Left To Die, Toughness, Frightful - Warszawa - 17.03.2023
Left To Die, Toughness, Frightful - Proxima, Warszawa - 17 marca 2023
Otworzyłem oczy. Mrugnąłem dwa razy i w sekundę zmrużyłem, bo jasność pomieszczenia, w którym leżałem, raziła. Wszędzie absolutna cisza. Podniosłem głowę i rozejrzałem się w około. Gołe białe ściany i dyndająca z sufitu naderwana jarzeniówka nie napawały optymizmem. Izba wytrzeźwień? – zapytałem sam siebie. Skąd! Przecież nic nie piłem i nie piję. Szpital? – poddałem mózg dalszym rozważaniom. Wtem drzwi otworzyły się i stanęła w nich czarna postać z kosą. Dziwnym, jakby zmodulowanym głosem powiedziała: „Spokojnie, to poczekalnia dla świeżo przybyłych”. Zbliżyła się, a ja podkurczyłem nogi ze strachu i czułem jak oblewa mnie zimny pot. Pochyliła się nade mną i… Poznałem tę twarz! „Przyszedłem podziękować za obecność” – rzucił i dodał, że musi już iść, bo chciałby do wszystkich dotrzeć przed posiłkiem. Zmarszczyłem czoło. – Wszystkich? – zapytałem drżącym głosem. – Tak, wszystkich z klubu Proxima… Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Aaaaaa!!!!!
Obudziłem się z krzykiem. Gwałtownie spojrzałem w prawo, ale regał z płytami stał jak stoi. Przez okno wdziera się światło. Pies przyszedł się przywitać. Uff… Jak dobrze… Już myślałem, że umarłem naprawdę, bo wczorajszego wieczoru w warszawskim klubie Proxima wszyscy zostali Pozostawieni Na Śmierć. Dosłownie.
Chyba nie było osoby, która w sali nie reagowała jakkolwiek na to, co dzieje się na scenie. A pod sceną jeden zbiorowy amok. Wzruszenie. Euforia. Czyste szaleństwo. Absolutny młyn rozkręcił się już od pierwszych minut koncertu. Mogę sobie tylko próbować wyobrażać, co działo się kiedy formacja Death miała swój złoty czas. Większość zebranych zdecydowanie nie mogła być na koncertach jakie dawała kapela w latach 90., więc wczorajszy występ był namiastką, czymś w rodzaju wehikułu czasu…
Left To Die to muzycy grający w Death oraz Gruesome. Powołali ten zespół by z godnością przypomnieć wielkiego człowieka gatunku jakim był niewątpliwie Chuck Schuldiner. Na gitarze Rick Rozz, grający na „Leprosy” (1988). Bas dzierżył Terry Butler, ozdabiający niskimi tonami „Spiritual Healing” (1990). Wokale, łudząco podobne do oryginału i drugie wiosło należały tego wieczoru do Matta Harveya (Gruesome, Dekapitator, Exhumed) a perkusistą był Gus Rios (m.in. Gruesome). Chyba już domyślacie się jak to wyglądało?
Nie jestem maniakiem Death, ale szanuję i czasem po nią sięgam. Chyba jednak zbyt rzadko, co pokazał mi ten występ. Set składał się tylko z wczesnego etapu czyli dwóch pierwszych albumów – „Scream Bloody Gore” (1987) oraz wspomnianego „Leprosy” (1988). Żelazna klasyka i wręcz podręcznik dla wielu naśladowców. Ten drugi został odegrany w sumie w całości. Czysta wścieklizna opanowała salę kiedy leciały „Born Dead”, „Baptized In Blood”, „Denial Of Life” czy „Leprosy”. Kawałki zagrane bardzo dobrze, choć wprawne ucho wychwycić mogło, że solówki Harveya nie były aż tak poukładane, jak Chucka. No ale o to chyba ciężko. Nie ma co się też bawić w analizatora i rozbierać tak dziki koncert na czynniki pierwsze. Bez przesady. Raczej ważne były emocje. Od nich gęstniało. To co wyprawiał na perkusji Gus to mistrzostwo. Karkołomne przejścia, tempa rozrywające bezwładne ciała. Butler z pewną dozą dostojności rozłupywał głowy za pomocą czterech strun. Wyprowadzał bulgoczące ciosy prosto przed siebie. Rick wycinał swoje partie z zaangażowaniem. Trzeba pamiętać, że chłop miał przerwę w graniu, ale jak można było doświadczyć, nie zatracił dawnej sprawności.
Każdy utwór powoli zabijał. Publiczność wciągnięta została w tryby bezlitosnej maszyny. Left To Die przemielili wszystkich na swojej drodze. Apogeum opętania nadszedł przy „Open Casket”, „Left To Die”, „Zombie Ritual” a już na sam koniec nie było czego zbierać. Po tym jak wybrzmiały „Pull The Plug” i „Evil Dead” poczułem niedosyt. Posłuchałbym tej krwiożerczej bestii jeszcze chwilę. Rozumiem jednak założenia – tylko dwa albumy. I tak myślę, że dla wielu ten wieczór był spełnieniem swego rodzaju marzenia. Dla mnie okazał się swoistym przypomnieniem, odświeżeniem twórczości Death. Dobrze było się pojawić w stolicy. Rzadko człowiek ma okazję posłuchać tak konkretnej i wyrafinowanej masakry!
Przed Left To Die wystąpiły grupy wspierające w postaci Frightful oraz Toughness. Na pierwszych niestety nie zdążyłem w związku z trudnościami w dojeździe do klubu. Jednak widziałem ich niedawno w Poznaniu i myślę, że było tylko lepiej. Jeśli ktoś lubi wulgarny death metal, pierwotny w wyrazie, to pewnie bawił się znakomicie. Cieszyłem się natomiast, że w końcu na żywo obejrzę Toughness. Słuchałem ich z płyty i debiutancki materiał „The Prophetic Down” (2022) zrobił pozytywne wrażenie. Jak na żywo więc sprawują się młodzieńcy z okolic Lublina? Widać, że wciąż łapią doświadczenie. Brakuje jeszcze swobody scenicznej. Grali statycznie, skupieni na straszliwie połamanych kompozycjach. Dużo się działo w tej muzyce, choć studyjnie jest to w jakimś stopniu okiełznane. Z przodu dźwięk też swoje robił – momentami przypominał jedną masę. Na pewno jeszcze przy okazji rzucę okiem i uchem, bo młodzież ma potencjał. Myślę, że koncert zachęci kolejne osoby do sięgnięcia po studyjne wcielenie grupy.
Adam Widełka