Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

QUIET RIOT - One Night in Milan

 

(2019 Frontiers)
Autor: Maciej Uba
 
quietriot-onenightinmilan s
Tracklist:
1. Run For Cover
2. Slick Black Cadillac
3. Mama Weere All Crazee Now
4. Whatever It Takes
5. Terrified
6. Love’s A Bitch
7. Condition Critical
8. Thunderbird Intro
9. Thunderbird
10. Party All Night
11. Freak Flag
12. I Can’t Get Enough
13. Wild & The Young
14. Let’s Get Crazy
15. Cum On Feel The Noize
16. Bang Your Head
                  
Reaktywowany w 2010 roku Quiet Riot zdążył w przeciągu lat przejść wiele metamorfoz, jeśli chodzi o line-up i o ile instrumentaliści pozostawali ci sami, tak zawsze był problem z wokalistami. Problem głównie u pozostałych członków grupy.
Pierwszym wokalistą po reunionie, który swój urząd piastował przez 2 lata był Mark Huff, który głosem, jak i wyglądem przypominał legendarnego frontmana Kevina DuBrowa. Niestety, jego problemy z pamięcią doprowadziły do wyrzucenia go w lutym 2012 roku przez internet, gdy akurat przechodził operację usunięcia guza mózgu (!). Na zaplanowanych wcześniej koncertach zastąpił go Keith St. John z Montrose, po czym od marca, przez 1.5 roku, na wokalu zasuwał Scott Vokoun. Głos znów był trafiony w dziesiątkę, czego highlightem może być koncert podczas M3 Rock Festival 2012. Pod koniec 2013 roku zespół doszedł do wniosku, że lepiej mieć rozpoznawalnego wokalistę, aniżeli wokal z cover bandu, więc na 3 pełne lata zatrudnili Jizziego Pearla z Love/Hate, z którym nagrali w 2014 roku album "10" - wydanie całkowicie zapomniane, gdyż ukazało się tylko cyfrowo, a po dosłownie kilku miesiącach zniknęło również z internetowej sprzedaży.
Rok 2017 przywitał nas Scottem Vokounem, z którym QR nagrali płytę “Road Rage”, jednak po 5 koncertach Scott wyleciał na bruk, a do line-upu dołączył James Durbin - finalista American Idol, z którym band nagrał na nowo i wydał “Road Rage”.
Całą tę historię opowiedziałem by zwrócić uwagę na jeden fakt - wokaliści, którzy zostali wychrzanieni, a nagrania z nimi są systematycznie kasowane z YouTuba (tak, to fakt), mieli barwę głosu podobną do Kevina. Jizzy natomiast kompletnie nie odnajdywał się wokalnie
w repertuarze QR, a był bardziej znanym wokalistą. Miałem nadzieję, że James obali ten mit i zrobił to połowicznie - barwa głosu jest zupełnie inna, lecz maniera śpiewania i energia na scenie jest bliska temu, co dawał z siebie Kevin. Zespół był tak pewny tego line-upu, że postanowił zarejestrować swój koncert podczas Frontiers Rock Festival, który odbył się w Mediolanie w 28.04.2018 roku. Materiał ujrzał światło dzienne dzięki Frontiers w styczniu 2019 pod tytułem "One Night in Milan". W tym momencie, w oficjalny sposób, możemy sprawdzić (naocznie i nausznie, bo oprócz CD, mamy w zestawie DVD z koncertu) - czy James Durbin rzeczywiście jest godnym następcą Kevina DuBrowa? Mogę się do tego odnieść lepiej niż ktokolwiek, gdyż byłem na tym koncercie, a i na paru kadrach można zobaczyć moją czerwoną czapkę!
Zapis koncertu otwiera zapowiedź zespołu. Przed koncertem wybrzmiało jeszcze "We Will Rock You" Queenów, czyli nieodłączne intro zespołu, które z wiadomych przyczyn zostało wycięte z płyty.
Set otworzyło pędzące "Run For Cover", które jest moim faworytem, jeśli chodzi o interpretację wokalną Jamesa. Brzmi to świetnie i Durbin świetnie się odnalazł w tym kawałku. Kolejny utwór pozostawił nas przy Metal Health z 1983 roku, choć jego pierwotna wersja zaistniała już w 1979 na japońskim Quiet Riot II - "Slick Black Cadillac". W tym momencie poczułem, że wokal Jamesa jest zbyt lekki dla Riotów. Mimo szerokiej skali głosu, Cadillac wydawał się lżejszy, niż wersja z Kevinem, choć nadal wykonanie było na wysokim poziomie.
Kolejny w kolejce był Condition-Criticalowy cover brytyjczyków ze Slade - "Mama Weer All Crazee Now" - tutaj już konkretnie zabrakło chrypki Kevina, która w cudowny sposób nawiązywała do głosu Noddiego Holdera. Co ciekawe, to właśnie ten kawałek został wybrany jako pierwszy do promowania wydawnictwa na YouTubie. Może i był to hit w 1984, ale wg. mnie brzmi to jak cover coveru i bez Kevina nie ma tego blasku.
To, co spodobało mi się w line-upach po śmierci Kevina to fakt, że zespół zaczął sięgać po kawałki z lat 90., czego nie robił na początku XXI wieku. W ten sposób usłyszałem "Whatever it Takes" z "Down to the Bone" z 1995 roku. Ucieszyło mnie to niezmiernie, gdyż to jest jeden z lepszych kawałków z tamtych czasów. Myślę jednak, że niebawem wypadałoby go wymienić, gdyż jest grany od line-upu z Jizzym. Kolejnym rarytasem było "Terrified" z albumu z 1993 roku. Ten numer wrócił dość niedawno do repertuaru i cieszę się, że załapał się na nagranie koncertowe. Wokal robi tutaj robotę i jest to jeden z moich ulubionych kawałków z tego wydawnictwa.
Następnie band zabrał nas znów do "Metal Health" i do ballady "Love's a Bitch", która figuruje w setach jeszcze z czasów reunionu w 1997. Tutaj wysokie dźwięki Jamesa robią naprawdę świetną robotę, choć wg. mnie ten utwór jest wepchnięty trochę na siłę i z chęcią w secie usłyszałbym jakąś balladę z późniejszych albumów. Skoro o późniejszych albumach mowa, to przyszedł czas na tytułowy utwór płyty "Condition Critical". Znów muszę powiedzieć, że wokal Jamesa jest za lekki dla tej piosenki i choć utwór nie jest oczywistością w secie, to chętnie usłyszałbym coś innego. Ten utwór również promował album na YouTubie.
Kolejnym punktem setlisty był "Thunderbird", przed którym, już tradycyjnie, przed mikrofonem pojawił się perkusista Frankie Banali i poprosił o minutę ciszy dla Kevina DuBrowa i Randiego Rhoadsa, który zespół założył. Niespodzianką był fakt, że na scenie pojawiły się klawisze, a za nimi stanął Alessandro del Vecchio, który również album produkował. Był to pierwszy wykon w historii (prócz albumowego oczywiście), gdzie oprócz gitar grało pianino. Muszę przyznać, że do dziś wzruszam się oglądając i słuchając tego utworu.
Po wzruszającej balladzie wskakujemy na imprezę. “Party All Night” z Condition Critical to również nieodłączna część setlisty Riotów po powrocie w 2010 roku. Tu po raz kolejny zabrakło mi charakterystycznego głosu Kevina, choć muszę przyznać, że wersja Jamesa również ma swój urok.
Jako, że set był dość wyjątkowy, jeśli chodzi o Riotowe koncerty, to czekałem na coś nowego z Road Rage - byłem ciekaw czy najświeższe kawałki mnie porwą na żywo, gdyż albumowe wersje… no cóż, nie należą do najbardziej zajmujących (ale może o tym kiedy indziej). Doczekałem tego momentu i usłyszałem “Freak Flag”, czyli pierwszy singiel z RR. Dla mnie utwór pozbawiony kompletnie mocy mimo, że potencjał na metalowy anthem miał. Piosenka z Jamesem na wokalu nie porwała mnie na płycie i nie porwała na koncercie - jak dla mnie najsłabszy punkt programu. Na szczęście zrekompensowało to “Can’t Get Enough”, czyli otwieracz Road Rage. Jest to najjaśniejszy punkt albumu z Jamesem i kawałek, który dobrze wpasowuje się do Riotowego setu. Tak samo było w Live Music Club, gdzie koncert się odbywał - bardzo się cieszę, że wykonali akurat ten numer, gdyż po nagraniach z poprzednich gigów widzę, że zespół bardzo skąpo podchodzi do promowania najnowszego wydawnictwa studyjnego na żywo (zdarzyło się, że zagrali jeszcze “Wasted”).
Na tym promocja Road Rage się skończyła i wróciliśmy do lat 80. - z głośników wybrzmiało “The Wild & The Young”, czyli hymn z QRIII z 1986. Będę się powtarzał, ale znów wokal Jamesa nie pasuje mi do tego kawałka, choć wykon był przyzwoity. Przed ostatnim refrenem mogliśmy usłyszeć instrumentalny fragment “Voodoo Brew”, które jest wplatane do hitu
z QRIII od kilku lat. Następnie wróciliśmy już na stałe do Metal Health - najpierw “Let’s Get Crazy”, które jest stałą częścią każdego koncertu Quiet Riot i wycisnęło z Jamesa Durbina wszystko, co potrafi. Tym razem bez solówki na gitarze, gdyż czas festiwalu gonił.
Na sam koniec hity hitów Quiet Riot, czyli “Cum on Feel the Noize” od Slade i “Metal Health (Bang Your Head)”. Mimo, że śpiewał je James, a nie Kevin, a na gitarze nie grał Carlos Cavazo, a Alex Grossi, to i tak było to dla mnie ogromne przeżycie. Kawałki wykonane świetnie i w doznaniach nie przeszkadzała mi barwa Jamesa.
Tutaj płyta się kończy, choć nie w wydaniu japońskim. Japończycy dostali na swoim wydawnictwie jeszcze bis w postaci “Highway to Hell” AC/DC. O ile w przypadku płyt studyjnych jeszcze jako tako rozumiem bonus tracki, tak w przypadku płyt koncertowych jest to dla mnie absurdalne. Czemu ogólnodostępna wersja płyty nie ma pełnego zapisu koncertu oraz dlaczego ten bonus track nie jest dostępny również na japońskim DVD? Jest to dla mnie niewytłumaczalne i bądź co bądź bolesne dla fana takiego jak ja, a na pewno dla uczestnika koncertu, który chciał go później obejrzeć i odsłuchać w domu w całości. Wykon hitu AC/DC był świetny i bardzo żałuję, że okazję do posłuchania go, tylko w wersji audio, będą mieli jedynie posiadacze japońskiego ”One Night in Milan”.
Tak, jak wspomniałem, oprócz CD, dostaliśmy również zapis koncertu w postaci wideo. Tutaj nie mam się czego czepiać - wszystko jest ładnie zautoryzowane i zmontowane, a sam koncert ogląda się naprawdę świetne. James świetnie odnajduje się na scenie, co widać na nagraniach i czuć energię bijącą od zespołu.
“One Night in Milan” to na pewno solidny zapis cząstki historii Quiet Riot. Przekrojowy set z naciskiem na “Metal Health”, energia bijąca ze sceny, dobry mix dźwięku i ładnie zrealizowany obraz. Dla mnie to wydawnictwo znaczy jeszcze więcej, gdyż byłem na tym koncercie i nie mogłem marzyć o lepszej pamiątce z niego. James Durbin godnie zastąpił Kevna DuBrowa, choć jego barwa głosu daleka jest od tego, czym był obdarzony legendarny frontman. Co ciekawe, epizod z Jamesem Durbinem również został zakończony, gdyż wokalista postanowił odejść z zespołu i skupić się znów na solowej twórczości. Jego miejsce zajął ponownie Jizzy Pearl - zobaczymy, co z tego wyniknie.
Mimo tego, że “One Night in Milan” to porządne wydawnictwo, to według mnie lepszym wyborem jest “Live in the 21st Centrury” - na tym wydawnictwie mamy pełny zapis koncertu z 2003 roku z klasycznym składem z Metal Health. Nie powiem, że mediolański live-album to pozycja obowiązkowa, jednak warto ją sprawdzić i choć z czystej ciekawości - przesłuchać.
(4/6)
Maciej Uba

rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5072568
DzisiajDzisiaj1750
WczorajWczoraj2764
Ten tydzieńTen tydzień9525
Ten miesiącTen miesiąc6288
WszystkieWszystkie5072568
3.142.174.55