Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Brutal Assault - Jaromer (Czechy) - 9-12.08.2017

Brutal Assault, 9-12.08.2017, Jaromer, Czechy

Czeski Brutal to coroczna obowiązkowa pozycja na festiwalowej trasie koncertowej. I tak po roku przerwy dotarłem na 22 edycję. Do Jaromera wyruszyliśmy dzień przed pierwszymi koncertami i to był dobry pomysł, gdyż dość szybko okoliczny wał zaczął się zaludniać.

           

Pierwszym koncertem, na jaki dotarłem w środę, był Fleshgod Apocalypse. Włosi grali w pełnym słońcu, co w połączeniu z dość średnią setlistą sprawiło, że wybrałem zimne piwo od ich koncertu. Następnym zespołem, który chciałem zobaczyć tego dnia, był Gorguts. Amerykanie wypadli bardzo intrygująco. Żałuje, że nie miałem okazji ich widzieć jeszcze w klubie. Taki techniczny death przemawia do mnie. Lecz nie ma chwili odpoczynku, gdyż na sąsiedniej scenie meldują się dark metalowcy z czeskiego Roots. Poważne szaty oraz makijaże lekko kontrastowały z tekstami po czesku, które dla nas brzmiały groteskowo. W każdym razie koncert zaliczam do przyjemnych. Tego już nie powiem o Wintersun. Jari powinien się skupić na grze na gitarze i śpiewie, a tutaj postanowił tylko śpiewać i robić za nadpobudliwego frontmana. Niestety nie wychodziło mu to, przez co cały koncert wypadł dość żałośnie. Gorzej niestety było na Metal Church. Zespół jako jeden z pierwszych dostał oświetlenie, czego niestety nie wykorzystał dość dobrze, światła po prostu nie pasowały. Wokalnie było średnio, a muzycy sprawiali wrażenie, że grają na festynie, a nie metalowym festiwalu. Na ten koncert czekałem bardzo. The Dillinger Escape Plan miałem okazję widzieć wcześniej tylko raz i to właśnie dwa lata wcześniej na brutalu. Amerykanie postanowili zakończyć karierę i występ na brutalu, był dla mnie ostatnią okazją, by ich zobaczyć. Totalnie się nie zawiodłem. Szybkie matematyczne granie połączone z totalnym szaleństwem na scenie. Gitarzysta co chwila wspinał się na kolumny tylko po to, żeby zaraz z nich zeskoczyć. Czeskie Masters Hammer zaprezentował set złożony ze starego materiału urozmaicony o widok dwóch pół nagich kobiet na scenie. Koncert uznaję jednak jak najbardziej na plus i czekam na jesienne koncerty klubowe. Czas na amerykański thrash metal w postaci niezniszczalnego Overkilla. Grupa wypadła jak zawsze, kiedy to miałem okazję ich widzieć. Jedyne, do czego można by było mieć pretensje to krótki set, mimo wszystko był to jeden z najlepszych thrash metalowych koncertów brutala. Na zakończenie pierwszego dnia na dużej scenie pojawiła się rodzima Batushka, która odegrała całą swoja litanie, pobłogosławiła zgromadzoną publiczność i opuściła scenę. Koncert uważam za bardzo ciekawe przeżycie, zwłaszcza chór robi super wrażenie. Zmęczony postanowiłem udać się jeszcze na małą scenę zobaczyć Wolves in the throne room. Tutaj bez niespodzianek, amerykanie wypadli doskonale a ich black metal był odpowiednią kołysanką na zakończenie tego upalnego dnia.

           

Dzień drugi również był pod znakiem upałów. I tak w totalnym skwerze udało mi się zobaczyć dobry koncert Nervosy, Fallujah i Crytopsy. Bardzo dobrze wypadli również amerykanie z Havok. Najnowszy techniczny materiał bardzo dobrze wypada na żywo, a obecność nowego basisty, który swoją energią rozpierdolił scenę (turlał się po ziemi, biegał w kółko, czołgał się pod perkusją) dodała koncertowi więcej ognia. Na małej scenie tego dnia zobaczyłem tylko Swans i muszę przyznać, że kompletnie nie wiem, o co chodzi w tej muzyce i czemu ludziom tak bardzo się to podobało. Czas na jeden z tych zespołów, które myślałem, że nigdy nie zobaczę, wielki Emperor. I po przemyśleniu wszystkiego tak niestety powinno zostać. Grali całe Anthems to the Welkin at Dusk plus dwa oczywiste utwory z debiutu. Póki grali, było jeszcze ok, mimo licznego wplatania progresywnych nut przez Ihsahna. Najgorsze były przerwy między utworami, gdzie wspomniany gitarzysta przemawiał do publiczności, tak jak by grał w jakimś wesołym power metalowym zespole, a nie black metalowej legendzie. Ostatnim koncertem widzianym przeze mnie w całości tego dnia był Opeth. Skupili się na swoim starszym materiale, przez co ten koncert był naprawdę bardzo dobry. Klimat lekkiego deszczu potęgował jeszcze odbiór tego koncertu.  Żałuję, że nie widziałem ich nigdy wcześniej w klubie. Udało mi się jeszcze być na połowie koncertu Suffocation i tutaj bez niespodzianek, amerykanie mimo nowego składu wypadli potężnie i tak jak dotychczas, jak widziałem ich w klubach bardzo dobrze. Niestety zmęczenie upałem wygrało nad chęcią zobaczenia reszty koncertu oraz ostatniego koncertu dużej sceny. W nocy przeszła burza nad terenem festiwalu co miało być zwiastunem, tego co się miało dziać dnia trzeciego.

           

Dzień trzeci zapowiadał się już dobrze. Nie było upału, dzięki czemu koncert Crowbara można było obejrzeć bez ciągłego szukania cienia. Amerykanie niczym walec przejechali po tym festiwalu. Nie znam innego zespołu, który brzmi tak potężnie. Niestety na Secred Reich spadł deszcze, nie tyle deszcz ile ulewa. Sztorm. Jebnął prąd, telebim i prawie boki sceny. Koncert został przerwany, przez co nie poserfowałem do Nikaragui. Totalnie przemoczony uciekłem do namiotu, gdzie się potem dowiedziałem, że amerykanie po około pół godziny mogli wrócić na scenę i zagrać to, co chciałem usłyszeć. I tak przemoczony i wkurwiony siedząc w namiocie nie zobaczyłem końcówki Secred Reich ani Incantatnion, na których mi bardzo zależało. Nie zobaczyłem ich też następnego dnia na scenie orientalnej. Tam z kolei zawiniło to, że za późno się pojawiłem i nie było już miejsca, żeby co kol wiek usłyszeć i zobaczyć. Tego dnia udało mi się zobaczyć Possessed na małej scenie, którzy wypadli identycznie jak pod koniec roku we Wrocławiu. Na dużą scenę dotarłem na Carcass. Brytyjczycy z iście chirurgiczną precyzją niszczyli publikę swoją obrzydliwą odmianą death metalu. Jeff od czasu do czasu rzucał żarciki w stronę publiczności. Materiałowo dostaliśmy przekrój przez całą dyskografię zespołu z dużym naciskiem na mój ulubiony Necroticism – Descanting the Insalubrious. Prawdopodobnie, gdyby nie to, co zaraz miało nastąpić, to właśnie Brytyjczycy zagraliby koncert festiwalu. Scena spowija zielony dym i z niego wynurza się Electric Wizard. Po muzykach widać, że odpowiednio przygotowują się do grania takiej muzyki. I tak dostajemy godzinę totalnych szlagierów tego zespołu w przepięknej oprawie świetlnej i wizualnej. W tle pojawiają się najpierw sceny tortur młodej kobiety przechodzące w seks, a na sam koniec totalnie psychodeliczne obrazy świetlne. Znikomy kontakt z publiką nikomu tutaj nie mógł przeszkadzać, gdyż wszyscy byli w swoim świecie. Jedyne czego mogę żałować to to, że nie dojechałem na ich klubowe koncerty jesienią.

           

Ostatniego dnia, ani nie padało, ani nie grzało. Byłoby idealnie, gdyby nie przemoczone rzeczy. Koncertowo było dość solidnie. Nucler Vomit na początek dnia: grindcore, papier toaletowy, fekalia i obora pod sceną. Tego dnia odbyły się dobre koncerty Svart Crown i Pronga. Ogromną porażką był koncert Artillery oraz Tiamat. Muzycy tych zespołów powinni ograniczyć używki zwłaszcza przed wyjściem na scenę. Lekko rozczarowało mnie rodzime Decapitated, przy którym liczyłem, że zagrają zapowiedziany set z okazji 20 lecia, a niestety skupili się na promocji najnowszej, dość średniej płyty. Inaczej za to śląska Furia, która wprowadziła małą scenę w psychodeliczny i  melancholijny nastrój. Nihil i spółka nie grają słabych koncertów. Co innego Norwedzy z Mayhem, którzy po raz kolejny walczą z odgrywaniem jednej płyty i po raz kolejny wypada to po prostu średnio. Najwięcej do życzenia pozostawiają ich podejście do akustyki. Cóż jest to zespół, który nie dorasta do pięt swojej legendzie. Najlepsze koncerty tego dnia zdecydowanie należą do: Mantar, który po prostu rozniósł małą scenę. Demolition Hammer amerykanie pokazali, że grają chory thrash i takiej reakcji oczekują od publiki. Do tego ogromna radość z grania i genialny kontakt z publiką. Nie wiem, czy nie wypadli lepiej niż Overkill, jeśli chodzi o thrashowe koncerty. Tsjuder za to pokazał, jak powinno się grać agresywny i skurwiały black metal bez brania jeńców. Na zakończenie festiwalu poszedłem na koncert czeskiego Gutalaxa. Muszę przyznać, że na żadnym z koncertów nie widziałem tak komicznych tańców, do których dość szybko dołączyłem. Na tym koncercie było dosłownie wszystko: świniak na scenie, dmuchane krokodyle, kutasy, poprzebierani ludzie, cycki. Idealne zakończenie takiego festiwalu.

             

Droga powrotna do domu zajęła mi ponda 12 godzin, dzięki pogodzie wracałem z gorączką i następne kilka dni leczyłem grypę. Nie zobaczyłem wszystkich koncertów, które chciałem. Pewne jest to, że za rok znowu się zjawię w twierdzy Jaromer, zeby zobaczyć: Perturbatora, Protektora, Carpathian Forest, Dead Congregation i Whoredom Rife.

Kacper Hawryluk 

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

5057308
DzisiajDzisiaj2196
WczorajWczoraj2645
Ten tydzieńTen tydzień10787
Ten miesiącTen miesiąc60959
WszystkieWszystkie5057308
18.222.200.143