykonawczej pomysłodawców, którym kompletnie zabrakło koncepcji, jak wykorzystać olbrzymi potencjał światowej Orkiestry w kontakcie z rockowym składem.
Ocena 2/ 6
Włodek Kucharek

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5056826
DzisiajDzisiaj1714
WczorajWczoraj2645
Ten tydzieńTen tydzień10305
Ten miesiącTen miesiąc60477
WszystkieWszystkie5056826
18.117.196.184