KANSEIL - Fulìsche
(2018 Rockshots)
Autor: Wojciech Chamryk
Tracklist
01. Ah, Canseja!
02. La Battaglia del Solstizio
03. Ander de le Mate
04. Pojat
05. Orcolat
06. Serravalle
07. Vallòrch
08. Il Lungo Viaggio
09. Densilòc
01. Ah, Canseja!
02. La Battaglia del Solstizio
03. Ander de le Mate
04. Pojat
05. Orcolat
06. Serravalle
07. Vallòrch
08. Il Lungo Viaggio
09. Densilòc
Rzut oka na okładkową fotkę zespołu i wszystko jest już jasne: w takich kostiumach z wczesnego średniowiecza muszą grać folk metal, innej opcji raczej nie ma. Sporo też ich na tym zdjęciu: aż siedmiu, znaczy septet, poważny skład. Żarty jednak na bok, bo Włosi z Kanseil na swym drugim albumie nie odstawiają fuszerki, grając folk metal naprawdę wysokich lotów. Zwykle jak słucham płyt utrzymanych w tej stylistyce, to prędzej niż później okazuje się, że są to twory dość sztuczne, gdzie folk idzie w swoją, a metal w swoją stronę, nie jest to więc ani spójne, ani tym bardziej ciekawe. Na „Fulìsche” nie ma o tym mowy: to prawdziwy monolit, gdzie folkowe partie dud, buzuki i czego tam jeszcze świetnie przeplatają się z blackowym, intensywnym łojeniem, tak jak choćby w „Ah, Canseja!”, „Pojat” czy „Orcolat”. Niektórym utworom nie można nawet odmówić swoistej przebojowości („Ander de le Mate”), są też takie w głównej mierze balladowe, bardziej tradycyjne w formie („Densilòc”), a celtycki folk z wokalami Sary Tacchetto (Vallroch), solowymi i w duecie z Andrei Facchina, oferuje najlepszy utwór na tej płycie, nomen omen, „Vallòrch”. Gościnnie pojawiają się też inni muzycy, wzbogacający brzmienie Kanseil dźwiękami akordeonu albo liry korbowej. Byłem ostatnio na tradycyjnych warsztatach śpiewaczych i prowadzący je Jacek Hałas, wirtuoz tego instrumentu, opowiadał, że jest on bardzo chętnie wykorzystywany przez zespoły metalowe – na „Fulìsche” słychać, że nie bez przyczyny.
(5/6)
Wojciech Chamryk