Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

SUBSIGNAL - The Beacons Of Somewhere Sometime

 

(2015 - ZYX Music)
Autor: Włodek Kucharek
subsignals the beacons m
Na trop Subsignal wpadłem niejako przypadkowo, gdzieś tak pod koniec roku 2011. A w zasadzie, to nie ja byłem odkrywcą tego rockowego zjawiska, lecz jeden z przyjaznych mi dobrych ludzi, którzy są podobnie jak ja „zafiksowani” na rock we wszelkich jego odmianach. Rozmowa telefoniczna przebiegała w przybliżeniu następująco:
 
X: Hej, Włodziu! Ja z pytaniem. Znasz może taką kapelę jak Subsignal? Właśnie wydali płytę „Touchstones”.
 
 
Ja: Nie, nie mam bladego pojęcia o czym mówisz (ale w głowie już wtedy zapaliło mi się czerwone światełko)!
 
X:Jak to? Przecież siedzisz mocno „ukorzeniony” (bez skojarzeń proszę!) w niemieckim progrocku (jestem z zawodu germanistą i niektórzy myślą , że jak Kanclerz Merkel beknie po obiedzie, to ja wiem, co jej zaserwowano).
 
Ja: Zgadza się, ale moja „mózgowa” nawigacja nie namierzyła jeszcze śladów obiektu zwanego Subsignal. A wiesz, skąd oni się wzięli?
 
X:Przecież znasz świetny projekt Sieges Even. Dwóch gości stamtąd założyło nową formację, która miała być pobocznym zajęciem od działalności Sieges Even. Ale jak to życiu bywa, prowizorka okazała się wyjątkowo mocna i ignorując czas trwa do dzisiaj.
 
 
Takie oto zdarzenie poprzedziło moją znajomość z twórczością Subsignal. A później poleciało jak lawina. Najpierw przemieliłem w mózgownicy zawartość „Touchstone”, muzykę, która już po pierwszym przesłuchaniu zachwyciła mnie. Mało! Wbiła mnie dosłownie w podłogę! Pomyślałem (czasami mi się to zdarza, choć skleroza postępuje)! Kurde, gdybym miał poszukać i opisać kwintesencję rocka progresywnego to album Subsignal „Touchstones” doskonale by się do tego nadawał. Ale to jeszcze nie wszystko! Zabawiłem się w śledczego, ale solo, bez komisji, i dotarłem do longplaya z numerem „1”, czyli debiutu pod tą nazwą, „Beautiful & Monstrous”, który potwierdził mój zachwyt. Zostałem sprzedany! Logo Subsignal stało się żelaznym punktem na liście dzieł poszukiwanych.  Dwa lata po wymienionym „Touchstones” ukazał się dysk z materiałem zatytułowanym „Paraiso”. Wydawało się to zgoła niemożliwością, ale swoją klasą przebił cały dotychczasowy dorobek kwintetu zmiatając z powierzchni Ziemi całe zagony kapel rockowych uznawanych za wiodące w muzycznym światku.  Poziom Mount Everestu! Kapitalna muzyka, proporcjonalnie ułożona, z idealną architektoniczną „bryłą”. Czyli tam, gdzie potrzeba mocy i decybeli, tam jest moc. Tam, gdzie przydałaby się delikatność, subtelność, bywa intymnie. Tam, gdzie sprawdzają się rozwiązania pompatyczne, jest epicko i majestatycznie. Tam, gdzie słuchacza powinna porwać świetna partia solowa, znajduje się ona na swoim miejscu, w precyzyjnie wytyczonym punkcie. Tam, gdzie oczekujemy nośnej, niesztampowej melodii, jest pięknie melodyjnie. A tam, gdzie dodać należy dawkę szaleństwa, pojawia się ono przykładowo w formie partii o inklinacjach improwizacyjnych.
Ideał? Nie wiem, czy w ogóle coś takiego istnieje, wzorzec muzyczny, ale jeżeli można taki fenomen zdefiniować, to muzyka Subsignal nadaje się do tego modelowo.
 „The Beacons Of Somewhere Sometime” zarejestrowana pod koniec roku 2015, 12 utworów tworzących blisko 70-minutowy monolit, w którym poszczególne komponenty płynnie się zazębiają. Prolog „The Calm”, niespełna 100-sekundowa miniatura zaczyna się niezwykle lirycznie, sennie, bardzo nostalgiczną partią duetu fortepian- flet. Jednak niech nikogo nie zmyli dosyć intymny, atmosferyczny wstęp, gdyż już pod koniec tego „drobiazgu” sytuacja zaczyna się diametralnie zmieniać. Narastający, z każdą sekundą coraz intensywniejszy perkusyjny grzmot oraz soczyste, coraz bardziej wyraziste brzmienie gitary przeobrażają utwór w progmetalowe „zwierzę”, które wyciąga ostre pazury od pierwszych taktów drugiego rozdziału „Tempest”. A kolejne etapy toczą się zgodnie z profilem stylistycznym różnorodnych ścieżek. Przekaz jest bardzo intensywny, gęsty, urozmaicony, którego fakturę tworzą mięsiste, drapieżne i potężne gitarowe riffy, graniczące z akustycznymi sekwencjami balladowego pochodzenia. Zawiesiste pasaże klawiszy raz kształtują ilustracyjne krajobrazy w tle, innym razem wkraczają na pierwszy plan z energetyczną partią syntezatora. Oczywiście gitary elektryczne i akustyczne to filar brzmienia Subsignal. Bardzo istotnym czynnikiem w kreowaniu dźwięków w licznych kompozycjach jest fortepian, niekiedy klasycyzujący „wyciszacz” emocji (po 4:30 w „And The Rain Will Wash It All Away”), czasami lekko jazzujący. W przestrzeni dźwięków znalazło się także dosyć miejsca dla rozwiązań niekonwencjonalnych, vide krótka, przepiękna partia Marka Arnolda na saksofonie altowym pomiędzy 5 a 6 minutą utworu z numerem cztery. Bywa kapitalnie melodyjnie (chcecie znaleźć potwierdzenie prawdziwości moich słów natychmiast posłuchajcie pozycji „Everything Is Lost”), rytmicznie i wręcz przebojowo, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Należy podkreślić istotny wkład sekcji rytmicznej Ralf Schwager-bas- Dirk Brand-perkusja, którzy „zarządzają” rytmem z niesamowitym wyczuciem. Przyspieszają intuicyjnie, wzmacniają tętno utworu „szóstym zmysłem” dokładnie wtedy, kiedy to należy zrobić, a jak przychodzi stosowny moment puls rytmu staje się subtelny, ledwo zaznaczony w ramach kompozycji. Oddzielne pochwały należą się Arno Mensesowi (współzałożycielowi Subsignal), który przed mikrofonem dowodzi, jak należy rozumieć profesjonalizm wykonawczy, dostarczając obok techniki, także to coś ukryte w emocjach i uczuciach. A z jego głosu emanuje pewność, potrafi umiejętnie sterować dynamiką, potencjałem dramaturgicznym zawartym w tekstach, rewelacyjnie prowadzi linie melodyczne.
Album „The Beacons Of Somewhere Sometime” ma charakter multistylistyczny. Znajdziemy w jego zawartości akcenty muzyki symfonicznej (smyki), prześliczne, nastrojowe fragmenty balladowe, flirt z jazzem, składniki art rocka, liczne odniesienia do progresywnego metalu, rock symfoniczny w czystej postaci, a nawet nierzadkie eskapady w kierunku heavy metalu. Wszystko to stabilnie skonstruowano na fundamencie progresji. Zachwyca także bogata paleta nastrojów, od melancholii, smutku przez tajemniczość i mrok, aż po agresję i krzyk duchowego bólu. Album oferuje cały katalog najróżniejszych składników muzycznych, czynników zmiennej nastrojowości, efektów specjalnych, inteligentnie powiązanych i tworzących spójny organizm muzyczny. Wprawdzie autorzy zarzekają się, że tak nie jest, ale wielu odbiorców dostrzega w tej publikacji fonograficznej tzw. album koncepcyjny, którego kanwę stanowi tematyka związana z utratą pewnych wartości, uczuć osób bliskich, z rozstaniem. Koroną płyty jest finał w postaci kompozycji tytułowej, ponad 23- minutowego monstrum. I jeszcze jedno zdanie o okładce płyty. Trudniej o trafniejszą sugestię odnośnie zawartości stricte muzycznej dysku jak dumny, piękny łabędź otoczony lekko zamglonym krajobrazem. W tym widoku kryją się klimaty tworzone przez piątkę znakomitych muzyków. „The Beacons Of Somewhere Sometime” to muzyka tak piękna jak dostojny łabędź, klimatyczna i tajemnicza jak mgła lekko przykrywająca kontury krajobrazu. Kto nie dotarł jeszcze do tego wydawnictwa Subsignal, ten musi nadrobić braki, bo nie czyniąc tego, nie zdaje sobie sprawy ile traci, w zakresie ducha, strawy dla zmysłów, wyobraźni. Album Subsignal to dowód na to, że na podłożu tradycji rocka progresywnego, wykorzystując swoje umiejętności i wrażliwość, można zbudować oryginalne i wartościowe dzieło, które nawet po n- tym przesłuchaniu odkrywa przed nami swoje urocze zakątki. Poszukajcie , żeby się zachwycić. Warto!!!
Ocena 5.5/ 6
Włodek Kucharek

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

5059435
DzisiajDzisiaj790
WczorajWczoraj3533
Ten tydzieńTen tydzień12914
Ten miesiącTen miesiąc63086
WszystkieWszystkie5059435
3.15.174.76